Cmentarz – jak większość takich miejsc, które odwiedzam – trafił się zupełnie przypadkowo. Jechaliśmy, i jechaliśmy… i szwagier zaczął marudzić, że by zapalił. Że niby przerw za mało robię w trasie. Marudził, marudził, i wymarudził… nagle zza zakrętu wyłoniła się wioska wraz z przytulonym do niej niedużym cmentarzem. Idealnie miejsce na papieroska.
Cmentarz rzeczywiście był niewielki, ale bardzo ciekawy – w stylu otomańskim. Jego centralne miejsce zajmował rodzinny grobowiec o charakterystycznej kopule; trochę wewnątrz zaniedbany – z wyciągniętą na wierzch jedną ze starych trumien, ale całe szczęście pustą.
Trochę zabrakło w tym momencie słońca – przydałoby się lepsze, naturalne oświetlenie – słońce schowane było za chmurami. Niestety byliśmy spóźnieni względem narzuconego harmonogramu podróży, więc nie mogliśmy czekać na przejaśnienie. Mimo to mam nadzieje, że te kilka prezentowanych fotek da się „obejrzeć”.
I na koniec małe wyjaśnienie: lokalizację cmentarza oznaczyłem tak „mniej – więcej”. Chociaż zwykle udaje mi się odtworzyć miejsca w których robię zdjęcia, tym razem pół godziny szukania na mapach google nie pomogło. Dlatego też miejsce jest wskazane orientacyjnie, błąd w zaznaczeniu może wynieść nawet kilkanaście kilometrów – w okolicy nie było żadnego charakterystycznego miejsca. A przynajmniej żadnego takiego nie zapamiętałem.