Dopiero teraz w domu okazało się, że zdjęcia wyszły nadspodziewanie fajnie. Na samym targowisku tego nie było widać – przeważającą jego część stanowiły bazgroły położone niemal bezładnie na kupie – jeden obok drugiego. Tych leżących na gołej ziemi obrazów były tysiące; i ani jednego kupującego. Początkowo miałem pewne obawy, gdyż zwykle artyści nie życzą sobie fotografowania swoich prac (z oczywistych przyczyn) – ale w Taszkencie nikt nie robił z tego problemu. Być może nie były to ich obrazy?
Parkowe alejki dosłownie zapchane były malowidłami. Tematyka obrazów była zupełnie dowolna; jakby to powiedzieć od Sasa do Lasa. Były i wielbłądy, i karawany, i koty, i zupełnie nie wiadomo skąd zaczerpnięte tematy marynistyczne. Były też gołe baby, kochankowie, róże, burze oraz zabytki i góry. Słowem: typowy zbiór landszaftów. Paweł, Michał i Szymon myszkowali poszukując artefaktów godnych do zabrania do Polski – a ja widząc, że nikt nie reaguje – pozbawiony już zupełnie skrupułów – robiłem zdjęcie za zdjęciem. I choć osoby znające się na sztuce zapewne nie pozostawiłyby na tych pracach suchej nitki, to mi się efekt spodobał! Nie znam się, więc mam prawo być zadowolony.
Nie ma co dalej gadać, zapraszam do oglądania.



















