Kiedy wyszedłem z wnętrza Piramidy Cheopsa pomyślałem, że nic już bardziej niezwykłego w Egipcie mnie nie spotka. Jak się szybko okazało – byłem w błędzie. Na drugi dzień pojechaliśmy do Sakkary – miejsca, w którym wznoszą się piramidy starsze od tych w Gizie.

To właśnie w tym miejscu Egipscy faraonowie uczyli się budować swoje grobowce – z różnym skutkiem. Wędrówka po wnętrzach Piramidy Czerwonej oraz Piramidy Łamanej jest przeżyciem absolutnie nokautującym, o wiele ciekawszym niż po obleganych przez turystów piramidach w Gizie. Dopiero tutaj można poczuć zew prawdziwie starożytnego Egiptu.

Sakkara leży około 15 kilometrów na południe od Gizy. Turyści zwiedzający leżące na obrzeżach Kairu piramidy – Cheopsa, Chefrena oraz Mykerinosa – widzą majaczące w oddali budowle w Sakkarze, jednak poza przypadkowymi spojrzeniami nie budzą one ich większego zainteresowania. A to wielki błąd. Piramida Schodkowa Dżesera – oraz położone jeszcze bardziej na południe Czerwona Piramida, Biała Piramida (Piramida Łamana Snorfu) oraz Czarna Piramida Amenemhata III – to absolutnie niesamowite zabytki. Choć wielkością ustępują rekordowej Piramidzie Cheopsa, to i tak swoim rozmachem przytłoczą każdego stojącego u ich stóp podróżnika.

Jednak to nie wielkość piramid w Sakkarze i w Dahszur świadczy o wyjątkowości tych miejsc. Warto wiedzieć, że to właśnie tutaj możemy prześledzić niezwykłą ewolucję technologiczną, która miała miejsce podczas wznoszenia piramid. Oglądając ogromne piramidy w Gizie – końcowy efekt budowlanego szału jaki opętał Faraonów IV Dynastii – wiele osób zastanawia się: „Jak to możliwe, że człowiek wzniósł tak gigantyczne budowle? Czy nie pomagali mu w tym kosmici? Jak starożytni ludzie, bez współczesnej nam techniki mogli coś takiego skonstruować? Przecież to niemożliwe!”

I rzeczywiście – patrząc wyłącznie na piramidy w Gizie, będące ukoronowaniem całego procesu – można zadać pytanie: jak to możliwe, że coś takiego zbudowano? Nie znając szerokiego kontekstu można ulec pokusie rozważenia najbardziej nawet fantastycznych teorii. Jednak odpowiedź na pytania znajduje się dosłownie na wyciągnięcie ręki – zaledwie kilkanaście kilometrów dalej, w Sakkarze i w Dahszur. By zrozumieć jak budowano piramidy wystarczy dotrzeć do tego miejsca; a wtedy żadni kosmici nie będą Wam już potrzebni. Żadne kosmiczne dźwigi czy anty-grawitacyjne platformy. Odpowiedź leży w tutejszych pustynnych piaskach, do których jednak biura podróży bardzo rzadko przywożą turystów.

Oto prawdziwa historia piramid.

W V i IV tysiącleciu przed naszą erą (czyli 6-7 tysięcy lat temu) zmarłych mieszkańców Doliny Nilu chowano tak jak wszędzie indziej na świecie: w ziemi. Jednak suchy klimat oraz wszechobecny piach sprawiały, że ciała  zmarłych rozkładały się zupełnie inaczej niż w zalesionej Europie czy w wilgotnej Azji. W piasku brakuje mikroorganizmów, które sprawią że zwłoki szybko staną się częścią gleby. Proces rozkładu martwych ciał w piaskach pustyni działa nieco inaczej.

Zwłoki prehistorycznych mieszkańców Egiptu zamiast zamieniać się w proch – często ulegały naturalnej mumifikacji. Sprzyjało to powstaniu wiary, że życie pośmiertne związane jest z koniecznością zachowania szczątków zmarłego; ponieważ dusza jest związana z ciałem, to nawet po śmierci o cielesną powłokę trzeba dbać. By dusza mogła trwać wiecznie, trzeba chronić związane z nią ciało.

Oczywiście nie każdy mógł sobie pozwolić na odpowiednie zabezpieczenie swojego ciała po śmierci. Dlatego wierzenia związane z życiem pozagrobowym wciąż ewoluowały i w późniejszych czasach podawały różne zastępcze rozwiązania. Setki lat po okresie budowy piramid doszło nawet do tego, że wystarczyło „wyznaczyć” specjalny posążek – zwany Uszebti – który stawał się ciałem zastępczym zmarłego. Składana do grobu wraz z ciałem figurka stawała się „rezerwowym mieszkaniem” dla duszy – dostępnym dla niemal każdego mieszkańca Egiptu. Jednak to historia dużo późniejsza, a my wróćmy do opowieści o piramidach.

Mniej więcej w 2950 roku przez naszą erą pierwszy Król Obu Krain, Władca Dolnego i Górnego Egiptu – Narmer – zjednoczył po raz pierwszy cały kraj pod jednymi rządami. Ogromne tereny po obu stronach Nilu wymagały sprawnego zarządzania, co spowodowało pojawienie się nowej specjalizacji – obok rybaków, rolników, żołnierzy i myśliwych – pojawili się także „administratorzy”. Ci – jak dziś byśmy ich nazwali – „urzędnicy” posiedli władzę pozwalającą im wypełniać wolę króla. Każda władza zawsze jednak związana jest z majętnością – i w ten oto sposób Egipt wkroczył na ścieżkę społecznego rozwarstwienia. Dotychczas rybak od rolnika różnił się tylko wykonywaną pracą; każdy z nich był mniej więcej tak samo bogaty. Od momentu powstania „administracji” majętność oraz równouprawnienie przestały jednak obowiązywać.

Nowa warstwa społeczna szybko konsolidowała nie tylko władzę, ale i bogactwo. Rolnik w pocie czoła wytworzy produkty, które utrzymają go przy życiu wraz z rodziną. Jeżeli będzie miał szczęście i zbyt duże wylewy Nilu nie zniszczą jego pola (ani zbyt małe, co było tak samo groźne!) – to nadmiar swoich produktów wymieni na inne dobra; źrebaka, świnię lub nowe ubrania; nigdy jednak z własnej pracy nie stanie się bogaty. To samo dotyczy rybaka, myśliwego czy prostego rzemieślnika: ograniczenie jakim jest czas przeznaczany na wykonanie pracy nigdy nie pozwoli zwykłym ludziom zgromadzić bogactwa.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda jednak w przypadku administratorów – wszelkiego rodzaju nadzorców, poborców podatkowych, opiekunów magazynów, kapłanów czy dowódców. Ich dochody są częścią dochodów niższych klas społecznych, więc zależą nie od własnej pracy – lecz od liczby podległej im ludności. Takie osoby mogą więc gromadzić bogactwo, bo nie zależy ono wyłącznie od ich własnej fizycznej pracy. Wiem, że brzmi to jak teorie Marksa i Engelsa – ale tak to właśnie działa już od prehistorii.

Po zjednoczeniu Egiptu wykształciły się więc warstwy społeczne, które stać było na coś więcej niż tylko pogrzeb w piasku pustyni. Te osoby zaczęły sobie zadawać pytania: czemu po śmierci ma mnie czekać taki sam los, jak zwykłych rolników?  Skoro mogę sobie pozwolić na to, by wybudować dom, to czy władza i bogactwo nie należą mi się także po śmierci? Może powinienem wybudować sobie dom, w którym zamieszkam także w zaświatach? Pytania te były o tyle na czasie, że właśnie wtedy kapłani wynaleźli życie pośmiertne. Trudno powiedzieć co było pierwsze: pytania, czy odpowiedzi – ale oba te elementy tworzyły spójną całość.

Egipt odkrył filozofię mówiącą o tym, że śmierć nie oznacza końca. Pojawiły się jednak kolejne pytania: skoro istnieje miejsce, do którego trafimy po śmierci, to jak ono wygląda? Co tam będziemy robili? Czy choć w części życie po śmierci przypomina nasze dotychczasowe życie?

Wbrew pozorom nie są to nieznaczące pytania. Skoro będziemy żyli po śmierci, to może przydadzą nam się wtedy różne przedmioty, do których jesteśmy przyzwyczajeni? Krzesła, łóżko, sprawny łuk i ostry miecz? Może warto zabrać ze sobą różne inne atrybuty bogactwa? Wisiorki, narzędzia, naczynia? Skoro wszystko to jest niezbędne podczas życia, to może potrzebne będzie także po śmierci? Nawet jeżeli mamy wątpliwości, to chyba lepiej – choćby na wszelki wypadek – zabrać to wszystko ze sobą do grobu?

Mistyka podążyła za potrzebą udzielenia odpowiedzi na te trudne pytania. Kilkaset lat po Królu Narmerze wszyscy,których było na to stać – wybierali się w zaświaty z pełnym wyposażeniem. Zmarli niesieni byli do grobów w możliwie bogatych szatach, z asortymentem przedmiotów, które udało im się zgromadzić podczas życia. Oczywiście im ktoś był bogatszy, tym tych bagaży miał ze sobą więcej; by urządzić się wygodnie w zaświatach potrzebował także większego grobu. Tylko zwykli biedni ludzie wciąż szli w zaświaty w samej opasce biodrowej – po śmierci czekała na nich taka sama praca, jak do tej pory; mieli służyć swoim panom.

Składane w grobach bogactwa stanowiły jednak pewien problem: kusiły swoją dostępnością. Każdy, choćby najbardziej ubogi rolnik, mógł taki grób odkopać w środku nocy i posiąść składowane przedmioty – odbierając je zmarłemu. Żeby temu zapobiec bogaci Egipcjanie strzegli grobów lub budowali je na terenie swoich rodzinnych posiadłości. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że po kilku pokoleniach każdy grób i tak padnie łupem grabieżców. Każda władza i każda świętość po kilkudziesięciu latach od śmierci władcy staje się już tylko cieniem w pamięci nielicznych; zaledwie trzy pokolenia później każdy grób jest dla wszystkich tylko anonimową dziurą w ziemi.

A przecież życie po śmierci planujemy na wieki. Więc trzeba temu przeciwdziałać! Co się stanie, gdy nasze zwłoki ktoś wykopie i wyrzuci w piach – by pożarły je dzikie zwierzęta? Jak poradzimy sobie w zaświatach bez tych pięknych mis, dzbanów i drewnianych łóżek? Jak będziemy jeść w krainie umarłych – gołymi rękoma, jak zwierzęta? Trzeba to lepiej zaplanować!

W ten sposób zaczęły powstawać coraz lepiej zaplanowane grobowce. Tworzono bunkry, które miały być już nie tyle miejscami pamięci o nas, co schronami zabezpieczającymi nasze skarby przed ograbieniem. Coraz masywniejsze, coraz większe, budowane z coraz bardziej trwałych materiałów – a więc i coraz droższe.

Oczywiście nie były to budowle dla wszystkich. Ba, nie były to budowle nawet dla zwykłych bogaczy! Najwspanialsze groby budowali zarządcy prowincji, rodzina królewska, królowie. Tych ostatnich stać było nawet na to, by ufundować specjalne świątynie otaczające grób. Świątynie stawiano wcale nie po to, by miał kto się pomodlić za szczęście zmarłego; zamieszkałe przez kapłanów świątynie miały za zadanie pilnować grobowca. Bywało, że przyszły zmarły zakładał w okolicy całe nowe wsie i osady, których zadaniem było utrzymywanie świątyń – po to, by zatrudnieni tam ludzie dbali o bezpieczeństwo grobowca. Jeżeli kapłani będą klepać biedę, to pójdą sobie gdzieś indziej: trzeba więc zapewnić im bogactwo i kupić tym samym ich lojalność nawet po śmierci. Jeżeli świątynia będzie bogata, to kapłani odwdzięczą się pilnowaniem stojącego w centrum grobowca. 

I to działało – kapłani odwdzięczali się fundatorom. Mało tego, szybko wypracowano mechanizm wiary uzasadniający, że zmarły potrzebuje kultu oraz obrzędów, modłów, ofiar i darów. Ktoś przecież musi dostarczać mu w zaświaty wodę, owoce, posiłki. Wieczność należy planować z rozmachem!

Jednak nawet tak wielkie wydatki, na które pozwolić sobie mogli tylko faraonowie, z perspektywy czasu były niewystarczające. Gdy upadała dynastia nowi władcy niezbyt czuli się zobowiązani do dbania o świątynie i grobowce poprzednich władców. Często nowa dynastia powstawała na gruzach poprzedniczki, więc o żadnej lojalności nie mogło być mowy. Nowi władcy potrzebowali nowych bogactw, by wznieść także dla siebie nowe – jeszcze bardziej imponujące grobowce. A skąd łatwiej przyjdzie czerpać skarby, niż ze starych świątyń?

