Dzisiaj we wczesnych godzinach przedpołudniowych (ok. godziny 22:15 czasu lokalnego) u wybrzeży Alaski doszło do silnego trzęsienia ziemi o sile około 8 stopni w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się pod dnem Oceanu Spokojnego, w związku z czym na wybrzeżu oraz na okolicznych wyspach zawyły syreny alarmowe – zaistniało zagrożenie wystąpienia zjawiska Tsunami. W narażonym na katastrofę obszarze znajdowali się także przebywający na Alasce w celach turystycznych Polacy: w ciągu dosłownie kilkunastu minut wszyscy zostali ewakuowani na wyżej położone tereny. Jak wyglądają takie ewakuacje? Jak możemy się przygotować na nadejście tsunami? Czy podczas „zwykłych” wakacji także jesteśmy na nie narażeni?
Spróbuję odpowiedzieć na te pytania. Poniższa wiedza może się wydawać zbędna, jednak warto przeczytać te kilka prostych zasad – mając nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli się do nich stosować.
Zacznijmy od pytania „czym jest Tsunami?”. W dużym uproszczeniu jest to ogromna fala wodna (a także kilka następujących po sobie kolejno fal) wywołana przez jakieś zdarzenie katastroficzne: wybuch podwodnego wulkanu, podwodne trzęsienie ziemi, osuwisko znacznych mas ziemi (zarówno lądowe jak i podwodne), upadek meteorytu itd. Energia dostarczona przez tego typu katastrofy powoduje wypiętrzenie mas wody, a następnie rozprzestrzenianie się powstałej ogromnej fali na przyległe obszary. Najczęściej są to oceany, jednak tsunami – o czym koniecznie trzeba pamiętać – może występować także w zatokach, fiordach czy na dużych jeziorach.
Cechą charakterystyczną tsunami jest kształt fali: nie jest ona podobna do zwykłych fal morskich, może być o wiele wyższa (np. kilkadziesiąt czy nawet kilkaset metrów) oraz jest bardzo „gruba”. Oznacza to, że grzbiet fali jest bardzo głęboki i może minąć wiele minut zanim pojedyncza fala przejdzie przez punkt w którym się znajdujemy. W takiej pojedynczej fali zmagazynowana jest ogromna energia, tysiące razy większa niż w znanych nam falach morskich. Dzięki temu tsunami – zanim napotkane przeszkody odbiorą mu energię – może wedrzeć się w głąb lądu nawet na wiele kilometrów.
Najbardziej znanym przykładem potęgi tego zjawiska jest tsunami które nawiedziło Ocean Indyjski w 2004 roku. Powstała na skutek trzęsienia ziemi fala miała zasięg kilku tysięcy kilometrów, a podczas jej przejścia przez wybrzeża kilkunastu krajów śmierć poniosło prawie 300 tysięcy osób. Kolejna taka ogromna katastrofa miała miejsce w 2011 roku u wybrzeży Japonii – wtedy zniszczona została między innymi elektrownia jądrowa w Fukushimie. Zginęło ponad 15 tysięcy osób.
Te przykłady nam, mieszkańcom Polski, wydają się bardzo egzotyczne. Jednak ze względu na różnorodność źródeł powstawania tsunami nie oznacza to, że w Europie jesteśmy całkowicie bezpieczni. Bardzo aktywnym tektonicznie – a jednocześnie nieco zaniedbanym w świadomości zagrożeń – miejscem powstawania tsunami jest na przykład basen Morza Śródziemnego. Spędzając wakacje na jednej z wielu śródziemnomorskich wysp, na wybrzeżu włoskim czy nad Adriatykiem, powinniśmy mieć świadomość tego zagrożenia. Świadomość oraz wiedzę co robić w przypadku katastrofy.
Z tsunami możemy się spotkać także na wybrzeżu Hiszpanii, Danii czy w fiordach Skandynawii. Mało kto wie o tym, że ślady po niszczycielskim zjawisku tsunami znaleziono także w obrębie Morza Bałtyckiego – badania archeologiczne wskazują, że wybrzeże obecnej Polski było zalewane przez tsunami w ciągu ostatniego tysiąclecia przynajmniej dwukrotnie. Bałtyk pochłonął wtedy nadmorskie wsie i miasta, a nasza wiedza o tych wydarzeniach jest niewielka tylko dlatego, że stare przekazy historyczne nie znały pojęcia tsunami: klasyfikowano je jako nagłe i zaskakujące powodzie. Zjawisko nazywano „Morskim Niedźwiedziem”. Taka katastrofa miała miejsce np. w 1497 roku, kiedy to zniszczeniu uległy tereny leżące na zachód od Kołobrzegu (a być może i cały południowy brzeg Bałtyku). Fala tsunami wdarła się wtedy na ląd na głębokość aż do półtora kilometra.
Co można w takim razie zrobić, i jak przygotować się na tsunami?
Po pierwsze: musimy mieć świadomość zjawiska. Już sama wiedza o tym czym jest tsunami zwiększa nasze szanse na przeżycie katastrofy. Przebywając nad wodą i widząc jej niespotykane zachowanie, czując trzęsienie ziemi lub słysząc odległy grzmot o wielkiej sile – zamiast ciekawości, w naszym umyśle powinno pojawić się ostrzeżenie. Zamiast fotografować z entuzjazmem cofającą się wodę (o czym później) i nagrywać telefonami syreny alarmowe – powinniśmy zacząć szukać schronienia.
Po drugie: musimy umieć zidentyfikować zagrożenie. W tym celu należy zdać sobie sprawę z warunków naturalnych, które nas otaczają. Tereny nadmorskie, tym bardziej położone w strefach sejsmicznie aktywnych powinny aktywować nasze myślenie. I nie chodzi o to, by się bać – ale o to, by rozumieć otoczenie. Gdy wchodzimy na wulkan, zdajemy sobie sprawę z tego, że wulkan może wybuchnąć.
I po trzecie: powinniśmy wiedzieć jak się zachować. Tsunami jest żywiołem niepokonanym i niepowstrzymanym. Bywa tak, że nie mamy z nim żadnych szans – ale w większości przypadków odpowiednio szybka reakcja potrafi uratować nam życie jeżeli tylko wiemy co robić, a czego nie.
Oto 10 kroków o których powinniśmy wiedzieć:
Dzisiaj moi znajomi przebywający na Alasce wraz z setkami innych osób zostali ewakuowani w głąb lądu w ciągu kilkunastu minut od wystąpienia trzęsienia ziemi. Największym problemem „społecznym” jak zwykle w tego typu przypadkach była koncepcja, że to tylko ćwiczenia – a nie prawdziwe zagrożenie. Wszyscy zostali skutecznie wywiezieni poza miasto, na pobliskie wzgórza, i tam przeczekali stan zagrożenia. Po kilku godzinach został on odwołany – tym razem podmorskie trzęsienie ziemi nie wywołało śmiercionośnej fali tsunami. Wszystko skończyło się dobrze.
I na koniec, już jako ciekawostka, relacja z obserwacji zjawiska tsunami zwanego „Niedźwiedziem Morskim”, które miało miejsce na Bałtyku w 1757 roku:
„Bałtyk posiada także często swoją własną pogodę, która z pogodą lądowa nie ma związku; czasami jednakże tylko rzadko, występuje podwodna burza w tymże (Bałtyku), o czym można wnioskować z tego, że przy czystym i spokojnym niebie, daje się słyszeć wzdłuż pomorskich brzegów morskich toczący się grzmot, a na ląd wyrzucane są nieżywe lub na wpół żywe ryby morskie i przybrzeżne. Tak było np. 3 kwietnia 1757 r. około południa przy spokojnej i jasnej pogodzie, brzeg Bałtyku koło Trzebiatowa nad Regą stał się nagle tak wzburzony, że wysokie fale zerwały duży prom zacumowany w porcie i przeniosły daleko na ląd. Po czym kiedy to (falowanie) się trzykrotnie powtórzyło morze stało się znowu spokojne. Żeglujący mieszkańcy wybrzeża nazywają to znane im zjawisko „Niedźwiedź Morski”.
L. W. Brueggemann.