Ten artykuł jest wznowieniem z jesieni 2020 roku.
Nie jest to decyzja łatwa. Zwłaszcza, że większość położonych nad brzegiem morza chorwackich miasteczek jest wystarczająco piękna sama w sobie. Cały urlop można spędzić nie oddalając się od morza, i nie narażając głowy na „nierozsądne” pomysły dalszych wycieczek. Utrata kontaktu wzrokowego z Adriatykiem może zostać uznana wręcz za sytuację niegodną prawdziwego turysty: gdybyśmy mieli ochotę zwiedzić jakiś zamek, to przecież moglibyśmy zrobić to z powodzeniem w Polsce, prawda?
A jednak…
Gdy znużeni zazdroszczeniem właścicielom pięknych jachtów motorowych ich wolności podejmiemy w końcu decyzję o zmianie naszego wakacyjnego rytmu dnia, wtedy okaże się, że Chorwacja to nie tylko plaża. I to jest ostatni – obiecuję, tym razem już na poważnie – truizm tego artykułu.
Jeżeli miejscem, w którym spędzacie wakacje, jest półwysep Istria, to moim typem na kilkugodzinną wycieczkę w głąb Chorwacji jest opuszczone, kamienne miasto Dvigrad. Położone mniej więcej w połowie półwyspu ruiny są wdzięcznym obiektem zarówno do fotografowania, filmowania, jak i średniej długości spaceru. Zakochani mogą chodzić tutaj trzymając się za rękę, a małżonkowie z dłuższym stażem – dzięki dwóm bramom wejściowym – wręcz przeciwnie. Odległość od popularnej Puli wynosi zaledwie 40 km, zaś od włoskiego Triestu — 90 km. Co ważne ruiny położone są u zbiegu dwóch głownych chorwackich dróg: autostrady A9 oraz ekspresówki E751.
Zobacz lokalizację – TUTAJ
Dvigrad to opuszczone miasto położone niegdyś na dwóch sąsiednich wzgórzach przeciętych płynącą pośrodku niewielką rzeczką. Piszę „niegdyś”, gdyż obecnie ruiny zajmują już tylko jedno z nich. Region zasiedlony był już w starożytności, ale choć wiadomo, że osiedlano się w tym miejscu zarówno w czasach rzymskich, jak i neolitycznych, to pierwsza pisana wzmianka o mieście pochodzi dopiero z 879 r.
Przez cały okres średniowiecza Dvigrad przechodził wzloty i upadki, wydarzyło się tutaj wiele niezbyt istotnych wydarzeń takich jak nadania praw miejskich (i ich pozbawianie), osadnictwo, oblężenia – wszystko to, co potrafi zanudzić każdego stereotypowego turystę. A jednak Dvigrad zasługuje na szczególną uwagę. Jego atrakcyjność wynika z zupełnie innej beczki…
Po pierwsze: jest to opuszczone od ponad trzystu lat miasto (choć jak widzicie na zdjęciach, trzyma się całkiem nieźle). Po drugie: Dvigrad opuszczono ze względu na powracające cyklicznie epidemie. I w końcu po trzecie: jeżeli uśmiechnie się do was szczęście, to macie szansę zwiedzić całe to miasto na osobności, bez towarzystwa innych turystów. Samotnie przemierzając porośnięte uliczki, poczujecie się tu niczym odkrywcy Machu Picchu…
Trzysta lat wystarczyło, by bujna roślinność dosłownie połknęła zbudowane z kamieni miasto; wygląda ono dziś jak filmowa scenografia rodem z Ameryki Południowej — brakuje tylko lian i bujających się na nich małp. Nie ma tu także budek z hot-dogami, tandetnych sklepów z pamiątkami oraz płatnych parkingów i pizzerii. W opuszczonym mieście brakuje wszystkiego — zgodnie z doskonałą definicją bycia opuszczonym. Jeżeli więc planujecie spędzić tu nieco więcej czasu, to weźcie ze sobą kanapki!
Wszystkie drewniane elementy, które kiedyś współtworzyły ruiny, dawno już zostały rozkradzione (lub po prostu zbutwiały i rozpadły się w proch); 300 lat to jednak kawał czasu. Zostały tylko kamienie konstrukcje, dzięki którym możemy zachwycać się średniowiecznym miastem wyglądającym dokładnie tak, jak je sobie wyobrażamy (jeżeli oczywiście ktoś z was w wolnym czasie zajmuje się wyobrażaniem sobie średniowiecznych miast)
Podobno jedna z legend tego miejsca głosi, że tu straszy. Ale nie udało mi się znaleźć żadnych szczegółów. Inna legenda mówi, że na miasto rzucono podczas jego zakładania wielką klątwę: że zostanie opuszczone i zrujnowane. Szczegółów tej legendy także nie udało mi się odszukać, choć może to i dobrze, bo by wyblakła, gdyby okazało się, że poszło o jakiś tandetny pocałunek prawdziwej miłości. Odniosłem wrażenie, że legendą są już same legendy o tym miejscu — żadnych konkretnych informacji.
Skoro zawiodły legendy, to co o mieście mówią przekazy historyczne? Przynajmniej czterokrotnie w czasach historycznych Dvigrad padł pod ciosami epidemii. Dwie pierwsze miały miejsce w VI i VIII w. – zanim pojawiły się o mieście wzmianki pisane; informacje o tych wydarzeniach pochodzą z analiz archeologicznych. Kolejne epidemie zostały już lepiej opisane: w XIV w. wybuchła tutaj dżuma (która dziesiątkowała wtedy całą Europę), a w XVI w. malaria. Skąd malaria? Zapewne z wyschniętej, nieistniejącej już wspomnianej wcześniej rzeki.
Po każdej katastrofie miasto było ponownie zasiedlane, choć bywało, że – jak to bywa na Bałkanach – przez inne ludy i przez innych mieszkańców. Po epidemii malarii w mieście pozostali już tylko ci, którzy nie mieli dokąd uciec. W latach największego rozkwitu w mieście żyło dwa tysiące osób, a wraz z okolicznymi wsiami – sześć tysięcy. W 1650 r. zostało tu zaledwie kilka rodzin. Ostatni mieszkaniec opuścił Dvigrad w 1714 r.
Jeżeli chcielibyście delektować się ruinami na wyłączność, w ciszy i w spokoju, to koniecznie przyjedźcie wczesnym rankiem. Albo jeszcze lepiej – w nocy. Inaczej nie uda Wam się zrobić zdjęć pustych ruin, gdyż ruch turystyczny niestety nawet w tym miejscu zwiększa się z każdym rokiem. Nam udało się być jedynymi turystami dzięki temu, że cały dzień padał deszcz — i nikomu nie chciało się najwidoczniej zwiedzać okolicy podczas ulewy. Biorąc pod uwagę błoto i legendarną malarię – cieszyliśmy się z ich decyzji. Deszcz zrobił sobie przerwę dokładnie w momencie, gdy weszliśmy do opuszczonego miasta. A padać zaczęło ponownie, gdy tylko z niego wyszliśmy. Czyżby antyklątwa?