Na zdjęciach Zamek Spiski – leżąca na terenie Słowacji potężna średniowieczna twierdza – prezentuje się nadzwyczaj okazale: przysadzistą bryłę głównego zamku podkreślają otaczające go wysokie mury oraz boczne bastiony i wieże. Monumentalną twierdzę wzniesiono na samotnej skale otoczonej równinami – co dodatkowo podkreśla jej ogrom. Niestety czar pryska w momencie, gdy opłaciwszy nadzwyczaj drogi bilety wejdziecie do środka…

Pierwsze wzmianki o Zamku Spiskim pochodzą z XII wieku – a dokładniej z 1120 roku. Oczywiście jak w wielu przypadkach tego typu budowli nie powstał on na „surowej skale”, lecz na fundamentach jeszcze wcześniejszych budowli. Od kiedy zamieszkiwano zamkowe wzgórze? Badania archeologiczne wskazują, że już w II-I wieku przed naszą erą znajdowała się tutaj celtycka twierdza – jej historia tonie jednak w mrokach dziejów.

Tak czy inaczej na początku XIII wieku zamek był już na tyle potężny, że jako jeden z niewielu oparł się mongolskiemu uderzeniu na Europę środkową, które spadło na Polskę i Węgry w 1241 roku. To właśnie węgierskie możnowładztwo szukając ochrony przed kolejnymi najazdami ze stepów rozbudowało twierdzę Spiską – a gdy zagrożenie ostatecznie minęło, to właśnie tu zapragnęło mieć swoją siedzibę.

W 1465 roku właścicielem zamku został magnat Stefan Zapolya. Ten słynny węgierski administrator i paladyn przekształcił surowe obronne zamczysko w siedzibę godną celów reprezentacyjnych: wewnątrz wybudował pałac w stylu gotyckim, dodał okazałą kaplice oraz zapierającą dech w piersiach salę rycerską. Magnata, który tak zasłużył się tutejszej historii, pochowano później zaledwie kilometr od zamku – w Spiskim Podgrodziu – w ówczesnej wiosce, a dziś niewielkim miasteczku.

Mijały stulecia, a wraz z upływem wieków zmieniała się zarówno sztuka wojenna jak i obowiązująca ekonomia. Spiska twierdza traciła na znaczeniu i stawała się własnością coraz mniej majętnych rodów. Ostatnimi zarządcami zamku była rodzina Csaky – ród węgierski o wielkiej historii. Ci możnowładcy swych przodków wywodzili od wodza jednego z siedmiu legendarnych plemion węgierskich, które w IX wieku przywędrowały do Europy z terenów położonych na wschód od Uralu. 

Dla wydawców: zanurz łapkę w garnku pełnym miodu i poczęstuj swoich czytelników tym artykułem!

Niestety zmiana właścicieli nie wyszła zamkowi na dobre. W 1780 roku cały kompleks uległ zniszczeniu w ogromnym pożarze. Jedna z teorii mówi o tym, że wybuchł on na skutek nielegalnej produkcji bimbru, którą mieli się w jego piwnicach zajmować żołnierze tutejszego garnizonu. Inna – wskazywana jako bardziej prawdopodobna – to celowe podpalenie przez samych właścicieli, którzy w ten sposób chcieli uniknąć płacenia podatku „od powierzchni dachów”. Ta wersja jest o tyle prawdopodobna, że w tym samym czasie ród Csaky wybudował w okolic nowy pałac, do którego przeniósł swoją siedzibę. Bez względu na faktyczną przyczynę pożar wyrwał się spod jakiejkolwiek kontroli i strawił zamczysko tak skutecznie, że nigdy więcej nie zostało ono już zamieszkałe.

Niemal dwieście lat trwania w ruinie spowodowało, że gdy w po II wojnie światowej zamek został przejęty przez władze Czechosłowacji, był w opłakanym stanie. Początkowo nie kwapiono się z jego ratowaniem, gdyż  historycznie rzecz ujmując – był to obiekt kultury węgierskiej. Ostatecznie jednak przeważyły względy turystyczne i w 1961 roku pozostałości budowli zostały uznane za zabytek. Prace zabezpieczające oraz archeologiczne trwały przez kolejnych dwadzieścia lat, aż do 1983 roku kiedy to udostępniono zwiedzającym pierwszy fragment zamku – dolny dziedziniec. W 1993 roku Zamek Spiski wpisano na listę dziedzictwa UNESCO.

