Z maratonu w Dubaju, w którym wystartowałem w styczniu 2020 roku, niewiele pamiętam – wszak było to już prawie pięć lat temu. Teraz, gdy zmontowałem film poświęcony tej imprezie, przypominają mi się pewne zdarzenia: kumple z wojska, facet przebrany za wielbłąda, ładna Azjatka. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak mężczyzna, który przebiegł ten maraton choć nie ma ani nóg, ani rąk. Jego nie zapomniałem ani na chwilę, i wciąż mam przed oczami obraz, jak pokonuje dystans maratonu siedząc na deskorolce odpychając się od asfaltu kikutem.

Styczeń 2020 roku był ostatnią chwilą przed globalną pandemią. Z Dubaju zdążyłem polecieć jeszcze do Indii na maraton w Kalkucie, potem wracając do Europy zatrzymałem się jeszcze w Arabii Saudyjskiej – by wystartować w Ultra Trail Al Ula – i chwilę potem jak wszyscy inni ugrzązłem na wiele miesięcy w domu. Wtedy to właśnie, gdzieś na przełomie marca i kwietnia narodził się pomysł, żeby założyć tego bloga. Tego, którego właśnie czytacie – 40latidopiachu.pl

Sam Dubaj jako miasto nie zrobił na mnie wrażenia. Tak jak opisałem to bardziej szczegółowo w osobnym artykule – ZOBACZ – jest to miejsce, w którym osoby nie będące milionerami przyjeżdżają, żeby sfotografować się w otoczeniu bogactwa innych. Wg mnie to po prostu głupie.

Dubai Marathon

Trasa maratonu w Dubaju jest niewątpliwie szybka; tak szybka, że elita startuje o godzinę wcześniej niż kilka tysięcy podążających za nią biegaczy – amatorów. Dla ścigaczy start o godzinie 6:00 rano jest także dodatkowym wsparciem przez szybko rosnącą temperaturą; biorąc pod uwagę, że spędzą oni na trasie tylko nieco ponad dwie godziny, to na mecie meldują się chwilę po godzinie ósmej, a wiec jeszcze rano. My – naziemne leniwce – startując o siódmej rano na metę docieramy w większości pomiędzy 11:00 a 12:00 w południe, a więc wtedy, kiedy słońce stoi już w zenicie. Średnio to sprawiedliwe… choć z drugiej strony i tak przecież elity bym nie dogonił.

Największy zawód jakiego dostarczył mi ten maraton to przebieg trasy, która nie dość, że składa się z kilku nieskończenie długich i nudnych prostych, to w dodatku nie prowadzi przez centrum miasta, lecz tzw. zadupiami. Tylko w jednym miejscu, tuż przed nawrotem, maratończycy ocierają się o część słynnych Dubajskich wieżowców, ale nie są to te najwyższe – tylko jakieś stu metrowe maluszki.

Dubai Marathon

Czy warto wystartować w Dubaju? Wiele zależy od Was, od Waszych indywidualnych preferencji i tego, czego oczekujecie od samego maratonu. Jeżeli chcecie osiągnąć dobry wynik – być może warto. Jeżeli chcecie przeżyć przygodę, to jednak poszukiwanie jej w tym miejscu będzie dość trudne. Start ma sens, jeżeli w jakiś sposób chcecie połączyć maraton ze zwiedzaniem Emiratów Arabskich; i jeżeli to zwiedzanie wykracza poza wspomniane na początku tego artykułu fotografowanie się na tle bogactwa innych ludzi. Choć oczywiście każdy zwiedza na swój własny sposób.

Ja ogromną przygodę przeżyłem tydzień później – w Kalkucie – oraz trzy tygodnie później na pustyni w Arabii Saudyjskiej. Ale zdaje sobie sprawę z tego, że nie są to wyzwania dla każdego, i od czegoś trzeba zacząć. Mimo wszystko Dubaj jest przecież większą egzotyką niż maratony w Berlinie czy Paryżu. Najbliższy maraton w Dubaju jest w styczniu; obecnie lotów z Polski do Emiratów Arabskich jest tak dużo, że każdy znajdzie coś na swoją kieszeń.

Maratony Świata – więcej losowych materiałów z tej kategorii:

Bliski Wschód – więcej losowych materiałów z tej kategorii: