Kiedy pierwszy raz wszedłem na teren Black River Gorges National Park nie wiedziałem, że jestem w parku. Zaraz po zakwaterowaniu na południowo-zachodnim wybrzeżu wyspy Mauritius poszedłem pobiegać i znalazłem leżącą na poboczu piękną muszlę wielkości dłoni. Zabrałem ją ze sobą dumny z takiego znaleziska, ale po kilku chwilach coś zaczęło mnie łaskotać w rękę. Spojrzałem w dół i zobaczyłem ogromnego czerwonego pająka wyłażącego z muszli wprost na moją dłoń. Wydałem z siebie krzyk przerażenia, który długo jeszcze niósł się po dżungli…

Chwilę później miałem kolejne bliskie spotkanie trzeciego stopnia: spostrzegłem siedzącego w oddali – pośrodku ścieżki, którą biegłem – psa. Miałem do niego jakieś dwieście metrów, i z każdym krokiem wydawał mi się on coraz dziwniejszy. Siedział na tylnych łapach i patrzył się na mnie uporczywie, jednocześnie gryząc się w ogon. W końcu wstał i zaczął iść w moim kierunku na dwóch tylnych łapach – coraz szybciej i szybciej. Żałowałem, że nie mam już ze sobą pająka, którym mógłbym rzucić w to dziwne stworzenie. Kiedy zwierzę otworzyło paszczę pełną kłów znowu krzyknąłem, podkuliłem ogon i uciekłem. Dżungla potrafi przestraszyć na wiele sposobów – jeżeli tylko nie jesteście na nią przygotowani.

Black River Gorges National Park jest ostatnim dzikim zakątkiem wyspy Mauritius. Zamknijcie na chwilę oczy i powiedzcie, jak wyobrażacie sobie to miejsce: zapewne jako tropikalny raj pełen tajemniczości i nieokiełznanej natury. Niestety muszą Was zmartwić – to zupełnie nieprawidłowe, niedorzeczne wręcz skojarzenie. Taki wymarzony Mauritius już od dawna nie istnieje, to wytwór marketingowy agencji turystycznych kreujących wyspę jako kolejny ostatni dziki zakątek planety. A wcale tak nie jest, i przykro mi, że się tego ode mnie właśnie dowiedzieliście.

Mauritius, Black River Gorges National Park

Mauritius ma 2040 kilometrów kwadratowych powierzchni, i jest to siedemnaście razy mniej niż powierzchnia województwa mazowieckiego. Ponieważ matematyka jest obecnie w odwrocie (jak wiele innych głupot, np. teoria ewolucji), to wyjaśnię tę liczbę bardziej organoleptycznie: jeżeli drwal zetnie w lesie siedemnaście drzew reprezentujących wielkość województwa mazowieckiego, to Mauritius będzie tylko jednym z nich. A mimo to mieszka tu aż 1.3 miliona stałych mieszkańców – co oznacza, że na każdy kilometr kwadratowy przypadają 663 osoby. Północna, centralna, wschodnia i zachodnia część wyspy już od dawna  są zajęte przez cywilizację, a jedyne wolne od budownictwa przestrzenie zajmują rozsiane między nimi pola uprawne. Zasadniczo poza południową częścią wyspy nie ma tu miejsca, z którego nie widać setek gospodarstw i domów mieszkalnych.

Park Narodowy Przełomu Czarnej Rzeki – bo tak w wolnym tłumaczeniu brzmi spolszczona nazwa rezerwatu – powstał w 1994 roku i zajmuje powierzchnię 67 kilometrów kwadratowych; nieco ponad trzy procent wyspy. Słabym z matematyki ponownie ułatwię: to bardzo mało – trzy procent to nawet mniej niż dziesięć procent. Jeżeli zarabiacie średnią krajową, czyli 8300 złotych miesięcznie, to trzy procent z tej kwoty wynosi zaledwie 250 złotych. Takie na przykład piwo ma 4-5 procent alkoholu, a każdy wie, że to tyle co nic, i trzeba wypić dziesięć takich, żeby się napić. Tak więc tytułowy rezerwat zajmuje bardzo mało miejsca na bardzo małym Mauritiusie; chyba prościej nie da się już tego wytłumaczyć.

Mauritius, Black River Gorges National Park

To, co w 2017 roku było dla mnie przerażającą dżunglą, w 2023 roku nie powodowało już u mnie szybszego bicia serca. To niestety jedno z przekleństw podróży na własną rękę – człowiek nabiera doświadczenia, i zwykły pawian czy wspinający się po nodze 20-centymetrowy pająk nie robią większego wrażenia. Tak więc Przełom Czarnej Rzeki podczas mojej drugiej wizyty na Mauritiusie odarłem skutecznie z całej tajemniczości. Przyznam, że owszem – park porasta gęsta dżungla, pełna strumieni, wodospadów i owadów. Są tutaj monsunowe deszcze potrafiące nie pozostawić na wędrowcy suchej nitki, są też ciemne zakamarki oraz stada małp rzucające w intruzów jabłkami. Ale nie jest to miejsce prawdziwie pierwotne.

Park przecinają wygodne asfaltowe drogi; są parkingi, zajazdy, punktu obsługi ruchu turystycznego. Jest kilkadziesiąt kilometrów wytyczonych szlaków pieszych. Nawet by zrobić przysłowiową kupę nie trzeba iść w krzaki, gdyż zazwyczaj gdzieś w pobliżu jest toaleta. Zresztą nie wypada robić kupy między drzewami, bo zaraz zbiegają się małpy z nadzieją, że w odchodach znajdą pyszne niestrawione ziarenka owoców. Sami rozumiecie…

Nie da się też w tej niby gęstwinie zabłądzić – wszędzie, z każdego punktu parku, do cywilizacji jest dosłownie nie więcej niż kilometr. W rzeczywistości nasza wydumana dzikość Mauritiusa nie odbiega specjalnie poziomem od Parku Skaryszewskiego czy podwarszawskich Kabat lub Młocin. Odniosłem nawet wrażenie, że władze parku mają problem z punktami widokowymi, bo nie da się już ich tak zlokalizować, by na niezbyt odległym horyzoncie nie było widać deweloperskich sukcesów. Nie jest to ich wina, lecz władz wyspy, które pełne są podziwu dla deweloperskich pasji.

Mauritius, Black River Gorges National Park

Nie oznacza to jednak, że jest brzydko, wręcz przeciwnie! Zapraszam Was na mój stary, pochodzący sprzed półtora roku film z krótkiej wędrówki w poszukiwaniu wymarłego ptaka Dodo. Gęstwina jest piękna, ptaki dziwaczne, a wodospady pełne szumiącej wody. Szkoda tylko, że jest to już ostatni kawałek pierwotnego lasu deszczowego, który kiedyś spowijał niemal całą wyspę. W dodatku dżungla jest okiełznana i ma przystrzyżone po angielsku trawniki. Nie jest to więc sto procent cukru w cukrze, którego poszukują miłośnicy prawdziwej dziczy.

Oczywiście jeżeli będziecie na Mauritiusie, to nie sposób nie zwiedzić tego miejsca – polecam Wam je gorąco. Park Narodowy Wąwozu Czarnej Rzeki nieprzypadkowo został jednym z kilkuset rezerwatów biosfery UNESCO na świecie, i na to miano w pełni zasłużył. Zwierząt – poza małpami, ptaszyskami i pająkami – raczej tutaj nie spotkacie wielu, ale może to i dobrze bo najliczniejsze gatunki wcale nie są endemiczne, tylko napływowe – przypłynęły na wyspę wraz z człowiekiem – a władze parku starają się je wytępić. Taki na przykład dzik albo jeleń, co one tu robią? Tego nie wiedzą najstarsi górale.

Dla wydawców: zanurz łapkę w garnku pełnym miodu i poczęstuj swoich czytelników tym artykułem!
Mauritius, Black River Gorges National Park

Na terenie parku znajduje się najwyższy szczyt wyspy – Piton de la Petite Rivière Noire. To liczące 828 metrów wzniesienie jest dość łatwe do zdobycie, i nie kojarzy się z żadną formą wspinaczki; wystarczy po prostu iść wytrwale ścieżką. Szczytowe wypłaszczenie porośnięte jest dżunglą i często spowite mgłami – więc trzeba mieć trochę szczęścia, by móc delektować się roztaczającymi się z tego miejsca widokami. Najciekawsza jest oczywiście sama Rzeka Czarna, która ma w parku swoje źródła i opada w dół wspaniałymi kaskadami wodospadów; najwspanialszy z nich – Wodospad Aleksandry – także możecie zobaczyć na moim filmie. Ale uwaga: łatwo się zabić! Wodospady nie są ogrodzone, gdyż na Mauritius nie zawitała jeszcze głupia moda głosząca, że ktoś za Was powinien pomyśleć i wszystko ogrodzić dla Waszego bezpieczeństwa. Tutaj śmiało możecie spaść w przepaść ile tylko razy dusza zapragnie.

Park odwiedza około 250 tysięcy turystów rocznie, czyli mniej więcej co czwarty przybywający na wyspę. Co robią pozostali, że tu nie docierają? Cóż, leżą tygodniami w hotelowych basenach i wylegują się na ogrodzonych plażach jedząc, pijąc i paląc co popadnie – to straszne, ilu osób zupełnie nie interesuje miejsce, do którego przyjechali na wakacje. Przecież leżeć można z podobnym skutkiem na balkonie, a piwo pić przy grillu na działce pod domem.

W lipcu na terenie parku odbywa się bieg ekstremalny Dodo Ultra Trail, i jest on godzien polecenia dla najtwardszych z najtwardszych. Jest to wyrypa prowadząca przez błota, kaniony i szczyty, często towarzyszą jej ulewne deszcze i typowo równikowy ziąb, czyli upał. Ciekawych tego wydarzenia odsyłam do mojego filmu który znajdziecie TUTAJ

Mauritius, Black River Gorges National Park

Oficjalna notatka UNESCO:

Ten rezerwat biosfery, położony na Mauritiusie na Oceanie Indyjskim, odgrywa ważną rolę w ochronie ostatnich pozostałości endemicznej roślinności wysp: wiecznie zielonego lasu tropikalnego. Około 25% flory i fauny Mauritiusa jest endemiczne dla wyspy, ale inwazja gatunków obcych zagraża rodzimej przyrodzie. Będąc częścią Parku Narodowego Black River Gorges, rezerwat biosfery wspiera ochronę in situ poprzez interwencję człowieka (np. usuwanie gatunków egzotycznych, łapanie introdukowanych makaków) oraz ochronę ex situ, taką jak rozmnażanie roślin i hodowla ptaków w niewoli.

Uwaga

Odwiedzając mój blog wspierasz istotę białkową. Moje opowieści powstają bez pomocy bzdur generowanych przez AI. Opowiadam wyłącznie o miejscach do których dotarłem samodzielnie – nie są to więc automatyczne, wyimaginowane, generatywne treści o smaku informacyjnej papki zalewające dzisiejsze media. Zastosowanie AI w dziennikarstwie to koniec sensu istnienia tego zawodu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Mauritius – więcej losowych materiałów z wypraw:

UNESCO – więcej losowych materiałów z tej kategorii: