Tak, dobrze słyszycie. Podróżnikami. Nie chodzi o turystykę – turysta korzysta ze zorganizowanych wyjazdów i odwiedza atrakcje zaplanowane przez kogoś innego. Dziś chodzi o podróżnika przez duże „P”. Kto to taki? To osoba, która sama wychodzi naprzeciw przygodom, która sama decyduje, gdzie i kiedy pojedzie, która w podróży jest sobie wiosłem, sterem i bosmanem! Jak mówi popularne powiedzenie: „Turysta to osoba, która z wakacji wraca wypoczęta, a podróżnik wręcz przeciwnie”. Uwierzcie mi – bycie Podróżnikiem wcale nie jest tak trudne, jak Wam się to wydaje. Ani tak drogie, jak moglibyście sądzić.
Podróżnikiem oczywiście nie zostaje się w jeden dzień. Ba, nawet nie w jeden rok. To długi proces wewnętrznego rozwoju oraz przekraczania swoich ograniczeń i barier. To okres pełen przełomowych decyzji oraz fascynującego poznawania samego siebie. Dlatego też nie zachęcam Was do rzucenia nagle wszystkiego w diabły i wyjechania na trzy lata do Azji lub w Bieszczady. Dziś zaproponuję Wam drobne kroczki, których realizowanie jeden po drugim będą stopniować podróżnicze wyzwania. I to Wy sami zdecydujecie, który z zaproponowanych kroków przekroczy Waszą prywatną strefę komfortu. Pamiętajcie jednak: gdy złapiecie bakcyla, okazać się może, że wewnętrzna granica znajduje się o wiele dalej niż sądzicie. W końcu – podróże to nie tylko zwiedzanie miejsc, ale także poznawanie siebie.
Jak mawiają Chińczycy – nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Wielu z nas dzieląc swoje życie pomiędzy pracę, naukę i rodzinę, często nie zdaje sobie sprawy z tego, jak niezwykłe miejsca znajdują się wokół nas. Bywa, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ich odkrycie to pierwszy z proponowanych przeze mnie kroków.
Są to miejsca bliskie i bezpieczne, a dotarcie do nich jest tanie. Nie trzeba praktycznie żadnych przygotowań poza zadaniem sobie trudu odnalezienia ich – choćby z pomocą Internetu. Krok pierwszy polega na tym, by znaleźć miejsca nieoczywiste – takie, które rzadko trafiają do przewodników turystycznych. Zamiast popularnych zamków poszukajcie ruin, o których zapomniano. Zamiast obleganego jeziora znajdźcie takie, które jest niedostępne, np. znajduje się w głębi lasu. A może przeniesiecie w to miejsce mały kajak i zostaniecie jego odkrywcą? Pewnego razu znalazłem jezioro, na którym jest niepozorna, zakrzaczona wyspa. Gdy na nią dopłynąłem okazało się, że na tej wyspie jest mniejsze, wewnętrzne jeziorko! Las, w środku którego jest jezioro, na którym jest wyspa, na której jest jeziorko!
Ślady starego, żydowskiego cmentarza – z którego zostały już tylko porosłe mchem macewy? Ważne jest, byście w jakiś sposób spróbowali dokumentować te swoje małe znaleziska; choćby telefonem. Byście zaczęli kolekcjonować swoje odkrycia i spróbowali zagłębić się w ich historię. W czasach Internetu takie poszukiwania są dostępne dla każdego, a sprawiają wiele satysfakcji.
Gdy pewnego dnia rozejrzałem się dokładniej w okolicy mojego domu okazało się, że w promieniu zaledwie kilku kilometrów mam:
– starożytne grodzisko na półwyspie będące rówieśnikiem słynnego Biskupina,
– kamienny krąg ukryty przez archeologów w polu pszenicy,
– opuszczoną przed 20-latami linię kolejową,
– zrujnowany i porośnięty budynek poniemieckiego stalagu, w którym przetrzymywano więźniów podczas II wojny światowej,
– porzucony kościół katolicki.
Wystarczyło poszukać. A jakie skarby znajdziecie w Waszej okolicy?
