Aby odpowiedzieć na pytanie „dokąd Litwini wracają?” musimy cofnąć się w czasie. I to aż do starożytnego Rzymu, gdyż tam właśnie – według mitu założycielskiego – tkwią korzenie Litwy. Zaskoczeni? Nic dziwnego – sam byłem zaskoczony, gdy pierwszy raz przeczytałem tę legendę.
Większość krajów i narodów ma swoje tzw. mity założycielskie. Mają one za zadanie udokumentować władztwo nad zajętym terenem, pobudzić dumę narodową oraz wyprowadzić narodowe korzenie od słynnych postaci i wielkich wydarzeń historii. Przykładowo mit założycielski Polski dotyczy złego Popiela, którego myszy w wieży zjadły. Przeczytać o nim możecie TUTAJ
Swój mit założycielski mają także nasi najbliżsi sąsiedzi – Litwini. Z różnych powodów powstał on stosunkowo późno, bo dopiero w XVI wieku – w czasach rozkwitu Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kraj znajdował się wtedy u szczytu swojej świetności i był rozległym, europejskim imperium, ciągnącym się od Bałtyku aż po Morze Czarne. Wtedy to bogate litewskie szlacheckie rody zapragnęły na podobieństwo szlachty europejskiej wywieść swoje rodowody od znanych, mitycznych bohaterów. Wybór padł na starożytny Rzym, a reszty dokonali pozostający na usługach litewskich możnowładców oddani sprawie historycy i pisarze. Z tej roli wywiązali się znakomicie – muszę przyznać, że fantazji pozazdrość mogliby im nawet dzisiejsi scenarzyści filmowi.
Według legendy historia Litwy rozpoczyna się od ucieczki z Rzymu pięciuset patrycjuszy, przedstawicieli tamtejszej klasy wyższej, pod wodzą Księcia Palemona (Publiusza Libona). Różne wersje mitu różnie sytuują tę wędrówkę w czasie, i różnie ją też uzasadniają. Jedni twierdzą, że Książę Palemon był stronnikiem Pompejusza Wielkiego i musiał uciekać z Rzymu w 39 roku p.n.e. przed gniewem zwycięskiego Juliusza Cezara. Inni uważają, że przyszły założyciel Litwy uciekał ze stolicy imperium wraz ze swoimi towarzyszami nie przed Cezarem, lecz przed Neronem. W końcu „Kronika Bychowca” przesuwa czas tej słynnej ucieczki w dużo późniejsze czasy – aż o pięćset lat do przodu, do 445 r. n.e., gdy po terenach upadającego Cesarstwa Zachodnio-Rzymskiego przetaczały się hordy krwiożerczych Hunów z ich wodzem Atyllą na czele. Tak czy inaczej, bez względu na czas w jakim miało to miejsce, rzymski Książę Palemon załadował swych towarzyszy na statki i wypłyną szukać nowej ojczyzny.
Musiała to być iście epicka wyprawa – zabrać przecież musieli ze sobą także żony, przyjaciół, sługi, cały majątek i niewolników. O przeszkodach które pokonali, przygodach które przeżyli i drodze którą musieli odbyć nic nam jednak bliżej nie wiadomo. W końcu dotarli szczęśliwie do dzikich i odległych wybrzeży, które zdały im się istnym niezamieszkałym rajem. Było to położone nad wschodnim Bałtykiem wybrzeże dzisiejszej Litwy.
Legenda sprawia wrażenie dość mocno naciąganej, choć w czasach gdy ją tworzono nie różniła się niczym szczególnym od wielu innych mitów ówczesnego świata – pełnych morskich potworów, syren, jednookich olbrzymów oraz ludzi o trzech nogach i nagich, walecznych amazonek. Najważniejsze, że wysoko urodzeni uciekinierzy z Rzymu dotarli do gęstych lasów Litwy, i było ich wystarczająco wielu by dać początek wszystkim znaczniejszym wówczas szlacheckim rodom litewskim: Radziwiłłom, Czartoryskim, Krasińskim, Róż, Centaurów czy Ursynów.
