Definicja słowa Katakumby (z greckiego kata czyli –pod -na dole, oraz tymbos czyli -grób) oznacza podziemny cmentarz; to zespół setek lub nawet tysięcy grobów umieszczonych w systemie labiryntów – najczęściej sztucznie wykutych na różnych głębokościach, połączonych ze sobą wąskimi zejściami i korytarzami. Największe europejskie katakumby znajdują się pod Paryżem, w Nicei, w Londynie oraz właśnie w Rzymie. Katakumbami nazywa się czasem także egipskie budowle grobowe z czasów tzw. Średniego Państwa (2050 do 1760 r.p.n.e.) – i zważywszy na podobieństwo formy oraz funkcji jest to określenie jak najbardziej uzasadnione.
Pierwsze katakumby w Rzymie pojawiły się pod koniec II wieku naszej ery. Ich powstanie przypisuje się obecności w mieście pierwszych chrześcijan oraz wprowadzonym przez nich nowym nurtom ideologicznym. W tamtych czasach zwłoki zmarłych rzymian poddawane były głównie całopaleniu na stosach, co jak należy obiektywnie przyznać miało wiele zalet – było rozwiązaniem zarówno ekonomicznym, jak i nie wymagało wyodrębniania specjalnej przestrzeni na rozległe cmentarzyska. Rzym w tamtych czasach liczył (wg różnych rachub) pomiędzy 600 tysięcy a 1.8 miliona mieszkańców – łuna płonących stosów ze zmarłymi musiała więc każdego dnia i nocy przypominać współczesne nam święte miasta Indii.
Wcześni chrześcijanie – inaczej niż wyznawcy Jowisza, Junony, Saturna czy Plutona – uważali jednak, że palenie zwłok to obrzęd barbarzyński i pogański; wg nich wzorem Jezusa Chrystusa ciało każdego chrześcijanina powinno zostać złożone do grobu by tam czekać na zmartwychwstanie. Rzym był miastem kosmopolitycznym, a więc dopuszczał różne obrządki pogrzebowe; nie zabraniał więc nowej wierze takiego rozwiązania (dopiero w późniejszych czasach to właśnie chrześcijanie narzucili miastu i całemu imperium jedną obowiązkową wiarę i rytuały). Ponieważ jednak miasto miało ograniczoną powierzchnię, to na terenie Wiecznego Miasta panował od dawien dawna zakaz grzebania zmarłych w obrębie miejskich murów (zresztą także kremacja była zabroniona w samym mieście) – zakaz ten obowiązywał jeszcze na podstawie praw z tzw. XII Tablic, czyli praw pierwotnych Rzymu. Chcecie składać ciała w ziemi? Dobrze, ale róbcie to poza miastem…
Okazja znalezienia odpowiedniego miejsca na cmentarz dla chrześcijan nadarzyła się dość szybko. Na obrzeżach ówczesnego miasta Rzym – przy prowadzącej na południe Półwyspu Apenińskiego drodze Via Ardeatine – znajdowały się kamieniołomy, z których wydobywano surowiec wykorzystywany przy wznoszeniu wspaniałych budowli stolicy imperium. Tutejsza skała była miękka i łatwa w obróbce, był to tzw. wulkaniczny tuf, materiał idealny do tego, by przy niewielkim nakładzie pracy móc drążyć w nim rozległe podziemne korytarze.
Oczywiście teren kamieniołomów miał swojego właściciela, ale tak się złożyło, że była nią wnuczka cesarza Wespazjana (choć jest to w wielu źródłach poddawane w wątpliwość) – Flavia Domitilla – zadeklarowana chrześcijanka. Za wyznanie swej wiary została ona wygnana z Rzymu, ale zanim do tego doszło zdążyła zlecić budowę chrześcijańskiego podziemnego cmentarza właśnie w ścianach kamieniołomów. Między innymi za ten czyn została ona później ogłoszona przez Kościół Katolicki świętą.
Cmentarz nazwany od nazwiska fundatorki Katakumbami Domitylli rozrastał się w szybkim tempie wraz ze zwiększającą się liczbą zamieszkujących Rzym chrześcijan. W teorii podziemne mroczne korytarze stały się nie tylko miejscem pochówku zmarłych, ale także skrytkami dla prześladowanych kultystów oraz miejscami odprawiania religijnych obrzędów – nie ma na to jednak żadnych twardych dowodów. Owszem, w katakumbach miały miejsce rytuały związane ze składaniem ciał do grobów, ale metody archeologiczne nie potwierdzają, by podziemia były jednocześnie czymś więcej niż tylko ogromnym cmentarzyskiem.
Z biegiem czasu Katakumby rozbudowywano we wszystkich kierunkach o nowe „dzielnice” – nie tylko na boki, ale także w dół. Ostatecznie wykuto w miękkiej skale aż cztery głębokie poziomy, a łączną długość korytarzy ocenia się dziś na 17 kilometrów. Trudno oszacować liczbę złożonych w wąskich wnękach ciał; różnice podawane w internecie są bardzo duże. Najczęściej spotykaną liczbą jest 15 tysięcy zwłok, ale np. na oficjalnej stronie informacyjnej katakumb podano 150 tysięcy. W natłoku kopiowania danych z Wikipedii trudno określić, kto ma rację.
Oczywiście Katakumby Domitylli nie są jedynymi katakumbami Rzymu; w rzeczywistości takich miejsc odkryto już kilkadziesiąt; ale tylko pięć z nich zostało choć częściowo udostępnionych do zwiedzania. Pozostałe to Katakumby San Sebastiano (długość 12 km), Katakumby San Calixto (20 kilometrów), Katakumby Pryscylli (także około 20 km) oraz Katakumby św. Agnieszki (5 kilometrów)
Warto zatrzymać się na chwilę nad wyrazem „odkryto”. Czy coś tak ogromnego jak podziemne cmentarze może zostać „zgubione” w historii ludzkości? Tak! Kiedy Cesarstwo Rzymskie podzieliło się na Zachodnie i Wschodnie (Bizancjum / Konstantynopol), i kiedy to pierwsze w drugiej połowie V wieku upadło pod ciosami barbarzyńców z północy – na miasto Rzym nadeszły najtrudniejsze czasy. Cały Półwysep Apeniński przez kolejne stulecia był grabiony, najeżdżany i łupiony przez dziesiątki wypraw i ludów, które wędrowały swobodnie po ruinach niegdysiejszego imperium. Tragedii dopełniali grasujący po wodach Morza Liguryjskiego i Tyrreńskiego piraci – brali oni niewolników, palili miasta i wsie, niszczyli ostatnie bastiony cywilizacji.
Skala upadku była ogromna. Szacuje się, iż w pewnym momencie dumne niegdyś miasto Rzym – centrum świata – zamieszkiwała zaledwie kilkuset pasterzy i rolników. Mury Aureliana legły w gruzach, a wspaniałe cesarskie budowle porosła trawa i drzewa. Nurt Tybru ponownie stał się dziki, a na siedmiu wzgórzach hulał wiatr. Nie tylko katakumby uległy zapomnieniu – zapomniano niemal o całym mieście. Zgubienie w ludzkiej pamięci faktu istnienia podziemnych cmentarzysk było był łatwiejsze, że w tamtych właśnie czasach Kościół Katolicki postanowił przestać grzebać swoich świętych w ziemi, a zaczął przenosić ich ciała do wnętrz katedr i kościołów – jako swoiste atrakcje dla pielgrzymujących wiernych.
Rzymskie katakumby na ponowne odkrycie przez cywilizację czekały blisko tysiąc lat. Jako pierwszy wszedł do nich maltański archeolog Antonio Bosio – stało się to rankiem 10 grudnia 1593 roku. Jak podają źródła swojego odkrycia niemal nie przypłacił życiem; będąc nieprzygotowanym na skalę odnalezionego labiryntu zabłądził w podziemiach, stracił źródło ognia i błąkał się po omacku przez trzy dni wśród dziesiątków tysięcy nisz pełnych kości. Na wyjście z mrocznych podziemi trafił przypadkiem; gdy już pożegnał się w myślach z życiem…
To straszne przeżycie nie spowodowało jednak, że Bosio zaprzestał poszukiwań. Wręcz przeciwnie – w kolejnych latach odnalazł i spenetrował blisko trzydzieści kolejnych cmentarzysk Rzymu, a po jego śmierci w 1632 roku wydano jego książkę pt. „Rzym Podziemny„. Archeolog zawarł w niej lokalizacje, rysunki oraz szczegółowe opisy kilkudziesięciu odnalezionych przez siebie katakumb; niestety na ich zgubę.
Kiedy informacje o labiryntach znajdujących się pod ulicami odrodzonego z popiołów Rzymu dotarły do opinii publicznej rozpoczęła się grabież na niespotykaną wręcz skalę. Dziesiątki poszukiwaczy przygód, domorosłych archeologów oraz zwykłych rabusiów przez kolejne kilkadziesiąt lat penetrowało katakumby okradając groby, zrywając podziemne zdobienia, wyciągając bezlitośnie na powierzchnię wszystko, co można było sprzedać. XVII-wieczny Rzym nie miał w sobie za grosz szacunku dla swych przodków; toporami wyrąbywano przejścia i rozbijano marmurowe płyty broniące dostępu do grobowych nisz.
W końcu doszło nawet do tego, że wyciągano na ulice Rzymu kości pochowanych tysiąc lat wcześniej chrześcijan i sprzedawano je wraz z resztkami szat oraz zachowanymi precjozami jako szczątki świętych. Profanum zwyciężyło nad Sacrum – przy milczącej zgodzie ówczesnego papiestwa.
Dziś by dostać się do wnętrza Katakumb Domitylli nie trzeba już być szabrownikiem; wystarczy kupić w kasie bilet za 10 Euro od osoby. Pierwszego stycznia 2009 roku Stolica Apostolska przekazała zarządzanie katakumbami Towarzystwu Słowa Bożego, które w oficjalnym komunikacie określiło, że jego celem jest „opieka nad świętym miejscem i przekazywanie pielgrzymom głębokie znaczenie jego historii„. Bilet kosztuje 10 euro, choć jeszcze niedawno kosztował 6 euro. Zwiedzanie odbywa się w grupach, wyłącznie pod kontrolą przewodnika, który poprowadzi Was górnym piętrem podziemi odcinkiem o długości około 800-1000 metrów.
Podziemia został oświetlone, a wstęp do bocznych korytarzy zablokowano barierkami; nie ma także możliwości odłączenia się od grupy. Wszystkie nisze grobowe znajdujące się na pierwszym piętrze wzdłuż trasy zwiedzania uprzątnięto i zadbano, by były puste – nie ma więc tu żadnych czaszek i kości ludzkich, które spotkać możecie w katakumbach innych wielkich europejskich miast. Niestety z nieznanego mi powodu wprowadzono całkowity zakaz fotografowania i filmowania, tym dziwniejszy, że całe lochy są puste i nie stanowią sacrum.
Z katakumb wyszedłem nieco zawiedziony; być może liczyłem na zbyt dużo. Po bladych twarzach współtowarzyszy wędrówki mogę jednak przyznać, że niekoniecznie jest to miejsce dla wszystkich. Tym bardziej dla dzieci od 6 do 15 lat, choć one za bilet zapłacą cenę ze specjalną zniżką…
Katakumby czynne są od 9:00 rano do 12:00, i następnie od 14:00 do 17:00 – przez cały tydzień z przerwą we wtorki. Organizatorzy apelują o wcześniejsze rezerwacje internetowe lub telefoniczne – zwłaszcza w szczycie sezonu turystycznego. Dla grup pielgrzymów możliwe jest zorganizowanie w podziemnej bazylice mszy świętej oraz liturgii ekumenicznych, nawet dla pięciuset osób. Mam też dobrą wiadomość: można wybrać usługę przewodnika mówiącego w języku Polskim – trzeba podać taką informację podczas rezerwacji.
Ze względu na wprowadzone zakazy fotografowania zdjęcia, które widzicie w tym artykule, są słabej jakości – są zaledwie stop klatkami pochodzącymi z filmu wykonanego starą kamerą GoPro. Wielu miejsc w podziemiach nie udało się nagrać nawet tak niewielkim sprzętem.
Czy warto? Jeżeli tylko się nie boicie, to tak!