W międzyczasie – powolutku – grobowce faraonów, czyli najbogatszych z najbogatszych – stały się nie tylko miejscem ich spoczynku, ale także wyznacznikiem ich królewskiego statusu. Nie budujesz ogromnego grobowca? Nie jesteś więc wart uznania ze strony ludu. Nasz władca musi być potężny, a jak lepiej pokazać swoją potęgę, niż wznosząc wspaniałe i coraz to większe budowle? Ten pogląd dominował aż do końca starożytności.

Faraon Dżeser – pierwszy król z III dynastii – postanowił wybudować swój grobowiec w Sakkarze, na dogodnym kawałku pustyni położonym wówczas kilkaset metrów do brzegów Nilu. Jego grobowiec był mastabą – formą konstrukcji wymyśloną już przez jego poprzedników. Była to prostokątna konstrukcja stanowiąca nadbudowę nad grobem wykutym w głębi skały. Mastaba spełniała zarówno formę zabezpieczającą jak i reprezentacyjną – otaczały ją świątynie, kolumnady oraz wysokie mury. Mastabę Dżesera otaczał aż 10 metrowej wysokości mur, ale jego mastaba – początkowo – była tak niska, że nawet nie wystawała ponad owe mury. Z zewnątrz była całkowicie niewidoczna. 

Jednak Imhotep – królewski architekt i budowniczy – wpadł na zgoła rewolucyjny pomysł. A gdyby tak na szczycie już istniejącej mastaby postawić drugą, mniejszą? Grobowiec będzie bardziej imponujący, a dodatkowej roboty przy tym nie będzie wcale tak dużo – przecież większa mastaba już istnieje. Faraonowi ten pomysł tak się spodobał, że ostatecznie skończyło się aż na pięciu dodatkowych mastabach; jedna na drugiej, jedna na drugiej, jedna na drugiej. Piramida z mastab była widoczna z daleka, i przyciągała wzrok oraz szacunek. W ten to sposób rozpoczął się niezwykły wyścig zbrojeń w kategorii piramid.

Rękawicę podjął Snofru, pierwszy faraon z IV dynastii. Dla niego – założyciela nowej dynastii – posiadanie  imponującego grobowca – było nie tylko kwestią sławy, ale wręcz sprawą życia i śmierci. Grobowiec był oznaką władzy i potęgi nowego rodu. Dzięki triumfalnym ekspedycjom wojennym do Libii, Nubii i Synaju Snofru dysponował zasobami umożliwiającymi stworzenie budowli, której świat dotąd nie widział.

Dziewięć kilometrów na południe od Sakkary (w dzisiejszym Dahshur) Snofru rozkazał zbudować pierwszą prawdziwą piramidę. Nie poprzestał na pomyśle Dżosera, i postanowił go rozwinąć: połączył kolejne stawiane na sobie mastaby jednym oblicowaniem. Jego piramida miała być regularną bryłą o gładkich, strzelistych ścianach obłożonych białym wapieniem. Swoją wysokością miała przyćmić wszystko, co do tej pory zbudowano.

Niestety doszło do katastrofy budowlanej. Egipcjanie nie mieli jeszcze doświadczenia w tego typu konstrukcjach i piramidę dla Snofru zaczęto budować ze zbyt wielkim rozmachem. Miała być wysoka, więc jej ściany budowano pod zbyt dużym kątem. Gdy budowniczowie znajdowali się mniej więcej w połowie prac… konstrukcja zaczęła pękać. Na ich oczach piramida zaczęła się rozpadać pod własnym ciężarem.

Dziś możemy się tylko domyślać jak próbowano zaradzić katastrofie. Zmieniono kąt natarcia ścian bocznych godząc się, by piramida ostatecznie była niższa niż planowano. Niestety nie udało się uratować wnętrza piramidy, które także zaczęło się rozpadać – pęknięcia widać nawet dziś. Było wiadomo, że tunele prowadzące do komory grobowej wytrzymają setki lat, może tysiące – ale milionów już raczej nie.

Snofru urodził się jednak pod szczęśliwą gwiazdą. Egipt pod jego rządami był bogaty, a bogowie obdarowali go zdrowiem i długim życiem; szacuje się, że władał krajem może nawet przez pięćdziesiąt lat. Wystarczyło mu czasu na to, by wybudować nową piramidę – to niezwykła rzadkość w historii Egiptu.

Druga piramida Faraona Snofru – zwana dziś Czerwoną lub Północną – znajduje się dwa kilometry na północ od Piramidy Łamanej. Snofru zagrał va-banque; pomimo pierwszej porażki zaprojektował jeszcze większą budowlę o wymiarach podstawy 200 x 200 metrów, i wysokości sięgającej aż 109 metrów. Kąt nachylenia boków wynosił tym razem 43 stopnie – zamiast 53 stopni, które miała nieudana poprzedniczka.

Budowa drugiej piramidy udała się w stu procentach. Stoi ona do dziś, i imponuje swym ogromem oraz pięknymi, prostymi bokami. Geometrycznie jest nieskazitelna. Do jej wnętrza prowadzi ciasny tunel, którym można wejść do samego serca komory grobowej. Piramida Czerwona stała się pierwszą regularną piramidą wzniesioną w Egipcie. Najstarszą starowinką. Pamiętajmy jednak, że nie jest pierwszą. Historia piramid to historia ewolucji budownictwa; pełna sukcesów i porażek. To nie jest historia kosmitów, którzy przekazali Faraonom w darze niezwykłą samotną budowlę. Sądzicie, że pierwsza piramida kosmitom się nie udała, i musieli budować drugą? Że ze swoją międzygwiezdną technologią nie umieli obliczyć prawidłowo kąta kamiennych ścian tak, by im się ta piramida nie przewróciła? Dziwni Ci kosmici, doprawdy dziwni…

Miałem ogromną przyjemność wejść do wnętrza piramid w Dahszur – zarówno Piramidy Czerwonej jak i Łamanej. Wrażenie jest przytłaczające, absolutnie nieporównywalne do zwiedzania wraz z tłumem piramid w Gizie. Tunele są tu wąskie i klaustrofobiczne; surowe, ciemne, pełne nietoperzy i rozkładającego się guana. Aurę tego miejsce podkreśla niemal całkowity brak turystów; masowy pęd światowej turystyki wciąż w to miejsce nie dotarł. Wejścia do piramid Faraona Snofru pilnują tylko skromni opiekunowie kasujący bilety. Jeżeli będziecie mieli szczęście, to nikogo innego możecie tutaj nie spotkać.

Żadne tysiące słów, które mógłbym teraz napisać – nie oddają klimatu panującego we wnętrzu tych pierwszych piramid. Dlatego też zapraszam Was na film. Jest trochę przegadany i nieidealny – więc jeżeli interesuje Was tylko podziemna akcja – przewińcie od razu do dwunastej minuty filmu. Miłego oglądania.

I jeszcze ciekawostka za zakończenie! Zaledwie kilometr na wschód od Piramidy Łamanej znajduje się inna niezwykła budowla – tzw. Czarna Piramida. Na pierwszy rzut oka jest ona tak starożytna, że jej powstanie ginąć powinno w pomrokach dziejów. Jest tak skorodowana, że pozostał po niej już tylko zwietrzony, ogromny kopiec. Niestety to tylko pozory – jest to piramida Amenemhata III, faraona z XII dynastii – rządzącego Egiptem prawie osiemset lat po Snofru.

Była to już zupełnie inna epoka w historii tego kraju; piramidy budowano o wiele skromniej. Amenemhat III użył do budowy swojego grobowca zwykłej suszonej cegły; materiału, którego trwałość jest liczona zaledwie w dziesiątkach – a nie w tysiącach lat. I tylko dlatego jego piramida wygląda dziś jakby miała dziesięć tysięcy lat. W rzeczywistości nie ma nawet czterech tysięcy – to zaledwie „nastolatka”.

Oficjalna notatka UNESCO:

Pola Piramid od Gizy po Dahszur to stolica Starego Królestwa Egiptu. Zlokalizowane są tutaj niezwykłe pomniki nagrobnych, w tym skalne grobowce, ozdobne mastaby, świątynie i piramidy. W starożytności miejsce to było uważane za jeden z Siedmiu Cudów Świata.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Więcej materiałów z wyprawy do Egiptu?

Więcej materiałów z kategorii UNESCO?