Publikację opowieści o naszej przeprawie przez albański kanion Langarica trzymałem w zapasie, na specjalną okazję. Minęły trzy lata, a ta się nie pojawiła – choć jestem cierpliwy, to w pewnych granicach. Wczoraj trafiłem jednak – nieco przypadkiem – na gorącą facebookową dyskusję kilkudziesięciu kobiet na temat tego, jak bardzo beznadziejna jest Albania. Z każdym komentarzem otwierałem coraz szerzej oczy; o czym do diabła te upierdliwe babsztyle piszą? Zupełnie inaczej zapamiętałem ten kraj.

Post zaczął się dość swobodnie: był o tym, jak to w Albanii nudno, jak niewiele tutaj atrakcji, jak słabo rozwinięta baza turystyczna. Praktycznie z żadnym argumentem nie mogłem się zgodzić, bo to były zwykłe bzdury – jakaś paniusia pojechała na wczasy all-inclusive i myślała, że będzie tu jak w Barcelonie albo w innym zapchanym turystami po korek mieście. Dla niej w Albanii było zbyt pusto, zbyt cicho, zbyt mało nowocześnie – a śniadaniowa oferta była niewystarczająco bogata. Nie to, że słaba – po prostu za mało szeroka.

Post pewnie zniknąłby szybko w głębinach społecznościowych mediów tonąc jak tysiące innych wypocin, gdyby nie to, że w zupełnie dla mnie niezrozumiały sposób podchwyciły go setki innych wyperfumowanych babsztyli. Zrobił się konkurs komu było w tej Albanii gorzej: tej nie podobało się auto z wypożyczalni, tej ruch drogowy, a tamta oburzona była na postawę Albańczyków, że nie kłaniali się jej w pas jak Habibi w Egipcie. Prawie pół tysiąca negatywnych komentarzy, i nikt z dyskutantów nie zadał sobie trudu, by poznać prawdziwą Albanię – za to przewodził trend: nigdy więcej do tego kraju!

Albania, Kanion Langarica

Czy ja coś źle zapamiętałem? Byłem tam niecałe trzy lata temu, i było bosko. To, co wymieniano w komentarzach jako dyskwalifikujące minusy dla mnie było plusami, za które polubiłem ten kraj. Gdy nieco ochłonąłem pomyślałem: a może to i dobrze, że ten babski cyrk z Polski nie pojedzie więcej w takie miejsce? Przecież komentujący to typowi konsumenci zakopiańskich Krupówek, sopockiego molo czy egipskiej Hughardy. Ich największą wyjazdową rozrywką jest leżeć i pierdzieć, żreć pięć posiłków dziennie oraz obgryzać paznokcie w stresie, że słomka w drinku nie komponuje się z kolorem ich majtek. Ich hobby to narzekanie, że woda w basenie za ciepła lub za chłodna, a uliczki w miasteczkach za wąskie bądź za szerokie.

Takie osoby to wizytówka masowej turystyki, która jak muszę przyznać sama w sobie jest jedną wielką patologią. Ja na szczęście Albanię zapamiętałem zupełnie inaczej – choćby dlatego, że wraz z towarzyszami podróży zwiedzaliśmy ją na własną rękę i we własnym rytmie – zdając się na to, co każdego dnia przyniesie los.

Albania, Kanion Langarica

Kanion Langarica (Lengerice Canyon) leży na południu Albanii, w Parku Narodowym Bredhi i Hotovës. Trafiliśmy tu tylko dlatego, że zatrzymawszy się wieczorem w jednym z małych miasteczek na kolację zapytaliśmy lokalsów, co mają ciekawego do obejrzenia w okolicy. Wskazali kanion, a my tę wiedzę opłaciliśmy silnym porannym kacem. Gdy tylko jeden z nas ozdrowiał na tyle, by mógł prowadzić auto – ruszyliśmy w drogę.

Kanion jest dziki, i nie posiada żadnej infrastruktury turystycznej. To nie do wiary, ale nie ma o nim nawet wpisu na Wikipedii! A jednak jest absolutnie wart odwiedzenia, bo tu właśnie podczas wędrówki możecie poczuć się kimś więcej niż tylko grubym i przejedzonym ponad normę turystą.

Wejście do kanionu wyznacza przepiękny stary kamienny ottomański most – łączący dwa brzegi rzeki Langaricy. U jego stóp znajduje się atrakcja, która zachwyciłaby nawet kłótliwe jędze z facebooka: gorące źródła. Kilka naturalnych basenów zawiera ciepłą wodę, z której aż nie chce się wychodzić. Śmierdzi wprawdzie siarką zwaną babolami diabła – ale taka już jest uroda tego typu miejsc. Nasze babsztyle miałyby jednak na co narzekać; i wiem, że by to je uszczęśliwiło. Bo jakże to tak, nie narzekać?

Albania, Kanion Langarica

Kanion ma około cztery kilometry długości, i czym dalej zagłębicie się w jego wnętrze, tym mniej postronnych osób będzie wam towarzyszyło. My ostatnią osobę spotkaliśmy gdzieś w połowie jego długości, choć mógł być to przypadek – aż trudno mi uwierzyć, że tak wspaniałe miejsce odwiedza tak niewiele osób.

Dnem kanionu nie prowadzi żadna ścieżka, trzeba iść bezpośrednio po kamieniach zanurzonych w wodzie. Z tego względu nie jest to miejsce odpowiednie dla osób z ograniczoną sprawnością ruchową – jeżeli chcecie wejść w kanion głębiej niż na kilkaset metrów, to może to być męczące także dla dzieci. Dostępność kanionu uwarunkowana jest w całości stanem wody płynącej dnem rzeki: podczas naszego marszu była ona zaledwie spokojnym strumieniem, ale masy zalegającego błota i osadów wskazują na to, że potrafi ona być niebezpieczna i wzburzona. Trzeba mieć trochę szczęścia, i wspomagać się rozwagą.

Dla Rekinów: kliknij w obrazek, aby poznać zasady współpracy ze mną.
Albania, Kanion Langarica

Kanion powoli zwęża się i zależnie od wspomnianego stanu wody szybciej lub później zaczynają się pierwsze przeprawy. Woda sięga najpierw po kolana, potem po majtki, w końcu po pas. Łatwo wyobrazić sobie, że w mniej suchym okresie po około dwóch kilometrach niektóre z przepustów wymagać mogą już płynięcia. Poziom wody sam w sobie nie jest może tak groźny – ważniejsze jest jednak to, byście zwracali uwagę na nurt rzeki; gdy ten jest wartki lepiej nie iść dalej bez odpowiedniego sprzętu i doświadczenia. Sami musicie ocenić, jak daleko możecie się bezpiecznie posunąć. Jak widzicie na moim filmie nam się poszczęściło, doszliśmy do samego niemal końca kanionu.

Mimo że na „zewnątrz” panował upał (było około 25-26 stopni), to w kanionie woda jest zimna i bardzo zimna. Chłodno robi się także wtedy, gdy słońce schowa się za skałami, a dzieje się to bardzo szybko – w efekcie zmarzłem, i to na tyle, że w drodze powrotnej już nieco dygotałem. Dlatego też bierzcie poprawkę na temperaturę, która może niemiło zaskoczyć.

Dla wydawców: zanurz łapkę w garnku pełnym miodu i poczęstuj swoich czytelników tym artykułem!
Albania, Kanion Langarica

Wędrówka kamienistym dnem – przerywana co jakiś czas mniejszą lub większą przeprawą – jest dość powolna, dlatego nie liczcie na to, że cztery kilometry trasy pokonacie w godzinę. Z tego względu warto zaopatrzyć się także w choć niewielki zapas wody i jakieś batony. Wszystko należy umieścić w nieprzemakalnym plecaku – inaczej tak jak ja będziecie się cały czas martwić o sprzęt, który ulegnie zniszczeniu jeżeli wpadniecie do wody. Dokumenty, telefony, pieniądze, aparat fotograficzny – wszystko to albo zostawcie w samochodzie, albo zabezpieczcie porządnie przed wodą.

Końcowe miejsce do którego dotarliśmy okazało się fantastycznym przeciskiem skalnym, o różnobarwnych kolorach. Szerokość kanionu spadła do zaledwie pięciu metrów, co spowodowało spiętrzenie wody. Żeby przejść dalej musielibyśmy płynąć (przelot dronem wskazuje, że długość tego odcinka to nie więcej niż 70-100 metrów), ale niestety nie mieliśmy nieprzemakalnych plecaków na sprzęt. Po kilkunastu minutach uznaliśmy, że nie pozostaje nam nic innego jak uznać się za pokonanych i zawrócić. Choć w gruncie rzeczy wystarczyłoby, żeby jeden z nas został z bagażami, a dwóch mogło iść dalej.

Albania, Kanion Langarica

W kanionie nie spotkaliśmy żadnych zwierząt, a droga wiedzie dnem prosto jak w mordę strzelił. Nie da się zabłądzić, no chyba że nazbyt zarumakujecie i wejdziecie w okresie wysokiego stanu wody. Wtedy porwie was nurt, i może utoniecie roztrzaskani na skałach, a może nie – zależy od szczęścia, sprzętu i doświadczenia. Kaniony bywają niebezpieczne głównie wtedy, gdy się je lekceważy.

Nagrodą za powrót do punktu wejścia są gorące źródła, w których można wymoczyć i ogrzać zmarznięte członki. Dodatkową atrakcją jest kąpiel błotna, którą widzicie na zdjęcia. Już już wspomniałem – nie ma tutaj żadnej infrastruktury, więc wymaziać się błotem trzeba samemu wprost z brzegu rzeki. Śmierdzi babolem diabła, ale jest fajnie. I tylko prośba: jak już będziecie wyglądali jak siedem nieszczęść, to nie właźcie w tym błocie do gorących źródeł bo wszystko uświnicie. Zmyjcie z siebie bałagan w strumieniu; zimna woda Was dodatkowo pobudzi.

Podsumowując: Albania to brzydki, nudny i nieciekawy kraj. Nic tu nie ma poza ględzącymi i narzekającymi na wszystko turystkami z Polski, którym żal dupę ściska z nieznanego mi powodu.

I tyle.

Uwaga

Odwiedzając mój blog wspierasz istotę białkową. Moje opowieści powstają bez pomocy bzdur generowanych przez AI. Opowiadam wyłącznie o miejscach do których dotarłem samodzielnie – nie są to więc automatyczne, wyimaginowane, generatywne treści o smaku informacyjnej papki zalewające dzisiejsze media. Zastosowanie AI w dziennikarstwie to koniec sensu istnienia tego zawodu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Albania – więcej losowych materiałów z wypraw:

Góry – więcej losowych materiałów z tej kategorii: