Vlkolínec odwiedziłem wczesną jesienią, kiedy słońce świeciło jeszcze mocno, a wioska tonęła w bujnej roślinności. Osada leży na wysokości blisko siedmiuset metrów, na niewielkim wyniesieniu pośrodku Trleńskiej Doliny. Z Polski najłatwiej dojechać tutaj z Nowego Targu lub z Rabki-Zdrój; to zaledwie dwie godziny jazdy samochodem. Jeżeli natomiast wyruszylibyście z Krakowa, to czas niezbędny na dojazd wzrośnie do trzech godzin – trasa prowadzi lokalnymi drogami i pokonanie 170 kilometrów dzielących wioskę od Krakowa zająć może sporo czasu.
Na gęstą i zwartą zabudowę wsi składa się około pięćdziesięciu malowniczych domostw; chłopskie budynki i zagrody pochodzą głównie z XIX wieku. Historyczną drewnianą architekturę uzupełniają wszelkiego rodzaju zabudowania gospodarcze tworzące zwarty urbanistyczne obszar. Kiedyś wieś była nieco większa, ale podczas II wojny światowej uległa częściowemu zniszczeniu – wojska niemieckie spaliły kilkadziesiąt zagród w odwecie za wspieranie przez tutejszą ludność partyzantki. Przez sam środek wioski przepływa niewielki strumyczek stanowiący główną oś osady.
Do wioski prowadzi asfaltowa droga, kończąca się dwieście metrów przed pierwszymi zagrodami. Znajduje się tu płatny, komercyjnym parking. Wjazd na teren wsi pojazdami, w tym rowerami, jest surowo zabroniony (wyjątek stanowią pojazdy mieszkańców). W godzinach późno-popołudniowych obsługa parkingu kończy pracę, więc przy odrobinie szczęścia można zaparkować czasem także bezpłatnie. Podobnie jest z wejściem do wioski – dla turystów jest ono biletowane, ale głównie w szczycie sezonu.
Osada jest bardzo kolorowa i sprawia wrażenie pobytu w nieco bajkowej idylli. Wykonane z drewnianych bali domy zachowały swój pierwotny XIX-wieczny klimat, a podwórka pełne są kwiatów i tradycyjnego wiejskiego wyposażenia; tylko od czasu do czasu widok psuje niezbyt dyskretnie zaparkowany na podwórku samochód lub ciągnik. Podczas spaceru miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie o sto lat – do złotej epoki Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Wioska sprawia wrażenie jakby była wycięta z przedszkolnego obrazka – przekonać się o tym możecie oglądając choćby moje zdjęcia.
A jednak przebywając w tym sielankowym otoczeniu czułem coś nienaturalnego. Razem ze mną po malutkiej wsi spacerował całkiem liczny tłum turystów. Trasa zwiedzania nie jest narzucona – ale wielu miejscach umieszczono tablice apelujące o uszanowanie prywatności poszczególnych gospodarstw i ich mieszkańców. Informacje „teren prywatny” znajdziemy niemal przy każdej zagrodzie.
