Pierwotnie maraton w położonym na północy Kazachstanu Nur-Sułtan miał odbyć się 5 września. Tydzień później – 13 września – miał odbyć się także maraton, w położonej na południu starej stolicy Kazachstanu – Almacie. Dwa maratony podczas jednego podróżniczego wyjazdu? Brzmiało świetnie! Nie tracąc ani chwili postanowiłem spróbować i zapisałem się od razu na oba te biegi. A dalej było już tylko gorzej.
Po pierwsze okazało się, że „z okazji” pandemii Kazachstan zawiesił ruch bezwizowy z wieloma krajami – oczywiście także z Polską. Oznaczało to, że trzeba było uzyskać wizę wjazdową. To oznaczało nie tylko stres związany z jej ewentualnym nieprzyznaniem, jak i konieczność dwukrotnego pojechania do Ambasady Kazachstanu w Warszawie celem złożenia całkiem sporej liczby dokumentów – cel podróży, wniosek, uzasadnienie, potwierdzenie biletów lotniczych, potwierdzenie adresów zamieszkania, ankieta, formularz, paszport, zdjęcia… Całkiem pokaźna dokumentacja.
Wiza może nie była zbyt droga (50 euro) ale trzeba było już na etapie ubiegania się o nią pokazać bilety lotnicze. Po kilku dniach analiz zdecydowaliśmy się wraz z Pawłem (mój kumpel ze studiów, który postanowił przyłączyć się do mnie w tej wyprawie) na ofertę krajowego przewoźnika – PLL LOT. Nie była to może najtańsza z możliwości (cena biletu w obie strony wynosiła 2200 pln), ale gdy analizowaliśmy inne opcje (lot z Budapesztu Wizzairem za ok. 1400 złotych lub z Kijowa) wychodziło nam, że dodatkowe koszty (dojazd do Budapesztu czy Kijowa, nocleg, parkingi dla auta) spowodują, że cena wyjdzie zbliżona do tej z PLL LOT, a zamieszania dużo więcej. Wybraliśmy więc – na naszą niemal zgubę – opcję najwygodniejszą, czyli trasę bezpośrednią Warszawa – NurSułtan – Warszawa. Zaznaczam, że jechaliśmy z dużymi bagażami jako że w Kazachstanie planowaliśmy spędzić dwa tygodnie – bez bagaży możecie liczyć na ceny biletów lotniczych o dobre 40 procent niższe.
Oczywiście PLL LOT na 15 dni przed wylotem odwołał nasze loty. Nie chcę upokarzać tego przewoźnika, ale jako klienci zostaliśmy potraktowani jak jakaś banda jełopów – już będąc nawet w Kazachstanie, pomimo odwołania naszych lotów, ciągle dostawaliśmy np. powiadomienia z PLL LOT o odprawie, nadchodzącej podróży powrotnej itd. Proponowano nam uporczywie także podniesienie biletów do klasy biznes – pomimo odwołania lotów! Istne wariactwo. Ostatecznie musieliśmy więc kupić drugi komplet biletów – właśnie z Budapesztu. Oczywiście były już droższe, bo kupowane na 14 dni przed lotem. Dodatkowym problemem były terminy przylotu i wylotu wbite do wiz w naszych paszportach. Ale kogo to w PLL LOT obchodziło?
Kazachstan nie honoruje szczepień. W konsekwencji tego każdy lecący do tego kraju musi wykonać na max. 72 godziny przez wylotem testy RT-PCR kosztujący w Polsce około 350-500 złotych. To kolejny wydatek, i kolejny problem. Całe szczęście na miejscu nie ma już żadnej kwarantanny. Co ciekawe, w Kazachstanie wykonanie takiego testu kosztuje… 13 dolarów. Około 60 złotych…
Nadal nie było jednak łatwo. W połowie sierpnia przyszła wiadomość, że oba maratony – w Nur-Sułtan i w Almatach – odwołano. Po chwili zamieniono tę informację na zmianę daty biegów. Pech chciał, że obu imprezom wyznaczono nowy termin… ten sam, czyli 26 września. Mogłem więc wystartować tylko w jednym z nich. Wolałem nie wybierać w którym, i pozostać do ostatniej chwili zapisanym na oba – na wypadek, gdyby znowu któryś z nich odwołano. Ostatecznie pobiegłem w stolicy kraju, w NurSułtan, a pakiet w Almaty się zmarnował.
W końcu, po pokonaniu wszystkich tych powyżej opisanych perypetii, na trzy dni przed maratonem wsiedliśmy w samolot w Budapeszcie i rozpoczęliśmy podróż. Dwa tygodnie spędzone w Kazachstanie okazały się jedną z najpiękniejszych podróży w jakich uczestniczyłem. Zwiedziliśmy niesamowite miejsca, poznaliśmy ludzi i obyczaje, wędrowaliśmy szlakiem cmentarzy polskich uchodźców i żołnierzy Armii Andersa. O tym jednak przeczytać będziecie mogli dokładniej już na moim blogu w osobnych materiałach.
Jaki był Astana Marathon 2021? Maraton rozegrany w Nur-Sułtan był nadspodziewanie świetnie zorganizowany. Śmiało mogę go porównać do najlepszych biegów organizowanych w naszym kraju. Choć w tym roku uczestniczyło w nim bardzo mało osób (zaledwie 282 finiszerów na dystansie maratonu i nieco ponad półtora tysiąca na dystansie 10 km) to całe wielkie miasto należało do biegaczy. Pozamykane, świetnie zabezpieczone, szerokie kilku-pasmowe drogi. Ciekawa trasa wiodąca przez sporą część miasta. Brakowało tylko dopingu – co oczywiście wynikało z covidowych obostrzeń. I co ciekawe – było bardzo zimno. Zimno oczywiście jak dla nas, bo na Kazachach temperatura 1-4 stopni panująca na trasie nie robiła żadnego wrażenia. Ja jednak zmarzłem, ale dzięki temu uzyskałem najlepszy tegoroczny czas netto – 04:06:55
Maraton w Kazachstanie był moim czwartym maratonem w ciągu miesiąca, i jednocześnie czwartym krajem w tym okresie. Dwa tygodnie wcześniej pokonałem Hamburg, trzy tygodnie wcześniej Bratysławę a jeszcze wcześniej Rygę. Nic więc dziwnego, że na trasie czułem zmęczenie – choć było ono raczej zmęczeniem psychicznym niż fizycznym.
Szczerze polecam wyjazd na maraton w Nur-Sułtan. Kazachstan Was zachwyci, a już za rok mam nadzieję, że nie będziecie musieli się borykać ze wszystkimi tymi utrudnieniami, które były w tym roku naszym utrapieniem.
53 kraj na mojej światowej mapie maratonów zaliczony!