Miasteczko Rijal Alma leży w regionie Abha, w południowo-zachodniej części kraju – zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Jemenem. Jest to górzysty region słynący z kamiennych osad rozsianych wzdłuż pasma Dżabal al-Hidżaz – najwyższych gór Arabii Saudyjskiej. Zarówno mikroklimat jak i roztaczające się wokół krajobrazy są tu zupełnie inne niż nasze stereotypowe wyobrażenie tego pustynnego kraju – pola są tu żyzne, rosną drzewa, płyną strumienie, a na zboczach gór biegają stada małp. Nic więc dziwnego, że region ten zamieszkiwany był już od tysiącleci i wytworzył własną, unikalną kulturę.
Zasadniczo Rijal Alma to obecnie nawet nie miasteczko, ale wioska. Jednak historia tej osady (będącej kiedyś jednym z najważniejszych punktów na szlaku karawan okrążających Półwysep Arabski) liczy sobie ponad 900 lat. Pozostałością po tych czasach minionej świetności jest kilkadziesiąt unikalnych, wielopiętrowych domów wykonanych z kamienia i gliny. W pierwszej chwili te gęsto skupione obok siebie budowle przywodzą na myśl położone w Himalajach tybetańskie klasztory.
Takie charakterystyczne wysokie kamienne domy spotkać można na całym południu Półwyspu Arabskiego. Jednak to właśnie w Rijal Alma znajduje się ich najwięcej, w widowiskowo położonej głębokiej dolinie na zboczu opadającej w dół grani Dżabal al-Hidżaz.
Większość starego budownictwa które spotkacie podczas podróży po Arabii Saudyjskiej chyli się ku ruinie. Prący ku nowoczesności kraj w ogromnym tempie zmienia swoje oblicze, i tylko w wyjątkowych przypadkach ogląda się za siebie. Nie dziwi więc, że większość tego typu zabytków – samotnych wież, historycznych osad oraz tradycyjnych domostw – znajduje się dziś albo na skraju upadku, albo właśnie jest wyburzana. Saudyjskie władze zdają się nie mieć dużego sentymentu do starej architektury; na własne oczy widziałem całe XVII-XIX wieczne dzielnice tutejszych miast rozbijane przez buldożery w pustynny pył. Żeby pokazać skalę trwających wyburzeń musielibyśmy użyć drona – w Arabii jest to jednak niemożliwe. Uwierzycie więc na słowo – obecnie w tym kraju każdego miesiąca zanikają całe kwartały historycznych miast wyburzane przez maszyny.
Całe szczęście do Rijal Alma ten proces jeszcze nie dotarł. Jest to region dość prowincjonalny, ukryty w górach, skromny i wciąż żyjący tradycją. Tutejsze domostwa pochylają się ku ziemi w swoim własnym, nieśpiesznym tempie. Niech Was jednak nie zmylą zdjęcia zamieszczone w tym artykule – nie jest to skromność biedna, lecz wręcz przeciwnie – to skromność z gatunku tej, na którą stać tylko prawdziwie bogatych.
W 2015 roku zainicjowano proces rekonstrukcji i odnowienia tutejszych zabudowań. Efekt teoretycznie jest widowiskowy – renowacja zdobyła nawet szereg państwowych nagród i wyróżnień – ale w dużej części to tylko fasada. Naprawiono wytypowane elewacje, uzupełniono rozsypujące się ściany zewnętrzne i doprowadzono do porządku kilka budynków. Wyszło ładnie… na tyle, by wciąż jeszcze nieliczni turyści mogli zrobić sobie piękne zdjęcia. Takich „uśmiechniętych” fotografii znalazłem w internecie całkiem sporo. Tymczasem wystarczy zadać sobie odrobinę trudu i zajrzeć poza fronton – wtedy zobaczycie, że wszystko inne leży w gruzach. Zupełnie jak w szowinistycznym przysłowiu: z przodu liceum, z tyłu muzeum.
Nie chcę żebyście pomyśleli, że się czepiam. Oczywiście jest pięknie, egzotycznie i z klimatem! Dwie podróże do kraju Saudów przekonały mnie do tego, że mają oni dość specyficzne podejście do zabytków: są z nich dumni i dostrzegają ich potencjał w generowaniu ruchu turystycznego, ale… ale zamiast restaurować wolą takie zmęczone życiem zabytki wyburzyć i zbudować od nowa. Urok Rijal Almy polega na tym, że tutaj jeszcze nie postanowiono wyburzyć i odtworzyć od podstaw; jednak po tym jak widziałem niwelowane do gołej ziemi setki zabytkowych domów w Jeddah – nie mam wątpliwości, że i tutaj w końcu zrobi się porządek. Wcześniej czy później historyczne otoczenie się wyburzy i postawi w jego miejscu nowoczesne 5-gwiazdkowe atrapy; takie prosto od krawca. Bo po co komu stary zabytek, skoro może być nowy? Myślę, że Polscy deweloperzy mogą tylko pozazdrościć tutejszego podejścia do zabytków.
Jeżeli chcecie zobaczyć prawdziwą Rijal Almę – naturalną, a nie wybudowaną od nowa – to macie niewiele czasu. Aby przyjechać w to miejsce najwygodniej z Polski polecieć najpierw do Emiratów Arabskich. Tam czeka na Was przesiadka – do Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej. Na lotnisku wynajmiecie samochód, i teraz już będzie tylko z górki – najpierw czeka Was tysiąc kilometrów autostrady przez pustynię Ar-Rab al-Chali, potem przeprawa przez Góry Suche, nocleg w Abha i… ostatnie karkołomne kilkadziesiąt kilometrów w dół spadzistych zboczy Dżabal al-Hidżaz. Jesteście na miejscu! Alternatywnie możecie także przylecieć do Jeddah – wtedy samochodem będziecie mieli do pokonania tylko 600 kilometrów – zamiast 1400. Ale moim zdaniem to zły pomysł, bo ominie Was wiele fantastycznych miejsc.
W 2018 roku Saudowie zgłosili Rijal Almę do UNESCO – obecnie miasteczko znajduje się na tzw. liście oczekujących. Zapewne już wkrótce obiekt ten znajdzie się na słynnej liście; tak jak kilka innych zabytków położonych w Arabii Saudyjskiej które trafiły tu całkiem niedawno – tutejsze władze radzą sobie ze współpraca z UNESCO dość… skutecznie. Wystarczy powiedzieć, że od 2008 roku aż sześć obiektów z Arabii Saudyjskiej dostało się na listę UNESCO – choć każdego roku trafić na nią może tylko około dziesięciu nowych wpisów z całego świata.
Ciekawy zabytek znajduje się także po przeciwnej stronie kamiennych mieszkalnych wież. Po drugiej stronie ulicy znajduje się „opuszczone miasto” – wyludniona dzielnica mieszkalna rodem z XIX wieku. Zaledwie kilkadziesiąt lat temu to miejsce tętniło jeszcze życiem i tradycjami, ale dziś gęsta i unikalna arabska zabudowa wpatruje się w przypadkowego przechodnia tylko pustymi uliczkami. Ostrzegam: spacer po porzuconej przez ludzi dzielnicy jest niebezpieczny – dachy, ściany oraz stropy mieszkań grożą w każdej chwili zawaleniem. I uważajcie: tutaj wciąż można spotkać ostatnich mieszkańców tego wydawałoby się całkowicie opuszczonego miejsca…
Na koniec muszę zaznaczyć, że Rijal Almę zamieszkują – zresztą tak jak całą Arabię Saudyjską – absolutnie fantastyczni ludzie. Na każdym kroku możecie liczyć na pomoc, a jako przyjezdni traktowani jesteście w sposób szczególny; niejedno zostanie Wam wybaczone, mimo iż nie powinno. Przed zabytkowym kompleksem znajduje się niewielkie biuro, w którym możecie kupić bilet uprawniający do wejścia oraz spotkać się z przewodnikami. Obsługa jest przesympatyczna i profesjonalna. Co muszę podkreślić: to nie są znudzeni swoją pracą panowie sprzedający bilety, ale zaangażowane w swoją robotę chłopaki. Niestety w biurze akurat nie było nikogo, kto umiałby rozmawiać po angielsku – a że i my nie umieliśmy po arabsku, to dużo nie pogadaliśmy.
Jeżeli macie więcej czasu na zwiedzanie, to kilkanaście kilometrów dalej na południe – już pod samą granicą z Jemenem – znajduje się wart odwiedzenia wąwóz górski. Więcej nie podpowiadam – znajdziecie go na mapach. Niestety ze względu na napiętą sytuację panującą przy granicy musieliśmy zrezygnować z tego punktu naszego programu; po kilku godzinach spędzonych w Rijal Almie wsiedliśmy więc w nasz wynajęty samochód i popędziliśmy na północ – do Jeddah; ku bramie do Mekki. Nie było daleko – zaledwie 700 kilometrów. Ale o tym w następnym odcinku.
PS. na koniec krótka przygoda! Zabytkowe „miasto” otoczone jest murem, w którym bardzo trudno znaleźć wejście do środka. Nie mogąc sobie poradzić weszliśmy od tyłu, wejściem dla mieszkańców – co jest niezbyt dozwolone, i niezbyt mile widziane. Dopiero później okazało się, że oficjalne wejście dla turystów znajduje się w niedużym sklepiku z pamiątkami: wchodzi się do niego bezpośrednio z głównego placu, a potem trzeba przejść na zaplecze wąskim korytarzem. I tam właśnie, na tym zapleczu, są malutkie drzwiczki wejściowe – i to właśnie tędy trzeba!