Pomimo tego, że Vlkolínec stanowi formę skansenu, to jest to normalna, zamieszkała przez ludzi osada. Poza kilkoma udostępnionymi do zwiedzania domami – w jednym z nich mieści się muzeum, a w drugim izba pamięci – w pozostałych budynkach toczy się zwykłe, codzienne życie. Życie pośrodku przechadzających się każdego dnia turystów…
Wyobraźcie sobie, że mieszkacie na wsi. Macie tradycyjny dom po dziadkach: taki stary, drewniany, z niepowtarzalnym klimatem. Macie krówkę, owieczkę, dwoje dzieci i samochód; z kuchennego okna zaś piękny widok na góry. W szopie na starym traktorze siedzi kot, w stogu siana biegają zaś wygłodniałe myszy. Macie ślepą kurę, której obiecaliście dożywocie, oraz nagminnie wchodzącą w szkodę sąsiadowi – złośliwą kozę. Za płotem zaś, dziesięć metrów dalej, przewija się każdego dnia tłum turystów…
Rankiem, przed śniadaniem, pójdziecie do kurnika po kilka jajek. Będzie jajecznica, którą posypiecie świeżo narwanym szczypiorkiem. Macie w planach wypielić grządkę pełną marchwi i koperku, ale wiecie, że podczas tej pracy towarzyszyć Wam będzie nieustanny pstryk telefonów komórkowych – wycelowanych prosto w Was. Wieczorem rozstawicie na podwórku stolik i nakryjecie go obrusem – by w cieniu jabłoni napić się wina zagryzanego własnoręcznie wypieczonym chlebem z kminkiem. Gdy będziecie jeść, to zza bramy przyglądać się Wam będą zaciekawieni turyści. Każdego dnia musicie pamiętać też o tym, by zaparkować samochód za stodołą, za domem, za szopą – tak, by nie było go widać. Samochód na ulicy psułby turystom widok, więc nie wolno pozostawiać go przed domem…
Vlkolínec zamieszkują żywi ludzie. To nie jest skansen, w którym zwiedzamy przygotowane do oglądania eksponaty. Trzydzieści lat temu wieś – wraz z mieszkańcami – wpisano na listę obiektów UNESCO. Postawiono parking i kasę biletową, w jednej z chat urządzono muzeum, w drugiej salkę pamięci. Niektórzy mieszkańcy otworzyli sklepiki z pamiątkami, jeden z sąsiadów zdecydował się zaś wynajmować swój dom na noclegi. I tak oto żyjecie sobie od kilkudziesięciu już lat. Niby sielsko, ale pod okiem Wielkiego Turystycznego Brata.
Jak znoszą to mieszkańcy wioski? Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy przyjechałem do wioski na parkingu stało kilka aut oraz dwa duże, turystyczne autokary. Gdy po dwóch godzinach opuszczałem to miejsce, byłem jedynym z ostatnich odwiedzających. Początkowo spacerowiczów wewnątrz osady było wielu; wszędzie zaglądali tak jak ja – robili zdjęcia, zerkali, podglądali. Siadali przy strumyku i jedli z apetytem przywiezione ze sobą kanapki. Wewnątrz zagród panowała natomiast niezmącona cisza. Potrzebowałem dłuższej chwili by zorientować się, że mimo wszystko także tam toczy się życie: mieszkańcy wycofali się tylko w głąb swoich podwórek i w cień zabudowań – tak, gdzie stali się niemal niewidoczni dla turystów.
Na świecie jest oczywiście wiele obiektów UNESCO, które są zamieszkałe. Są one jednak zwykle wielotysięcznymi miastami: gwarnymi i tłumnymi z samej choćby tylko definicji miasta. Tymczasem mający nie więcej niż stu mieszkańców Vlkolínec jest malutką wioską przytłoczoną i zdominowaną przez turystów. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie.
Zaintrygowany odkryciem stałem się zbyt ciekawski. W końcu jeden z mieszkańców poprosił mnie, bym przestał zaglądać mu przez okno do pokoju, a inny gestem ręki poprosił, bym nie fotografowania jego podwórka. Wtedy zrozumiałem zmęczenie i stres, z którym każdego dnia muszą borykać się mieszkańcy tego żywego skansenu. Obiekty UNESCO są bardzo fajne, kiedy się je zwiedza. Ale kiedy taki zabytek znajdzie się pośrodku Twojego podwórka, gdy sam stajesz się zabytkiem… wtedy jest już zdecydowanie mniej kolorowo.
Na moich dzisiejszych zdjęciach nie zobaczycie ani turystów, ani mieszkańców. Jest to celowy zabieg; prezentowane zdjęcia są wycięte z fotograficznego kontekstu.
Vlkolínec to położony w centrum Słowacji wyjątkowo nienaruszona osada składająca się z 45 budynków o tradycyjnych cechach wsi środkowoeuropejskiej. Jest to najpełniejsza w regionie grupa tego rodzaju tradycyjnych domów z bali, często spotykanych na terenach górskich.