Ta baśń nie ma happy endu. Lokomotywy nie odchodzą na zasłużoną emeryturę po upływie 65 lat pracy. Któregoś dnia, gdy są już zbyt zmęczone pracą, oraz zbyt zużyte, by opłacało się je naprawić – ludzie po prostu odstawiają je na boczny tor. Boczny tor na najdalszej stacji. I zapominają.
Gdzie trafiają stare, zużyte, nieodwracalnie zepsute lokomotywy? Takie, których nikt już nie chce? Jest takie miejsce w Polsce, w którym swój koniec znajduje wiele z nich. Na tutejszą bocznicę trafiają z terenu całego kraju, a o tym, że jest to już ich definitywny koniec świadczy namalowany białą farbą prosty i lakoniczny napis na burcie: „Wrak”
Ci, którzy znają miejsce przedstawione na poniższych fotografiach, jego lokalizację zachowują w większości dla siebie. I ja też tak postąpię, by oszczędzić lokomotywom ataku tłumów ciekawskich turystów. To dla bezpieczeństwa zwiedzających: obok wciąż mkną nowoczesne pociągi, w liniach energetycznych faluje wysokie napięcie, a we wnętrzach lokomotyw znajduje się wiele niebezpiecznych urządzeń. Bocznica jest dozorowana i patrolowana przez Służby Ochrony Kolei.
Lokomotyw oczekujących w tym miejscu na utylizację spotkać można czasem kilkadziesiąt, a czasem zaledwie kilkanaście. Gdzie trafiają te, które znikają nawet z tej bocznicy? Na złom? Wprost do martenowskiego pieca? Tak… choć wolę wyobrażać sobie, że trafiają one do świata, w którym stare lokomotywy są po prostu szczęśliwe. Do świata, w którym znowu mogą sunąć majestatycznie po torach, bez obciążających je przez całe ziemskie życie ciężkich wagonów.
Wierzę, że w tym pozaziemskim raju ich elektryczne serca znowu mogą bić, a one w końcu stają się wolne niczym dzikie konie. Nawet lokomotywy – a może zwłaszcza one – mają prawo do życia pozagrobowego.
Zapraszam na film: dla miłośników kolei będzie to mam nadzieję miła chwila nostalgii…