Co wiecie o indyjskich kolejach? Każdy, kogo o to zapytam, ma przed oczami obraz koszmarnie przepełnionych wagonów, skomplikowanej siatki połączeń oraz podróżnych siedzących na dachach pociągów. Ten stereotyp utrwala choćby film pt. „Lion. Droga do domu”.

W tym niezwykłym kinowym obrazie opartym na prawdziwej historii mały chłopiec wsiada niefortunnym zbiegiem okoliczności do jednego z pociągów jadących przez Indie i gubi drogę powrotną. Podróżując od stacji do stacji dojeżdża w końcu do Kalkuty gdzie trafia do sierocińca, a potem do adopcji w odległej Australii. Swój dom w Indiach odnajduje dopiero po 25 latach…

Ile w tak utrwalonym stereotypie jest prawdy? A całą pewnością koleje w Indiach mają ogromną, trudną dla nas do wyobrażenia skalę. To dziesiąty pod względem wielkości zatrudnienia pracodawca na świecie. To przewoźnik, z którego usług każdego dnia korzysta kilkadziesiąt milionów pasażerów. To w końcu czwarte pod względem wielkości – po Rosji, Chinach i Stanach Zjednoczonych – przedsiębiorstwo kolejowe świata.

Podczas naszej podróży po Indiach kilkukrotnie użyliśmy tego środka komunikacji – i właśnie to filmowa Kalkuta była jednym z kolejnych celów naszej wyprawy. Z północnych regionów Indii do Kalkuty – byłej stolicy Korony Brytyjskiej – wyruszyliśmy z New Jalpaiguri: w trasę liczącą 559 kilometrów długości oraz trwającą 11 i pół godziny. Pociągiem osobowym, 2 klasy, z klimatyzacją, typu tzw. sleeping. Czyli bardziej „po naszemu”: pociągiem dla pasażerów, klasy w miarę ekonomicznej, bez przedziałów ale za to z łóżkami do spania. Pociągiem typu Ekspres – czyli „szybkim”.

Już samo zakupienie biletów na skład dalekobieżny w Indiach to jedna wielka przygoda. Należy to zrobić poprzez stronę internetową narodowego przewoźnika. Nie można tego dokonać anonimowo, lecz trzeba założyć konto internetowe – w dodatku konto autoryzowane. Autoryzacja polega na tym, że podczas rejestracji podajemy nr telefonu komórkowego na który przychodzi kod dostępu. Kod dostępu wbijamy na stronie i możemy rezerwować bilety na wszystkie trasy.

Dla wydawców: zanurz łapkę w garnku pełnym miodu i poczęstuj swoich czytelników tym artykułem!

Niestety wcale nie jest tak wesoło. Na początku należy podczas rejestracji wnieść niewielką opłatę – całe szczęście także internetowo. Po wniesieniu opłaty zostaje wysłany do nas sms-em kod… ten jednak nie przychodzi. Okazuje się, że żeby nie było za łatwo, to ów kod dochodzi wyłącznie na telefony indyjskich operatorów. I tego w żaden sposób nie da się obejść! Jest wprawdzie opcja „ręcznej” aktywacji konta – ale w tym celu należy skontaktować się mailowo z supportem strony. Tam zostaniemy poproszeni o przesłanie skanu naszego paszportu. Ja niestety po wysłaniu skanu nigdy więcej już żadnego kontaktu ze strony operatora się nie doczekałem. Po trzech tygodniach wysyłanych upominań nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Jak przysłowiowym grochem w wiadro.

Hindusi są bardzo pomocną nacją, zawsze gotową wesprzeć Cię w każdej sytuacji i potrzebie. Postanowiłem więc poszukać pomocy u znajomych znajomych, którzy mają znajomych w Indiach. Pomocnych dłoni bardzo szybko znalazłem wiele, ale… ale wszyscy jak się okazało mieli telefony, z których już aktywowano jakieś konto. Nic się więc z moją aktywacją zrobić nie dało, i na tydzień przed wyjazdem ostatecznie poddałem się: kupiłem bilety kolejowe przez pośredników, czyli specjalizującą się w zamawianiu azjatyckich biletów firmę. Wyszło wprawdzie drożej, lecz zaledwie o kilkanaście procent – w dodatku szybko, sprawnie i bez stresu.

Indie Kalkuta

Na kolejny problem natrafiliśmy dopiero na miejscu, już w Indiach. Nasz pociąg do Kalkuty odjeżdżał o godzinie 03:55 rano. Gdy dotarliśmy na stację okazało się, że w żaden sposób nie umiemy ustalić z którego peronu odjedzie nasz pociąg. Wokół zero informacji. Okazało się, że żadna z osób które spotkaliśmy nie umie nam pomóc. Na nic pokazywanie nazwy docelowego miasta, na nic bilet. Pięć osób, i pięć różnych opinii gdzie powinniśmy pójść!

Stresowało nas to, że na 10 minut przed planowanym odjazdem wszystkie perony były zupełnie puste. Żadnych pasażerów oczekujących wraz z nami na pociąg… Tajemnica rozwiązała się na 5 minut przed przyjazdem pociągu na stację. Nagle głośniki ożyły, i obok nas pojawił się nie wiadomo skąd tłum ludzi! W ciągu jednej chwili stał się tłok! Okazało się, że ponieważ nikt nie wiedział na który peron przyjedzie pociąg, wszyscy czekali na komunikat w… korytarzu przejścia nadziemnego! I tylko my jedyni, zagubieni, chodziliśmy po peronach szukając szczęścia.

Reszta podróży minęła nam już bezstresowo. Jak to jest jechać takim pociągiem? Czy jest tam bezpiecznie? Czy czysto? Co zrobić gdy przyciśnie nas „potrzeba”? To wszystko możecie zobaczyć na filmie. Powiem tylko tyle: to wspaniała przygoda, którą z całym sercem mogę polecić każdemu, kto ma choć trochę podróżniczego doświadczenia. Przygoda smakowita jak kolory i zapachy Indii. Wiecie o czym mówię, prawda?!

Jeżeli mogę coś podpowiedzieć tym wszystkim, którzy do Indii wybierają się po raz pierwszy: nie marnujcie czasu na zakładanie konta. Kupcie bilety od razu do pośredników – zapłacicie kilka złotych więcej, ale unikniecie stresu.

I nie bójcie się podróżować samemu: pociągi nie gryzą. Nawet nocne! Trzymajcie tylko przy sobie portfel i dokumenty, bo jak pociąg odjedzie bez Was z jakiejś stacji, to te rzeczy bardzo Wam się przydadzą.

No i nie wyglądajcie z pociągów przez otwarte drzwi. Można zginąć. Serio, serio! A jeżeli już wyglądacie, to zawsze W KIERUNKU JAZDY POCIĄGU BY WIDZIEĆ ZBLIŻAJĄCE SIĘ SŁUPY I INNE PRZESZKODY. NIGDY TYŁEM !

Dla czytelników: spodobała Ci się ta opowieść? Zrewanżuj się i postaw mi wirtualną kawę – ten sympatyczny gest zmotywuje mnie do pracy nad kolejnymi materiałami.

Indie – więcej materiałów z wyprawy:

Pojazdy i Maszyny – więcej materiałów z tej kategorii: