Do tego tematu nie czuję żadnego serca, więc odklepię go byle jak – tak, jak większość turystów, którzy zwykle jedyne co mają do opowiedzenia to kopiowanie informacji z Wikipedii:
[…] Kompleks składa się z medresy Moʻyi Muborak, mauzoleum Qaffol Shoshi, medresy Baroqxon, meczetu Hazrati Imam, meczetu Tillashayx i Islamskiego Instytutu Imama al-Buchari. Zespół został zbudowany w pobliżu grobu Hazrati Imama, pierwszego imama-khatiba Taszkentu, uczonego, jednego z pierwszych kaznodziejów islamu w Taszkencie, poety i artysty […]
No przyznacie, że cudownie się czyta takie kopiuj – wklej. Na tego typu relacje podróżnicze zawsze możecie liczyć w mediach społecznościowych; aż mnie ciarka przeszła.
[…] Według źródeł historycznych Hazrati Imam był również mistrzem w wytwarzaniu zamków i kluczy, za co otrzymał przydomek „Qaffol”, co oznacza „ślusarz”. Mówił również 72 językami i przetłumaczył Stary Testament (Torę) na arabski […] – taka ciekawostka!
Szacunek za te 72 języki, ale dobra – teraz pomimo szczerych chęci trochę się jednak ogarnę. Cały tytułowy kompleks zajmuje sporą przestrzeń, na oko kilkanaście hektarów – mniej lub więcej w zależności od tego, czy wliczamy otaczające go tereny zielone. Ogólnie jest to betonowisko, ale co muszę przyznać… nawet ładne. Zgromadzone wokół głównego placu zabytki zrobią na Was wrażenie tym większe, jeżeli będzie to początek waszej podróży po Uzbekistanie – a tak najczęściej właśnie jest. Jeżeli zaś Taszkent zwiedzać będziecie na końcu (tak jak my), to medresy i mauzolea będą wychodzić wam już bokiem; będziecie na nie uodpornieni i najzwyczajniej w świecie znudzeni. Dlatego chyba jednak mądrzej jest przyjechać tu prosto z lotniska, niż na zakończenie podróży. To taki mały spoiler ode mnie…
Hazrati Imam Complex ma dwa fajne tematy. Pierwszym z nich jest Muyi Muborak Madrasah – czyli Muzeum Biblioteka Moyie Mubareka. Znajduje się tu ponad trzysta starych książek i manuskryptów, z niewielką częścią wystawioną na pokaz za szklanymi gablotami. Ozdobą i perłą kolekcji jest najstarszy na świecie zachowany rękopis Koranu (świętej księgi islamu) wykonany na baraniej skórze (albo na skórze jelonka, już nie pamiętam)
Zabytkowy egzemplarz tego Świętego Pisma zajmuje całą główną salę muzeum i jest strzeżony przez mundurowych, obłożony szkłem, nadzorowany, monitorowany i ciśnieniowany na wszelkie możliwe techniczne sposoby. Nie można robić mu zdjęć z bliska, ale z daleka można – tylko, że ukradkiem. W bocznych salach znajduje się sporo innych ksiąg, lecz nie wiem czy ciekawych – nie umiem czytać w tym języku. Co ciekawe w Taszkencie przechowywane jest jedynie około 1/3 stron tej historycznej księgi; reszta rozsiana jest po różnych instytucjach i kolekcjach na całym świecie.
Więcej o tym Koranie przeczytacie TUTAJ
Jest też niespodzianka: egzemplarz Koranu wydany w odległym i dzikim kraju, w Polsce, przez Państwowy Instytut Wydawniczy w Warszawie. Niestety książeczka jest zamknięta, a na okładce nie ma daty druku.
Drugą ciekawostką – chyba dużo większą – są złote drzwi prowadzące do największego obiektu kompleksu, czyli do Centrum Cywilizacji Islamskiej (Islamic Civilization Center). Już z daleka widać, że ktoś tu bardzo chciał zabłysnąć, a wiadomo że najłatwiej błyszczy się bogactwem – odpalono więc pomysł, by wszystkie kilkanaście wrót prowadzących do środka zrobić ze złota. Można je dotknąć, pogłaskać, polizać – a jak nikt nie patrzy, to nawet spróbować zeskrobać ten drogocenny kruszec paznokciem. Muszę przyznać, że drzwi zrobiono z rozmachem, z gestem, z fantazją. Są tak duże, że chyba ktoś miał tu jakiś kompleks. I nie ma przy nich żadnego strażnika… czyli jak ktoś chce, to może teoretycznie zabrać je ze sobą do domu; ale ostrzegam – potrzebny będzie kontener i statek. Kilogramy złota powodują, że trudno jest zebrać myśli! A tych drzwi jest ze czterdzieści, niczym w wierszu Juliusza Tuwima.
Niestety do środka Centrum Cywilizacji Islamskiej nie udało nam się dostać, bo akurat trwały modlitwy – choć mogę się mylić, bo co by robiły tam modlitwy? Chyba plączą mi się miejsca, więc przyczyna mogła być nieco inna; akurat podczas naszego pobytu w Uzbekistanie trwały jakieś ogromne sympozja UNESCO – doroczny zlot czy coś w tym guście – i przedstawiciele tej organizacji byli obnoszeni przez lokalne władza niczym Złote Cielce: zamykano dla nich wszystko jak leci, bo wiadomo, że taki urzędnik z UNESCO nie może zwiedzać zabytków razem z turystycznym plebsem. Wybaczcie, ale musiałem to wygarnąć.
Na koniec tej krótkiej rozprawki chciałbym napisać czy warto, czy nie warto tutaj zajrzeć. Czy polecam, czy odradzam, czy mam może jakąś interesującą na ten temat rozkminę? Ale nic takiego nie napiszę, bo po co – i tak każdy z Was tu zajrzy choćby z ciekawości, a jeżeli będziecie uczestniczyć w jakiejś wycieczce z biurem podróży, to obowiązkowo przywiozą Was tu autokarami niczym małpki; bez względu na to czy chcecie, czy nie chcecie. Więc po co mam coś sugerować?
Wiem, że trochę się mazgaję i marudzę – ale serio po dziesięciu dniach intensywnej podróży po Uzbekistanie widziałem już tyle medres i innych tutejszych charakterystycznych monumentów, że wychodzą mi one bokiem. Mój umysł jest stępioną igłą, którą wbije sobie w oko jeżeli jeszcze raz zobaczę takie samo, tylko w innym mieście. Piękne, ale ile można…
I tyle.