Wydawać by się mogło, że co jak co, ale swój kraj znamy. Tymczasem nic bardziej mylnego. W drugim kroku nie namawiam Was jednak do zwiedzania wszystkich ruin w Polsce i poszukiwania zagubionych w lesie studni. Nie chodzi także o to, by zwiedzić Warszawę, Gdańsk czy Wrocław. Tym razem postarajcie się odwiedzić miejsca, w których nigdy nie byliście, ale które zawsze planowaliście zobaczyć. Polski biegun zimna – Suwałki? Twierdzę w Przemyślu? Najbardziej na wschód, zachód, północ i południe położone punkty naszego kraju? A może trzy najmniejsze – ale z całą pewnością niezwykle malownicze – miasta Polski? Wyobraźnia podróżnika nie może znać granic, i to właśnie ją na tym etapie będziecie kształtować. Rynku w Krakowie czy Poznańskich Koziołków nie mogę uznać za wypełnienie zadania – postawcie sobie nieco ambitniejsze cele.
Polska jest stosunkowo dużym krajem (dla dociekliwych: zajmujemy 69 miejsce na 194 kraje) i ukrytych miejsc do zwiedzania w zupełności wystarczy Wam na całe życie. Mamy góry, morze, lasy i równiny. Mamy urocze miasteczka i pachnące łąkami wsie. Być może dla wielu z Was już ten etap będzie wystarczający i niczego więcej nie będziecie potrzebowali w byciu Podróżnikiem. To nic złego – ten krótki „poradnik” można zatrzymać w dowolnym momencie. Dla Podróżnika liczy się podróż, a nie kierunek.
Wielu z Was czytających ten „poradnik” pierwszą podróż zagraniczną ma z pewnością za sobą. Nasza najbliższa zagranica to pierwszy krok w świat – niby niewielki, ale charakteryzujący się istotną zmianą – zamieniamy „swoje” na „obce”. Nie jest to jednak powód do wielkiego stresu, gdyż pozostajemy w kręgu naszej kulturowej cywilizacji. Czechy, Słowacja, Niemcy oraz trzy państwa Bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia – tutaj czujemy się niemal jak u siebie. Właściwie jedyną różnicą jest świadomość, że jesteśmy „w gościach”.
Mimo to nawet na tym etapie możemy poczuć nutkę egzotyki. Inni z naszych sąsiadów – np. Ukraina – to wielki kraj, i Ci którzy tam byli wiedzą, że wyjazd w tym kierunku to już przygoda pachnąca egzotyką. Choć nieco inną niż plaża i palmy. W Ukrainie mamy wrażenie jakbyśmy cofnęli się w czasie o co najmniej kilkadziesiąt lat – do Polski z lat 80-tych. Jeszcze więcej smaczku poczujecie odwiedzając Białoruś.
Jeżeli postawiliście już pierwsze kroki w zagranicznych wojażach, to przyszedł czas na małą dawkę egzotyki. Moją propozycją są wyspy Morza Śródziemnego. Jest w czym wybierać: Sycylia, Malta, Cypr, Kreta, Baleary oraz cały ogromny archipelag Wysp Greckich.
Dlaczego wyspy? Osobiście od zawsze kocham zwiedzać właśnie je, obojętnie w którym zakątku świata leżą. Wyspiarskie położenie powoduje, że zamieszkująca je ludność zwykle charakteryzuje się dużą gościnnością, a jednocześnie tworzy ciekawe dla podróżnika małe społeczności. Nie są one kalką znanych nam kultur kontynentalnych – dzięki pozostawaniu w pewnej izolacji mają swój unikalny klimat.
I właśnie dostrzeżenie tych odrębności to Wasze zadanie na podróżniczy krok nr 4. Nad Morzem Śródziemnym wciąż pozostajemy w obszarze europejskiej kultury i cywilizacji. Zwyczaje i zasady społeczne znamy, więc jest nam łatwo odnaleźć się w niewielkich różnicach. Jednocześnie koloryt, jedzenie i codzienny rytm dnia są już na tyle inne, że stanowią dla nas przygodę same w sobie. Ludzie zachowują się tak samo jak my, ale jednak inaczej. Jeżeli trzeba, to zawsze bez problemu się z nimi porozumiemy, ale po raz pierwszy włożyć w to musimy jakiś – choćby minimalny – wysiłek.