Przyznam się, że mając głowę pełną znalezionych w internecie zdjęć do zamku jechałem mocno podekscytowany. Oczekiwałem czegoś na kształt Zamku Orawskiego – historycznych ekspozycji, ciekawej renowacji, prawdziwej uczty dla sympatyka zamków. Twierdza rzeczywiście widoczna jest z daleka; już z kilku kilometrów trudno opanować chęć zatrzymania samochodu i sięgnięcia po aparat fotograficzny. U stóp wzgórza znajduje się parking, z którego do bramy wejściowej wiedzie 400-metrowej długości ścieżka. Szlak ten nie jest historyczną drogą prowadzącą do zamku – ta uległa zniszczeniu na skutek obsunięcia się południowej części wzgórza.

Po przejściu przez bramę czeka na nas kasa biletowa. Nie jest tanio: bilet dla osoby dorosłej to koszt aż 16 euro, dzieci oraz seniorzy zapłacą połowę tej ceny. Jest także bilet rodzinny – dwoje dorosłych i dwoje dzieci w cenie 33 euro (czyli około 150 złotych). Po zakupie biletów czekał na nas niestety srogi zawód: górny zamek – a więc cała cytadela i absolutnie najciekawsze miejsce twierdzy – ze względu na prace budowlane był niedostępny. Wielka metalowa krata przecinająca drogę jednoznacznie wskazywała na kres naszej wycieczki. Do zwiedzenia pozostawiono jedynie niewielką komnatę… i tyle.

Zamek dzieli się na trzy części: wspomnianą wysoką cytadelę, czyli tzw. zamek górny, zamek średni (do którego wchodzi się przez bramę z biletami) oraz otoczony niskim murem zamek dolny, coś w rodzaju obszernego gospodarczego podgrodzia. Co ciekawe teren zamku średniego można obejrzeć bez biletu, a ze względu na zamknięcie drogi do cytadeli do zwiedzenia w ramach biletu pozostaje… zamek dolny. Ten zaś jest raczej pusty i nieciekawy: poza ustawionymi w rządzie armatami oraz kilkoma kopiami rycin poświęconych torturom (znajdują się one w jednej z otwartych wież i nazbyt szumnie nazwane zostały muzeum tortur) nic więcej tutaj nie znajdziecie.

Moim zdaniem do czasu zakończenia prac na zamku górnym – a te potrwają zapewne minimum kilka lat – płatne zwiedzanie Zamku Spiskiego można sobie spokojnie odpuścić. Wszystko co piękne widać doskonale z zewnątrz; potężną bryłę warowni nawet lepiej fotografować z pewnego oddalenia niż z wnętrza. Można także przespacerować się ścieżką do zamku średniego, przejść przez bramę i dotrzeć do kasy biletowej – i w tym miejscu zakończyć wycieczkę. Wprawdzie wybrukowana droga do cytadeli kusi, to jednak zaraz za winklem… kończy się opuszczoną kratą. Decyzja czy warto kupić bilet należy do Was.

Całości tej niezbyt pozytywnej recenzji dopełnia jeszcze jeden element: niby nieistotny, ale widoczny z każdego miejsca zamku. To kilkudziesięciometrowej wysokości dźwig budowlany stojący okrakiem w samym centrum cytadeli. Pomalowany na jaskrawy biało-czerwono-żółty kolor góruje nad twierdzą i uparcie wchodzi w każdy planowany fotograficzny kadr. Czułem się, jakby ktoś rozpostarł nad zamkiem gigantyczny transparent z napisem „UWAGA, tutaj się buduje!”. Ten dźwig można oczywiście bez problemu usunąć ze zdjęć za pomocą programów graficznych, ale… postanowiłem go pozostawić jako najnowszy symbol Spiskiego Zamku. Bon Appetit!

Dla czytelników: spodobała Ci się ta opowieść? Zrewanżuj się i postaw mi wirtualną kawę – ten sympatyczny gest zmotywuje mnie do pracy nad kolejnymi materiałami.

Oficjalna notatka UNESCO:

W Spiskim Hradzie znajduje się jeden z największych zespołów budowli wojskowych, politycznych i religijnych z XIII i XIV wieku w Europie Wschodniej, a jego architektura romańska i gotycka zachowała się w nienaruszonym stanie.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Kamień na Kamieniu – więcej materiałów z tej kategorii:

Słowacja – więcej materiałów z wypraw: