Ten artykuł jest wznowieniem publikacji z 2019 roku wzbogaconym o zmontowany od nowa materiał filmowy.
Jedno z najsłynniejszych pytań w naszym Polskim światku biegowym brzmi „Dlaczego biegacze z Niemiec nie przyjeżdżają do naszego kraju na duże, słynne biegi?”. Przecież wiele z naszych imprez jest doskonale zorganizowanych, nie tylko na europejskim ale i światowym poziomie. Tymczasem dziesiątki jeżeli nie setki tysięcy biegaczy z Niemiec choć mają często na nasze największe maratony raptem po 200-300 kilometrów, to udają że taki kraj jak Polska na mapie światowych biegów zupełnie nie istnieje.
Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle prosta, choć jednocześnie niezwykle skomplikowana. Biegacze z Niemiec nie przyjeżdżają do Polski z tego samego powodu, z którego biegacze z Polski nie przyjeżdżają na biegi organizowane na Ukrainie.
Odpowiedź jest może dość pokrętna, ale logiczna i wbrew pozorom spójna. Nie ma jakiegoś konkretnego i dominującego powodu – jest za to wiele małych, czasem przypadkowych, a czasem „jakoś” słabo uzasadnionych argumentów. Argumentów, które skutkują tym, że gdy pojedziesz na maraton do Barcelony to spotkasz 200 biegaczy z naszego kraju, jak pojedziesz do Izraela to spotkasz kilkudziesięciu biegaczy z Polski – a jak pojedziesz na maraton rozgrywany 30 kilometrów na wschód od naszej granicy – to możesz nie spotkać nikogo.
Na miesiąc przed datą tegorocznego Świteź Maratonu rozgrywanego 10 sierpnia 2019 roku (wakacje!) na Ukrainie zamieściliśmy artykuł zapraszający do startu w tej imprezie. Spotkał się on z dużym zainteresowaniem, a jednak – pomimo tego – na miejscu wśród biegaczy spotkaliśmy… tylko jedną zawodniczkę z Polski, która przyjechała nad jezioro Świteź z mężem. O biegach organizowanych tuż za naszą wschodnią granicą w Kowlu pisaliśmy w latach ubiegłych – i były to bardzo dobre, zachęcające do udziału recenzje. Efekt? Polaków na starcie tylu, ilu Niemców w Poznaniu na maratonie – czyli prawie całkowity brak.
Kwestia braku naszej narodowej obecności na Ukrainie to nasze główne przemyślenie po powrocie z tego maratonu. Oczywiście, można powiedzieć, że to impreza kameralna, że do Kijowa na maraton jeździ więcej osób. Niemniej czuliśmy się dziwnie i zadawaliśmy sobie pytanie: „DLACZEGO NAS TU TAK MAŁO?”
Jaki był Świteź Eko-Maraton? Kameralny. Dobrze zorganizowany. Rzeczywiście ekologiczny – z kubeczkami kartonowymi, bez słynnych plastikowych kubeczków. Trasa szybka, po życiówki, prowadząca przez dające cień lasy. Start o 6 rano, o wschodzie Słońca – więc idealnie do biegania. Reszty dowiecie się z filmu. Jeżeli Was nie było – a na pewno nie było – to warto przemyśleć ten kierunek za rok.
Sergiej – good job 🙂