Wyspy mają też jeden ogromny plus, za który je kocham. Większość wysp można dokładnie zwiedzić podczas jednego wyjazdu. Wracając do domu można mieć przekonanie, że „Sycylię znam!”, „Kreta cała obejrzana!” a „Malta jadła mi z ręki”. Rzadko kiedy doświadczycie takiego uczucia sytości podczas zwiedzania zdecydowanie większych krajów kontynentalnych.
Kroki od 1 do 4 możecie uznać za rozgrzewkę. Taki podróżniczy „poranny rozruch” zależny od tego, z jakiego poziomu startujecie. Moim zdaniem prawdziwe podróżowanie zaczyna się właśnie od kroku nr 5 – od wyjścia poza swój obszar kulturowy.
Nie mówię, że kierunek azjatycki jest jedyną opcją. Może to być Afryka zachodnia lub północna – Maroko, Tunezja, Egipt. Mogą to był byłe republiki ZSRR, czy Meksyk. Chodzi o to, by zmienić otaczających nas ludzi na takich, którzy wywodzą się z innego kręgu kulturowego. Wyznają inną religię, mówią innym – niezrozumiałym – językiem. Inaczej się ubierają, inaczej żyją. Mają inne wartości i zapatrywania na problemy. Ich życie jest inne.
Azja południowo-wschodnia nadaje się na ten krok idealnie. Tu już prawie wszystko jest inne, ale ma jeden znaczący dla początkującego podróżnika plus: jest tu bardzo bezpiecznie. Dzięki temu odpada jeden z problemów, które pojawią się w następnych etapach. Kraje takie jak Tajlandia, Wietnam, Indie – żyją z turystyki i robią wiele, by przybywający w nich turyści czuli się dobrze i bezpiecznie. Oczywiście obowiązuje zasada w myśl której każdy szukający kłopotów te kłopoty znajdzie – i trzeba o tym pamiętać. Powinniście nabyć umiejętność stosowania się do obcych zasad. I to jest wyzwanie na nasz krok nr 5.
Myślę, że nie powinniście mieć z tym trudności. Każdy zakocha się w Azji. Ale mamy tutaj też pierwszą selekcję: nie każdy jest w stanie zaakceptować np. Indie (pamiętajcie – ten poradnik mówi o podróżnikach, a nie o turystach). Nie chodzi o to, by przyjechać i spędzić czas w ośrodkach wypoczynkowych typu all-inclusive. Musicie sami przylecieć, sami wyznaczyć sobie trasy i sami zdecydować co zwiedzacie. Sami zapewnić sobie noclegi i środki komunikacji.
Wbrew pozorom jest to bardzo łatwe. Jeżeli odrobiliście rzetelnie poprzednie punkty i podróże, to nie sprawi Wam to żadnych kłopotów. W Azji nauczycie się niezależności, samodzielności i samowystarczalności. Ten kontynent odwdzięczy się Wam za to niezapomnianym kolorytem.
Być może dla niektórych będzie to krok piąty, a dla niektórych siódmy. Podróżowanie po krajach Afryki Północnej to doskonały wstęp do poznawania zasad panujących w krajach arabskich. A musicie pamiętać, że jest ich na świecie całkiem dużo.
Uważam, że takie kraje jak Maroko, Egipt czy Tunezja wymagają jednak większej asertywności niż kraje Azji południowo-wschodniej. Ludzie są tutaj przyjaźni, ale nasze stereotypy powodują, że trudniej jest się nam przełamać i prawidłowo interpretować wiele zachowań i zasad. Codzienne życie mieszkańców (oraz ich wygląd) budzą nasze obawy i tworzą dystans. Wynika to niestety z zalewających nas każdego dnia niezbyt prawdziwych i często na siłę „sensacyjnych”, stereotypowych przekazów medialnych.
Kraje arabskie dla wielu osób są psychologiczną barierą, której nie potrafią przekroczyć. Różnice pomiędzy nimi a Polską są duże, i początkujący podróżnik może znaleźć się w dyskomfortowej sytuacji. Nagabujący nas sprzedawcy pamiątek, wszechobecne nakazy i zakazy Islamu, rządowe obostrzenia, a nawet zwykłe codzienne życie arabskiej ulicy – dla niektórych z nas mogą być etapem „nie do przeskoczenia”.
W kroku szóstym powinniśmy posiadać pewne podróżnicze doświadczenie i umieć radzić sobie w wielu sytuacjach. Co nie oznacza, że nie poradzi sobie z tym także początkujący podróżnik! Ponownie przypominam: nie chodzi nam o turystę, który spędzi dwa tygodnie na afrykańskiej plaży w hotelu all-inclusive – wychodząc na zewnątrz tylko w ramach wycieczek fakultatywnych. Rozmawiamy o samodzielnym podróżowaniu.
Czas w końcu polecieć gdzieś daleko. Dotrzeć poza związaną ze sobą od milionów lat Euroazję. Każdy z Was zna tysiące zapierających dech w piersiach opowieści i zdjęć zrobionych podczas wypraw do Argentyny, Peru i Chile. Do Brazylii, Wenezueli, Kolumbii. Dla wielu z nas to właśnie te kraje stały się wyznacznikami podróżniczych marzeń.
Pod względem trudności Ameryka Południowa jest bardzo zróżnicowana i trudno traktować ją jako całość. Są miejsca bardzo niebezpieczne, ale obok nich, często zaledwie za granicą dystryktu – jest już zupełnie normalnie. Można wejść nieświadomie na wielką minę, ale może nam się to nie zdarzyć nigdy. Zbłądziwszy do faweli możemy wyjść z nich „goli i weseli”, ale możemy także niespodziewanie poznać tam nowych przyjaciół. Tutaj wiele zależy od naszej fortuny – i nie mamy na to specjalnego wpływu.
W Ameryce południowej obok krajów i regionów niemal europejskich, trafiają się także kraje „upadłe”, pełne przestępczości. W obszarach rozdartych pomiędzy bogatych i biednych czasem wystarczy zrobić zaledwie kilka kroków, by przenieść się pomiędzy ubóstwem i niesłychanym zbytkiem.
W Ameryce Południowej chyba po raz pierwszy w naszej wędrówce możemy w końcu doświadczyć zupełnie dzikich regionów naszej planety. Regionów, do których trudno dotrzeć, i z których trudno wrócić.
Tym razem dwa zupełnie odrębne regiony. Pomimo tego, iż znajdują się one w moim prywatnym „tym samym koszyku”, to w wielu wymiarach są od siebie absolutnie odległe. Bliski Wschód oraz Karaiby różnią się zarówno religią, językami – jak i zagrożeniami, z którymi możemy się w nich spotkać. Będąc w punkcie nr 8 naszej wycieczki trzeba koncentrować się już nie tylko na pięknie natury, ale także na czających się za rogiem zagrożeniach.
Kraje Bliskiego Wschodu wymagają doświadczenia. Często nie są miłe i ładne. Bywają zrujnowane, zniszczone lub pełne wojska. Większość z nas boi się ich, i ten lęk ma podstawy już nie tylko w przekazach medialnych. Są to regiony od dziesięcioleci trawione konfliktami zbrojnymi o przeróżnym podłożu. Tutaj ścierają się regularne armie, a ofiary wojen liczone są w dziesiątkach tysięcy. Liban, Palestyna, Irak, Iran. Jordania, Syria, Kuwejt, Arabia Saudyjska. Każdy z tych krajów ma swoją łatkę, która nie wzięła się z powietrza.
A jednak starannie dobierając terminy wyjazdów kraje Bliskiego Wschodu można zwiedzić samodzielnie. Można podziwiać niezwykłe miejsca i wytwory starożytnych cywilizacji. W wielu przypadkach wojny to już przeszłość lub… dopiero przyszłość. Doświadczony podróżnik umie ocenić lokalną sytuację, i znaleźć moment, kiedy można tam bezpiecznie pojechać. Osobiście zwiedziłem w ostatnich latach zarówno Arabię Saudyjską, Iran, Irak jak i Palestynę czy Liban. Da się – choć nie mówię, że jest to proste. Ale jeżeli trafimy na dobry moment – to wcale nie to takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Nie ma zasady – np. Oman to trzecie pod względem bezpieczeństwa Państwo na świecie!
Jeżeli chodzi o Karaiby, to problemem jest pospolita przestępczość występująca na ulicach, oraz słabość lokalnej władzy. Nie ma prostego rozwiązania: tutaj trzeba liczyć na odrobinę szczęścia i ostrożnie wybierać miejsca docelowe. Należy też mieć plan awaryjny – jak mówią niektórzy: ewakuacyjny. Jednak i tutaj nie należy generalizować: każdy kraj jest inny.
Być może dla wielu z Was ten krok to zaskoczenie. Myśląc o wyspach Pacyfiku wyobrażamy sobie rajskie widoki: palmy wyrastające znad samego morza, błękitne plaże, szum oceanu, śpiew egzotycznych ptaków i ścigające się pośród fal delfiny…
Niestety ten idylliczny obraz pochodzi w dużej mierze z folderów reklamowych, w które wpatrujemy się z zachwytem w biurach podróży. Te urzekające zdjęcia pochodzą zwykle z wielogwiazdkowych resortów, w których nocleg potrafi kosztować kilkanaście tysięcy złotych za dobę. My jednak jesteśmy podróżnikami, a nie bogatymi turystami…
Liczba wysp rozsianych na obszarze największego oceanu naszej planety – Oceanu Spokojnego – jest bezkresna. To ponad 25 tysięcy wysp, licząc tylko te większe. Zostały one zasiedlone przez ludy polinezyjskie, które były – i są – bardzo wojownicze. Postawom agresywnym sprzyja geografia wysp – w większości zbyt małych, by pozwolić na pokojową koegzystencję różnych grup i plemion. W efekcie doszło do społecznej selekcji: plemiona bardziej wojownicze i skłonne do rozwiązywania konfliktów w sposób siłowy, doszczętnie wyeliminowały te, które skłaniały się ku bardziej pokojowej koegzystencji.
Polinezyjskie plemiona zapracowały sobie na miano wojowniczych. Przykładowo Maorysi, o czym wiele osób nie pamięta, to jedyne rdzenne tubylcze społeczeństwo przedindustrialne – w skali całej naszej planety – któremu udało się obronić swoją niezależność podczas epoki podbojów kolonialnych. Co istotne – obronić z bronią w ręku.
I chociaż dziś nikt już nie obawia się, że zjedzą go na obiad „dzicy Polinezyjczycy”, to ta agresja (wiem, że jest to stwierdzenie obrazoburcze) wciąż tkwi w społecznościach zamieszkujących wyspy Pacyfiku. Nie jest to czysto bandycki brutalizm jak na Karaibach, lecz efekt specyficznego styl życia i sposobu pojmowania honoru. To charakter ukształtowany przez przodków. Tutaj, na wyspach, podróżnik jest kimś obcym – a „obcy” zawsze stanowił zagrożenie. Zagrożenie, które należało wyeliminować zanim ono wyeliminuje Ciebie.
W Oceanii bardzo łatwo naruszyć jakieś tabu, jakieś lokalne zasady. Łatwo kogoś obrazić lub przypadkiem zachować się tak, by ktoś uznał to za prowokację. Może to być próba zrobienia zdjęcia, spojrzenie lub wejście niechcący na czyjś teren.
Jak pisał jeden z moich ulubionych podróżników – Paul Theroux – na wyspach Pacyfiku w konfrontacji z tubylcami podróżnik zawsze stoi na straconej pozycji: znajduje się w mniejszości, na nieznanym terenie, mając przed sobą wrogo nastawionych tubylców oraz brak możliwych dróg ucieczki.
Niemniej jest tam przepięknie
W pewnych sytuacjach i regionach, w zależności od osobistych preferencji, możecie krok 9 zamienić miejscami z krokiem nr 8. Do tej pory zwiedziłem prawie wszystkie kraje Bliskiego Wschodu i nigdy nie trafiłem na sytuację „podbramkową”. Tymczasem na Pacyfiku zdarzały mi się groźne chwile. Ale oczywiście mogła to być tylko kwestia szczęścia / pecha.
I to już koniec naszej podróży przez podróże. Tak oto dobrnęliśmy do ostatniego kroku poradnika. Oto Czarna Afryka – miejsce, które nie bierze jeńców.
Czarna Afryka to region dość nieokreślony i transgraniczny. Zwykle tym mianem określa się tereny położone na południe od Sahary, aż po – teoretycznie cywilizowaną – Republikę Południowej Afryki. Region ten zamieszkały jest przez rdzenną ludność należącą do tysięcy spokrewnionych – a czasem wręcz przeciwnie – plemion.
Problem z Czarną Afryką polega na tym, że w tym miejscu biały podróżnik jest łupem. Łupem pod każdym względem. Jesteśmy zdobyczami, które chodzą i same proszą się o skonsumowanie. Mamy zegarek, telefon, kartę bankomatową. Mamy buty, koszulkę, okulary. Mamy rower lub motocykl. Mamy portfel.
W wielu miejscach samo spotkanie białego podróżnika to już powód do świętowania: przecież nie ucieknie, bo niby gdzie? Oczywiście nie jest tak, że tutaj nie da się podróżować. Da się – czego dowodzą każdego roku tysiące osób. Ale w każdej godzinie podróży po Czarnej Afryce trzeba mieć twardą dupę, twardą psychikę i twarde serce. Czasem też szybkie nogi.
W Czarnej Afryce każda Wasza słabość zostanie wykorzystana: przez kierowcę taksówki, przez lokalnego przewodnika, przez współpasażera autobusu. Przez każdego spotkanego ziomka. Zostaniecie wykorzystani przez jego żonę, przez jego dziecko, przez jego psa. Jeżeli unikniecie zagrożeń ze strony ludzi, to zeżre Was przyroda. Podróżując przez Czarną Afrykę albo przyswoicie sobie zasady przeżycia, albo zginiecie. Tutaj np. nie należy jeść mięsa. Dlaczego? Dowiecie się jak zjecie. Tutaj nie zaprzyjaźniacie się z obcymi. Tutaj nie podróżujcie po zmroku. Tutaj nie pijcie niczego, czego osobiście nie kupiliście w stanie zakorkowanym na beton.
W odróżnieniu od arabskiej Afryki Północnej – trzymanej w ryzach przez aparat państwowy – w Czarnej Afryce określenie „rząd” oraz „władza” sprowadza się często do przywileju brania łapówek i decydowania kto, za co i w jakiej wysokości tę łapówkę ma wręczyć. W sytuacjach podbramkowych często ewakuacja będzie niemożliwa, a na pomoc możecie liczyć tylko poprzez wspomniane łapówki. Pogromy, wojny plemienne, bunty wojsk – to wszystko niemal codzienność. Tutejsi prezydenci zjadający swoich politycznych przeciwników podczas przyjęć, a generałowie siłą wcielają do armii dzieci. W wiele regionów po prostu się nie jeździ – inaczej można znaleźć się w złym miejscu, w złym czasie.
Pomimo niewątpliwego piękna, nie znam bardziej niewdzięcznego regionu. Czarna Afryka nie bierze jeńców.
„Podróżowanie to piękna sprawa i jeszcze piękniejsza przyroda”. Tak zwięźle podsumowałbym wszystko to, co powyżej przeczytaliście. Nie mówię, że jest to ścieżka dla każdego. Każdy ma swój próg komfortu, poza który nie może – bądź po prostu nie chce – się posunąć. I nic w tym złego. W podróżowaniu nie chodzi o to, by zdobyć wszystko. Chodzi o to, by poznawać świat, a przy okazji poznawać siebie samego.
Jest wiele ścieżek do zostania podróżnikiem. Nigdzie nie jest napisane, że musi to odbyć się zgodnie z zaproponowanymi powyżej punktami. Ani ich kompletność, ani kolejność nie jest wymagana. Nie ma tutaj jedynego właściwego dekalogu.
Przykładem może być moja historia: podróżować zacząłem dopiero w wieku 40 lat. I od razu wpadłem w kategorię nie mieszczącą się w zaproponowanych przeze mnie krokach tego poradnika. W pierwszą podróż życia wyruszyłem na Antarktydę. Tak się jakoś ułożyło. A dopiero kilka lat później zacząłem odkrywać okolice własnego domu.
Nie chciałem i nie zamierzałem zostać podróżnikiem. Ale pewnego dnia obudziłem się na dachu zrujnowanego wieżowca, gdzieś tam hen-hen na bliskim wschodzie, w stolicy Kuwejtu. Otrzepałem kurz z głowy, popatrzyłem na wschód słońca i powiedziałem sobie: „A to się narobiło! Jestem podróżnikiem.”
Każdy ma swoją ścieżkę. Życzę Wam, żebyście i Wy odkryli swoją.
Zdjęcia: Anna Sawińska, Andrzej Sawiński, Sławomir Smoliński, Krzysztof Mazur, Michał Walczewski