Co zastali na miejscu rzymscy arystokraci? Litwę porastał ogromny bór, ciągnący się wzdłuż całego południowego wybrzeża Bałtyku. Kłębiły się w nim liczne dzikie plemiona trudniące się zbieractwem, wojaczką i polowaniami. Rzymianie nie zdecydowali się pozostać jednak na wybrzeżu Bałtyku (czyżby lęk przed podążającym ich tropem, mściwym Neronem lub Cezarem?) i ruszyli dalej, w głąb lądu. Przekroczyli Mierzeję Kurońską i skierowali się w górę biegu rzeki identyfikowanej obecnie jako Niemen. Pokonawszy dystans około dwustu kilometrów dotarli aż do terenów dzisiejszego Kowna, po czym skręcili na północ, jedną z odnóg Niemna – rzeką Willą.
Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach wędrówki (nie wiadomo – pieszo, czy na łodziach) ich oczom ukazała się wspaniała, obszerna, płaska równina wolna od lasu, na której krańcu wznosiły się wysokie na kilkadziesiąt metrów ziemne kopce. Miejsce idealnie nadawało się pod osadnictwo: okoliczny las gwarantował ochronę i bezpieczeństwo, spławna rzeka umożliwiała komunikację ze światem, a położona w dole równina pozwalała na budowę miasta. Wznoszące się obok wzgórza zapewniały możliwość budowy trudnych do zdobycia ufortyfikowanych grodzisk. Przybysze nadali miejscu nazwę „Nowy Rzym„, a setki lat później archeolodzy dodali od siebie: „Litewska Troja„.
Widzę, jak uśmiechacie się pod nosami: „Ah, Ci Litwini, czego to oni nie wymyślą!” Zastanówcie się jednak zanim się roześmiejecie – wg. naszej legendzie założycielskiej protoplastą Polski był wieśniak imieniem Piast Kołodziej, a został on władcą nowego kraju, gdy jego poprzednika myszy zjadły. To już wolę być potomkiem Patrycjuszy z Rzymu!
Nowy Rzym istnieje w rzeczywistości. To wieś Kernave (po polsku Kiernów), tzw. Litewska Troja – pierwsza „starożytna” stolica Litwy. Leży ona na zboczu wysokiej skarpy opadającej rozległymi łąkami do błękitu rzeki Willi. Wioska położona jest w lasach, niecałe 40 kilometrów na północny-zachód od Wilna. Pierwsze co rzuca się w oczy po dotarciu do tego miejsca to widoczne od strony rzeki cztery nietypowe, sprawiające wrażenie sztucznie usypanych, kopce o stromych zboczach. To na ich szczytach znajdowały się niegdyś obronne, ciasno urządzone grodziska. Obok, zaledwie 200-300 metrów dalej, na wysokiej skarpie znajdujemy drewnianą rekonstrukcję grodu obronnego, będącego wg badań archeologów ową pierwszą stolicą Litwy.
Zarówno płaskowyż jak i kopce otaczają szeroką polanę stanowiącą wraz z zakolem rzeki rozlewisko, które zamyka dostęp do niewielkiej równiny od zachodu. Patrząc z góry miejsce to rzeczywiście przypomina układ starożytnej Troi – z leżącą u jej stóp rozległą równiną prowadzącą od złotych bram aż do morza. W tym jednak przypadku zamiast morza jest rzeka, a zamiast równin Anatolii – gęsty wczesnośredniowieczny europejski bór.
Wykopaliska wskazują, że osadnictwo wokół „Litewskiej Troi” rozpoczęło się już 7-8 tysięcy lat przed naszą erą. I nic w tym dziwnego, gdyż meandry rzeki oraz jej wysoki brzeg od zawsze dawały schronienie wędrownym plemionom. I podobnie jak wykopaliska archeologiczne w Troi składają się z kilkunastu warstw odpowiadającym różnym okresom historycznym, tak i w Kernave znajdziemy pozostałości z różnych epok – najgłębiej znajdują się warstwy przypisane ludom prehistorycznym, wyżej plemionom pogańskim, później wikingom, a w końcu – najbliżej powierzchni – ślady pobytu ludności typowo chrześcijańskiej.
Oficjalna historia tego miejsca sięga 1040 roku naszej ery, kiedy to na wpół mityczny władca Litwy Kiernus założył tutaj gród, którym ustanowił swą stolicą. Dwieście lat później także z tego miejsca rządził Litwą pierwszy Król Litwy, tym razem już całkiem historyczny – Mendog.
Mendog rządził Litwą twardą ręką, i zręcznie lawirował w licznych sojuszach – np. raz walczył z Krzyżakami, a innym razem im sprzyjał. W latach gdy walki z Krzyżakami nabierały na sile, Litwini chronili się w obronnych grodziskach – między innymi w naszej Litewskiej Troi. Wielokrotnie napastnicy odchodzili spod drewnianych murów Kernave pokonani, nie mogąc uporać się doskonale walczącymi obrońcami. Obrona Kiernowa zawsze była dla Mendoga bardzo prestiżowym zadaniem – to tutaj właśnie został prawdopodobnie koronowany. W końcu jednak, w 1390 roku Kernave padło pod ciosami kolejnej krzyżackiej wyprawy i zostało doszczętnie spalone. Co ciekawe rządził wtedy już Litwą… Władysław Jagiełło, późniejszy król Polski.
Wróćmy teraz do pytania, które stanowi pień tego artykułu – czyli do sakramentalnego „Skąd Litwini wracali?” Autorem tego cytatu jest Adam Mickiewicz, który w powieści historycznej pt. „Konrad Wallenrod” opisującej dzieje Litwy i Prusów napisał:
[…] Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki,
Wieźli łupy bogate, w zamkach i cerkwiach zdobyte.
Tłumy brańców niemieckich z powiązanemi rękami,
Ze stryczkami na szyjach, biegą przy koniach zwycięzców […]
Wiemy już więc, że Litwini wracali z „wycieczki”. Mianem wycieczki określano sezonowe wyprawy wojenne „na sąsiadów” – czasem bliskich, czasem zaś całkiem dalekich. I niech nie zmyli Was słowo „wycieczka” – to nie była szkolny wypad nad jezioro czy podwórkowa przygoda – to były prawdziwe wyprawy wojenne, w które zaangażowane były setki i tysiące wojowników. Litwini wyprawiali się i na Rusinów, i na Prusów, i na Krzyżaków. Bywało także, że na Lachów. W Mickiewiczowskim cytacie ciągną jednak w drodze powrotnej „tłumy brańców niemieckich” – czyli tym razem wycieczka była na Krzyżaków.
Wiemy więc już skąd, Litwini wracali. Pozostało nam pytanie dokąd wracali? Mickiewicz odpowiada i na to pytanie:
[…] W mieście Kownie pośrodku ciągnie się błonie Peruna,
Tam książęta litewscy, gdy po zwycięstwie wracają,
Zwykli rycerzy niemieckich palić na stosie ofiarnym […]
Problem jednak w tym, że Kowno jako miasto powstało dopiero na początku XV wieku, tymczasem w dalszej części eposu Mickiewicz wspomina o Księciu Kiejstucie – kolejnym Litewskim władcy, który:
[…] Przyjął więźniów i w zamek za sobą prowadził […]
Kiejstut współrządził Litwą pomiędzy 1345 a 1382 rokiem. Owszem, w miejscu nieistniejącego jeszcze Kowna stał w tamtych czasach drewniany zamek, ale… szybko został w 1362 roku zdobyty przez Krzyżaków. W 1384 roku przebudowali oni jego drewnianą konstrukcję na murowaną. Mickiewicz pisał „Konrada Wallenroda” kilkaset lat po wydarzeniach, więc dla niego oczywistym miejscem akcji było znane i popularne w XIX wieku Kowno. Jeżeli jednak nie do Kowna, to gdzie Ci Litwinie wracali ???
Kilkadziesiąt kilometrów od przyszłego Kowna litewscy wojownicy mieli na podorędziu gród – symbol, opierającą się ciągłym oblężeniom Litewską Troję. Stara stolica Litwy (choć już stolicą nie była od wielu lat) do wszelkiego składania ofiar z „brańców” nadawała się wybornie – to tutaj miał rezydować legendarny, pogański arcykapłan Litwy, niejaki Lizdejko. Nawet jedno z tutejszych wzgórz do dziś nazywa się „Górą Ofiarną”. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na stosy. Jeżeli składanie ofiar miało charakter rytualny, to miejsca związane z kultem przodków i świątynie starej wiary były idealną lokalizacją do organizacji tego typu festynów…
Chciałbym napisać, drodzy czytelnicy, że to właśnie do Kiernus Litwini ciągnęli tłumy niemieckich brańców. I tutaj, nad rzeką, na pięknej zielonej łące rozpalali drewniane stosy, na których palili wrogich rycerzy ku uciesze gawiedzi. Patrząc na dolinę rozciągającą się wzdłuż rzeki widzę oczami wyobraźni te wysokie ogniska, i unoszące się nad mini dymy gryzącego ognia. Ognia, który wypalał płomieniem dusze wrogów Litwy. Festyny i wspólne świętowanie zwycięstw musiało trwać przez całą noc.
Prawda jest jednak zwykle bardziej prosta i mniej kolorowa. Tak jak Rzymianie nie przypłynęli (?) na Litwę na statkach w liczbie pięciuset, i nie założyli tego kraju – tak i Litwini z wycieczki wracając nie maszerowali w jedno, wyznaczone miejsce. Gdy wyprawa była udana, łupy zacne, a jeńców wielu, wtedy powróciwszy w znane sobie tylko leśne bory wojownicy dzielili łupy i rozchodzili się do kilkuset grodów i grodzisk rozsianych po całym kraju – takich samych, jakie widzicie na zdjęciu. Jeńców raczej nie paliło się na stosach, a jeżeli już to z w rzadkich przypadkach – byli zbyt cenni by marnotrawić ich bez przyczyny. Tych znaczniejszych uwalniano za okupem, tych biedniejszych osadzano w pobliskich lasach jako osadników / niewolników. Gdy zaś spalono tego czy innego osobnika, to z przyczyn raczej politycznych – dla podkreślenia zwycięstwa, dla pokazania siły władcy, dla uczczenia udanej wyprawy. No i oczywiście dla zabawy.
Trzeba mieć świadomość, że Litewskimi jeńcami byli nie tylko Krzyżacy, nie tylko „Niemce”, Prusi czy Rusini. Gdy Władysław Jagiełło zasiadł na tronie Polski – jako pierwszy z dynastii Jagiellonów – do naszego kraju wróciły, jak podają ówcześni historycy, tysiące mężczyzn i kobiet z Małopolski i Mazowsza, którzy dostali się pod Litewskie jarzmo – podczas owych słynnych „nocnych wycieczek”.
Kiernów na kilkaset lat, niczym starożytna Troja, uległ zapomnieniu. Jego lokalizacja wciąż trwała, ale nie miał on już wcześniejszego blasku i powoli zamienił się w niewiele znaczącą wieś. Kopce zarosły pokrzywami, resztki drewnianych wałów pochłonęła roślinność. Ślady po pogańskich Litwinach przykryła ziemia, tak jak wcześniej zrobiła to ze śladami wikingów, i wcześniejszych dzikich plemion. Może także tajemniczych Rzymian? W końcu jednak, po odzyskaniu niepodległości przypomniano sobie na Litwie o Kiernovie i jego roli w historii kraju. W 2004 roku stanowisko archeologiczne Litewskiej Troi zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tym samym miejsce to stanęło w jednym szeregu z zabytkami Rzymu. Jeżeli osiedlili się tutaj kiedyś jacyś rzymianie, to mogli być z tego powodu naprawdę dumni!
#LitewskaTroja #Kiernów #Kernave #Litwa
Stanowisko archeologiczne Kernavė, położone około 35 km na północny zachód od Wilna we wschodniej Litwie, stanowi wyjątkowe świadectwo około 10 tysiącleci osadnictwa ludzkiego w tym regionie. Położone w dolinie rzeki Wilii miejsce to jest złożonym zespołem obiektów archeologicznych, obejmującym miasto Kernavė, forty, niektóre niefortunne osady, miejsca pochówków i inne zabytki archeologiczne, historyczne i kulturowe od późnego paleolitu do średniowiecza . Na obszarze 194,4 ha zachowały się ślady dawnego użytkowania, a także pozostałości pięciu imponujących grodzisk, stanowiących część wyjątkowo rozległego systemu obronnego. Kernavė było w średniowieczu ważnym miastem feudalnym. Zostało zniszczone przez Zakon Krzyżacki pod koniec XIV wieku, jednak miejsce to pozostawało w użyciu aż do czasów współczesnych.