Wismar Wismar, i po Wismar – tak chciałbym podsumować moją krótką, bo zaledwie kilkugodzinną wizytę w niemieckim Wismar. I wiecie co? Tak właśnie podsumuję. Przyjechałem, „pstrykłem” kilka fotek, i pojechałem. Co tu dużo rozwodzić się w temacie, że mi się nie podobało? No nie podobało. I już.

Liczące sobie 42 tysiące mieszkańców Wismar to stare, pierwotnie jeszcze słowiańskie miasto. Z całą pewnością bez większego wysiłku dałoby się napisać o nim całkiem ciekawy artykuł, gdyby tylko się do tego porządnie przyłożyć. Ale co zrobić, gdy po prostu takie miejsca mi nie imponują? No ładne są: kolorowe, z historią tego i owego, mają to i tamto, a na dokładkę żyli tu tacy i inni. Tylko że takie miasta mnie po prostu nudzą. Tym bardziej gdy nie są zrujnowane. Bo zrujnowane to od razu inna para kaloszy! I choć Wismar było zniszczone (na skutek humanitarnych bombardowań podczas II wojny światowej) to ktoś się wziął, i je odbudował. Teraz jest ładne i ciche. Kolorowe i nudne.

Mają więc teraz w tym Wismarze nowe stare miasto, mają brzeg Bałtyku, rzeczkę mają. Atrapy tego i owego. I mają spacerujących turystów w wieku emerytalno – rentowym. Kocie łby, mur pruski, młyn oraz przystań dla statków. Statków,  które chociaż są nowe, to udają stare. Żeby przynajmniej Ci emeryci tak udawali starych… ale nie – emeryci są akurat prawdziwi. Snują się i stękają. I obsiadają ławki jak jakieś gołębie.

Zatrzymałem się w Wismar z jednego tylko powodu. By zaliczyć. Zaliczyć obiekt UNESCO i strzelić mu kilka fotek dla dokumentacji. Nie zamierzam odwiedzić wszystkich obiektów UNESCO na świecie, ale na wszelki wypadek – skoro już przejeżdżałem blisko – to wolałem odwiedzić i mieć z głowy. A bo to wiadomo, co mi za kilka lat strzeli do głowy? Jakbym miał znowu specjalnie tutaj przyjechać, to bym się wściekł.

Gdyby nie to UNESCO, to śmignąłbym obwodnicą Wismaru niczym rączy koń. Ale co bym wtedy, ja w przyszłości, pomyślał o sobie – mnie dzisiejszym? Wyobraźmy sobie, że stoję przed szanowną komisją rekordów Guinessa i mówię: „byłem we wszystkich miejscach UNESCO na świecie!”. A oni patrzą, patrzą i bum: „A we Wismar był?”

Ale bym złorzeczył! A tego przecież nie chcemy.

Aha. Oczywiście Wismar ma też Polski epizod. Jak podaje Wikipedia podczas wojny trzydziestoletniej, czyli w latach 1628–1632 znajdowała się tutaj baza „floty wismarskiej”, której podstawą była stacjonująca tu od 8 lutego 1629 polska flota wojenna króla Zygmunta III Wazy. Szwedzi miasto oblegli, i 22 stycznia 1632 Wismar skapitulował – a cała polska flota została przez Szwedów przejęta. Była nasza, została Szwedzka.

Jaki z tego wniosek? Taki, że trzeba patrzeć, gdzie cumujecie swoją flotę. Może to Was czegoś nauczy, jakbyście kiedyś zdecydowali się zacumować swoją flotę w każdym kraju świata. W Wismar nie cumujcie, bo Szwedzi zabiorą. Swoją drogą to dziwne; zawsze myślałem, że sportem narodowym Szwedów jest palenie zamków, a tu proszę – mają także inne zainteresowania. Zabierają floty.

I tyle.

Stój! Wróć! Zapomniałem! Coś mi się podobało! Świnie! Świnie były panie fajne! No dobra, niech będzie, że prosiaki…

I tyle!

Oficjalna notatka UNESCO:

Średniowieczne miasta Wismar i Stralsund położone na wybrzeżu Bałtyku w północnych Niemczech były głównymi ośrodkami handlowymi Ligi Hanzeatyckiej w XIV i XV wieku. W XVII i XVIII wieku stały się szwedzkimi ośrodkami administracyjnymi i obronnymi na ziemiach niemieckich. Przyczynili się do rozwoju charakterystycznych typów budowli i technik gotyku ceglanego w regionie bałtyckim, czego przykładem jest kilka ważnych ceglanych katedr, ratusz w Stralsundzie oraz seria domów mieszkalnych, handlowych i rzemieślniczych, reprezentujących jego ewolucję na przestrzeni kilku wieków.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Więcej artykułów z podróży po Niemczech?

Więcej obiektów UNESCO?