Po powrocie do Polski z zagranicznych podróży staram się ułożyć sobie w głowie opinię o każdym z krajów które odwiedziłem. Częściowo robię to dla siebie – ale często także dla znajomych. Jak opisać w kilku słowach obcy kraj, jego zwyczaje i kulturę – tak, opinia była zwięzła i zrozumiała? Najprościej odwołać się do popularnych, znanych wszystkim porównań i wyobrażeń. Dla Gruzji wymyśliłem coś takiego:
Dzisiejsza Albania wygląda tak, jak Polska wyglądała w latach 90-tych. Natomiast dzisiejsza Gruzja wygląda tak, jak wyglądałaby obecnie Polska… gdyby nie weszła do Unii Europejskiej.
Gruzja z całą pewnością nie jest krajem zacofanym – ale nie jest też nowoczesnym. Kraj rozwija się wprawdzie w tempie wolniejszym niż kraje położone w Europie Środkowej, ale nie na tyle, by nie było czuć w nim wielkich zmian. Tutejsze wioski i miasteczka wciąż wyglądają jak Gliwice, Łódź czy Gorzów Wielkopolski… dwadzieścia lat temu. Przykładowo: środki komunikacji publicznej są toporne – ale tanie. Lasy są dzikie… i wciąż groźne. Drogi zaś… cóż… w tym przypadku można prostu napisać, że po prostu są; takie jakie pamiętamy z Polski sprzed 20-25 lat – krzywe, dziurawe, pozbawione chodników i przejść dla pieszych. Remontowane są zaś w tempie gwarantującym tylko to, że nie psują się jeszcze bardziej.
Przez Gruzję podróżuje się powoli. Podróżuje się wygodnie (jeżeli lubicie siedzieć na własnym plecaku) – i wesoło (jeżeli śmieszą was bąki puszczane przez współpasażerów). Normalnym i nagminnym widokiem są krowy, kury i świnki pasące się na środku nie tylko wiejskich dróg i chadzające dumnie środkiem nawet uczęszczanych ulic. Zwierzęta te zresztą nie tylko spacerują, ale także na tych ulicach śpią i spędzają wolny czas. Na Gruzinach tern zwierzyniec nie robi żadnego wrażenia – po prostu trzeba wszystkie zwierzaki cierpliwie objeżdżać. Spacerujące zwierzęta dziwią tylko nas – europejskich dziwaków, którzy wierzą, że każda krowa, świnka i baran muszą być ostemplowane i skatalogowane. Gdy w Polsce na wsi szczeka pies, to wszyscy się dziwią „A gdzie jego właściciel?”. Gdy w Gruzji szczeka pies, wszyscy zastanawiają się „Na co on szczeka”?
I to jest normalny świat za którym tęsknię. W Gruzji jest po prostu normalnie – tak, jak powinno być. Jak u babci na wakacjach, ze starych wspomnień i zdjęć. To nam – a nie im – standaryzowana krzywizna bananów poprzewracała w głowach.
Bo widzicie, w Gruzji jest tak: dzieci haratają w gałę na środku ulicy, dziur się nie łata, tylko je okrąża, a jak jabłko spadnie z drzewa to nie wyrzuca się go do śmieci, tylko je się podnosi i zjada razem z robakiem. No chyba, że szybciej do tego jabłka dobiegnie świnka z wolnego chowu. Jeżeli taka swobodna świnka zje waszemu dziecku kanapkę, to nikt nie wzywa policji.
Gruzja jest normalna… w większości aspektów. Gruzini są zaś tacy, jacy my chcielibyśmy być. I czasem niestety mam wrażenie, że nam się wydaje że jesteśmy. My deklarujemy, że jesteśmy otwarci – a Gruzini są otwarci. My chwalimy się przysłowiową gościnnością, a Gruzini po prostu są gościnni. Niby to samo – a jednak różnica. I podobnie jest z wieloma innymi sprawami: jak Gruzin śpiewa – to śpiewa. Jak tańczy, to tańczy. A jak kocha – to kocha.
Co nie oznacza, że wszystko w Gruzji jest super – oczywiście, że nie jest. Przykładem niech będzie budowana od kilku dobrych lat autostrada z zachodu kraju na wschód. Najważniejsza gruzińska droga przecina kraj niemal na pół. Jednak jej budowa trwa, i trwa, i trwa… władze zleciły jej wykonanie chińskim korporacją. Dziesiątki tysięcy azjatyckich pracowników każdego dnia puka i stuka, spawa i wierci – tunele przez góry. Ale końca tej budowy nie widać. Chińczycy powtarzają: „trzeba więcej pieniędzy na ukończenie inwestycji” – i Gruzja więcej tych pieniędzy daje. A przecież… mogli wybudować sobie tę drogę sami. My – kiedy Chińczycy chcieli podnieść cenę za wykonanie autostrad w Polsce – odmówiliśmy. Dlaczego Gruzini nie odmawiają, tylko dalej płacą? Zgadnijcie!
W Gruzji urzeka wszystko – pod warunkiem, że urzeka Was to, jaka jest Gruzja. To jak z kupowaniem Forda-T: możecie kupić w dowolnym kolorze, pod warunkiem, że ten kolor to czarny. W Gruzji urzekają góry, rzeki i łąki. Strumienie, wąwozy i wspomniane świnki. Urzekają wioski – i urzekają miasta. W końcu urzekają także ludzie – oraz to, co jedzą, to co mówią – i co myślą. Jeżeli nie urzeka Was życie wiejskie – to dajcie sobie z Gruzją spokój; bo to właśnie wieś jest centrum tutejszej duszy. Ze wsi Gruzini pochodzą, i na wieś zawsze chętnie wracają. Miasto jest tylko chwilowym incydentem w ich naturze.
Do Gruzji wybraliśmy się w osiem osób w połowie czerwca 2023 roku, by spędzić tam przesiąknięty deszczem przygód tydzień. Ze względu na różnorodność pomysłów nasza grupka szybko rozpadła się na trzy mniejsze zespoły – i zwiedzanie kontynuowaliśmy osobno, od czasu do czasu tylko łącząc się ponownie. Mały spoiler: w Gruzji pada często deszcz. To wręcz deszczowa kraina.
Do Gruzji dolecieć można z naszego kraju ekstremalnie wręcz tanio. Za bilet z Katowic do Kutaisi (lotnisko docelowe tanich linii lotniczych, coś w rodzaju Modlina – o prześmiesznej dla nas Polaków nazwie) zapłaciliśmy… 209 złotych w obie strony za osobę. Podobne ceny znajdziecie też z Krakowa – a dwa dni później bilety spadły nawet do 186 pln. A więc przepłaciliśmy! Jest to świetny przykład na to, że wszyscy narzekają na tanie linie lotnicze, ale to właśnie dzięki ich istnieniu wystarczy zagryźć zęby i po niecałych trzech godzinach lotu dotrzeć do takich miejsc – i to w cenie porównywalnej z przejazdem pociągiem Pendolino z Warszawy nad Bałtyk.
Odrębną sprawę stanowi bagaż. Za podstawowy rejestrowany o wadze 23 kilogramów linie lotnicze „zaśpiewały” nam… 910 złotych od osoby. Skorzystaliśmy z tego, że byliśmy grupą i kupiliśmy jeden taki bagaż na cztery osoby. Przy okazji upolowaliśmy promocję i zapłaciliśmy 568 pln za 32 kg. Wyszło więc po 142 złote / osobę – warto więc było poczekać i dokupić bagaże osobno. Tak czy inaczej kosztował on dwa i pół razy więcej, niż przewóz 100 kilogramowego pasażera. To jedna z tych rzeczy, o których wszyscy lubią pisać – i czytać.
Gruzję można zwiedzać środkami komunikacji publicznej – i jest to nawet dobra przygoda sama w sobie. Jednak najefektowniejszą formą zwiedzania jest wynajem samochodu, który zapewnia podróżnikom absolutną niezależność. Na lotnisku w Kutaisi wynajęliśmy samochód na 7 dni – niestety ceny nie są tu specjalnie okazyjne. Zapłaciliśmy 1750 pln, i by nieco oszczędzić zrezygnowaliśmy z ubezpieczenia wkładu własnego, który wynosił 800 euro.
Samochodem po Gruzji jeździ się łatwo i przyjemnie, ale wolno. Na drogach jest bardzo dużo fotoradarów, które wlepiają automatyczne mandaty. Żeby to wszystko ogarnąć została stworzona specjalna strona internetowa, na której każdy samochód ma swoje konto… i można w trybie niemal on-line sprawdzać ciążące na nim mandaty. Jeżeli opłacicie mandat w ciągu kilku dni, to będzie on znacząco niższy. Zabawa polega więc na codziennym wchodzeniu na stronę i opłacaniu swoich „dokonań”. Całe szczęście mandaty są tanie – ale że jest ich dużo – to budżet zarabia. I cały system pięknie działa.
Wynajętym samochodem nie możecie wjechać na kilka wymienionych w umowie regionów. Są to separatystyczne regiony Abchazji i Osetii, oraz kilka innych miejsc wykluczonych ze względu na stan dróg. Podobno auta mają zamontowany GPS pokazujący firmom lokalizację, ale nam za przekroczenie tych obostrzeń nic się nie stało złego.
Drogami Gruzji pokonaliśmy ponad dwa tysiące kilometrów i tankowaliśmy paliwo 4-krotnie (ostatnie tankowanie pod lotniskiem przy zwrocie auta nie było pełne). Paliwo w Gruzji jest tanie – w przeliczeniu na złotówki to około 4.5 pln / za litr benzyny. Łącznie wydaliśmy na ten cel nie więcej niż 550 złotych
Za każdym razem nocowaliśmy w innym regionie kraju, i za każdym razem szukaliśmy noclegów z zaledwie jednodniowym wyprzedzeniem – za pomocą aplikacji rezerwacyjnych. Zależało nam na tanich noclegach – i najlepiej należących do lokalnych mieszkańców. Spanie udało nam się znaleźc za każdym razem bez problemów: nocowaliśmy i pensjonacie, i w prywatnym apartamencie w blokach mieszkalnych – i bezpośrednio u gruzińskich rodzin na wsi.
Ceny są nieco wyższe niż na Bałkanach (oczywiście nie licząc nadmorskiej części Chorwacji) – ale bez specjalnego trudu znajdziecie noclegi w granicach 150-250 złotych za dobę (za 2-3 pokojowe mieszkanie idealne dla 3-4 osób). Do tego zwykle należy doliczyć po 25-35 złotych od osoby za śniadanie i kolację (jeżeli chcecie, by właściciele przyrządzili Wam lokalne posiłki). Moim zdaniem opłaca się bo karmią smacznie i „obszernie”.
Za sześć noclegów nasza mała grupka zapłaciła łącznie 960 złotych; wyszło więc mniej więcej po 250 pln za osobę. Ta kwota jest dość ogólna, gdyż jak już pisałem wcześniej – nasza grupa zmieniała skład i „ewoluowała” – więc np. niektóre noclegi były dzielone na trzy, a niektóre nawet na sześć osób.
Jedzenie w Gruzji nie należy do najtańszych. W sklepach jest nawet o 50 procent drożej niż w Polsce – ale to dość dziwna zasada; gdy widzimy wysokie ceny – po prosty należy znaleźć inny sklep w którym jest taniej. Przy przeciętnych gruzińskich zarobkach ceny sklepowe wydają się momentami całkowicie zaporowe – jak więc Gruzini wiążą koniec z końcem? Po prostu nie kupują w drogich sklepach. Sytuacja trochę przypominała mi Białoruś – gdzie też ceny sklepowe nie odpowiadają cenom na stole. Gruzini tak potrafią wszystko zorganizować, że coś, co na półkach kosztuje majątek… ląduje u nich na stole za kilkanaście złotych. Dużo produktów po prostu produkują sami, lub pochodzą one z sąsiedzkiej wymiany.
Nasze wyjścia do restauracji kończyły się każdorazowo rachunkiem przekraczającym sto złotych od osoby – za proste dwa dania i herbatę do popicia. Dlatego też z radością korzystaliśmy przy każdej okazji ze śniadań i kolacji serwowanych przez nasze noclegowe gospodynie. Było smacznie, obficie… i 2-3 krotnie taniej.
Łącznie przez tydzień na jedzenie wydałem 600 złotych.
Nie najdrożej, i nie najtaniej – przyjemności kosztują. Kiedyś po lasach i górach można było biegać za darmo, a teraz człowiek za to płaci 🙂
Poszczególne bilety wstępu nie są może drogie, ale też nie są tanie. Ceny oczywiście wahają się w zależności od wielkości i charakteru obiektu; ale oscylują zwykle pomiędzy 25 a 50 pln / wstęp. Do najbardziej popularnych lokalizacji takich jak jaskinie – może być delikatnie drożej.
Ponieważ w Gruzji wstęp do większości ciekawych obiektów jest płatny, to z tych biletów uskładała się całkiem spora suma. Ja na ten cel wydałem łącznie około 450 złotych – gdyby przemnożyć to przez całą rodzinę, wyszłoby DUŻO.
Kartę SIM najlepiej kupić od razu na lotnisku. Pakiet 10 GB danych do wykorzystania przez tydzień kosztuje… prawdziwe grosze. Jest kilka punktów sprzedających karty, wybierzcie ten z największą kolejką – tam będzie najtaniej. Okienko obok podobny pakiet może kosztować dwa razy więcej.
Jak to mówią: Przezorny Zawsze Uśmiechnięty. Koszty ubezpieczeniowe podczas podróży wiążę zawsze z kosztami pomocy medycznej i ewentualnego transportu medycznego do Polski. Cała reszta – czyli ubezpieczenie rezygnacji z podróży, ubezpieczenia sprzętu i niepogody – wszystko to wg mnie są już tylko głupoty powymyślane przez firmy dla optymalizacji przychodów. Pamiętajcie: dla was najważniejsze jest, by ktoś Wam udzielił pomocy, a później zapłacił za awaryjny powrót do Ojczyzny.
Chyba mogę uznać, że wyjazd do Gruzji udało nam się zorganizować całkiem ekonomicznie. Oczywiście większość cen udało się sprowadzić do niskiego poziomu dzięki podróżowaniu w grupie; inaczej wyszłoby dużo drożej – matematyka jest zawsze bezlitosna i nienegocjowalna.
Gruzja jest tania, ale wtedy gdy się oszczędza. Nie jest to najtańszy kraj, ale też nie leży na końcu świata. Niespodzianką na minus były ceny wynajmu auta oraz wyżywienia, a na plus… tanie bilety lotnicze i chyba mimo wszystko ceny noclegów. Chociaż muszę zaznaczyć, że staraliśmy się wybierać oferty ekonomiczne – i bardzo tego pilnowaliśmy. Nie było więc ani basenów, ani obiadów, ani widoków z balkonu na plażę. Balkonów też zwykle nie było.
W moim autorskim systemie ocen wyprawa do Gruzji zdobyła świetny wynik – aż 80 procent. Jak zawsze: można się spierać czy ładniejsza jest kura czy kogut, ale… taki wynik wyszedł mi z cząstkowych punktów, do których mam już kilkuletnie zaufanie. Z ostatnich wyjazdów wyższą ocenę otrzymały u mnie tylko wyprawy do Egiptu, Kazachstanu i Tanzanii. Z Albanią zaś… Gruzja ma piłkarski remis.
Co bym zmienił w naszej podróży? Tydzień to zdecydowanie zbyt krótko, by nawet w ekstremalnie szybkim tempie zobaczyć wszystko, co należy. Gruzja to piękny górzysty kraj, po którym podróżuje się powoli. Za każdym zakrętem znajduje się coś ciekawego, co przeoczymy jeżeli będziemy się zbyt śpieszyć. Nie można jednak mieć wszystkiego – by zwiedzić ten kraj… trzeba byłoby się tam przeprowadzić.
Biorąc pod uwagę tę ocenę 80 procent – chyba warto. Odwiedźcie ten kraj przy najbliższej okazji !