Wielkimi krokami nadeszła wiosna, a wraz z nią czujemy już zbliżającą się jeszcze większymi krokami majówkę. W mediach pojawiły się z tej okazji zaskakujące informacje, że taniej niż nad polskim Bałtykiem spędzić można wydłużony weekend choćby… w Egipcie.

Ponieważ w styczniu miałem przyjemność przebywać w tym kraju – myślę, że jest to idealny moment by podsumować finansowo wyjazd – a przy okazji i ocenić taką wyprawę.

Na początek garść podstawowych informacji: całą podróż do Egiptu planowaliśmy sami. Nie była więc to wycieczka z biurem podróży do jednego z popularnych mega-kurortów, lecz typowo prywatny wyjazd w gronie znajomych. Nastawieni byliśmy na surowe zwiedzanie „z pierwszej ręki” – bez pomocy przewodników i rezydentów organizujących takie wyjazdy profesjonalnie. Warto wspomnieć, że nikt z naszej 6-osobowej grupy nigdy w Egipcie nie był, choć pod względem podróżniczym każdy z nas posiada już spore doświadczenie.

Oczywiście mieliśmy plan. Podstawowym celem wyjazdu do Egiptu był start w organizowanym w pierwszej połowie stycznia maratonie biegowym w Luksorze – starożytnej nekropolii faraonów leżącej mniej więcej w połowie odległości pomiędzy Kairem, a granicą z Sudanem. Start w zawodach sportowych narzucał nam harmonogram podróży. W Egipcie planowaliśmy spędzić 11 dni – i z tego powodu wiedzieliśmy, że nie damy rady „zwiedzić wszystkiego”. Mimo to chcieliśmy wycisnąć z naszego wyjazdu ile tylko się da; nawet kosztem snu. Plan wyglądał następująco:

Dni 1-3: zwiedzanie Kairu oraz piramid w Gizie, piramid w Sakkarze, a także starego centrum miasta oraz „Miasta Umarłych”,

Noc 3/4: przejazd nocnym pociągiem z Kairu do Asuanu,

Dzień 4: zwiedzanie Asuanu oraz odległej o trzysta kilometrów na południe świątyni w Abu Simbel,

Dni 5-7: rejs Nilem z Asuanu do Luksoru,

Dzień 8: start w maratonie w Luksorze,

Dzień 9: zwiedzanie Luksoru, Doliny Królów, Teb – oraz lot balonem,

Dzień 10: dalsze zwiedzanie Luksoru oraz powrót późnym wieczorem samolotem do Kairu,

Dzień 11: powrót z Kairu do Polski.

Od razu zdradzę spoiler: udało nam się zrealizować wszystkie plany. A nawet więcej!

Bezpieczeństwo w Egipcie

Zastanawiacie się zapewne, czy w Egipcie jest bezpiecznie? Czy to dobry kierunek na organizowaną we własnym zakresie podróż? Cóż, to jeden z najbardziej popularnych tematów dyskusji na temat tego kraju. Każdy ma jakichś bliższych lub dalszych znajomych, którzy byli tam na wczasach – i z oburzeniem wspominają zaczepiających ich lokalnych kupców. Natarczywość sprzedawców i wszystkich osób związanych z obsługą ruchu turystycznego stała się w Egipcie wręcz legendarna. Ponieważ na ten temat wypowiedzieli się już chyba wszyscy – włącznie z celebrytami – postanowiłem nie pozostać w tyle:

Uważam, że w Egipcie jest bezpiecznie i bez problemu można podróżować po tym kraju samodzielnie. Opowieści przestrzegające przed wyjazdem wynikają głównie z braku doświadczenia opowiadaczy; dla wielu osób Egipt jest pierwszym egzotycznym miejscem, do którego się udają – wszystko jest więc dla nich niezrozumiałe, niekomfortowe oraz podejrzane – więc uznają, że to niebezpieczne, a czasem i skandaliczne.

Moim zdaniem osoby oczekujące, że w Egipcie będzie po europejski – nie powinny opuszczać ogrodzonych kurortów. I nie dlatego, że jest to niebezpiecznie – ale dlatego, że nie są przygotowane do zderzenia z obcą kulturą. Z trudem przychodzi im akceptacja różnic i oceniają Egipt oraz jego mieszkańców przez pryzmat własnych stereotypów. Boją się tego, jak zachowują się lokalsi, jak mówią, jak gestykulują. Turyści oczekują, że wszyscy w stosunku do nich będą się zachowywać tak, jak ma to miejsce w Europie. Tymczasem nie są w Europie – lecz w Afryce.

W teorii podróże są po to, by poznawać nowe kultury, odrębne systemy wartości itd. Jednak różnica pomiędzy podróżami a turystyką sprawia, że często klienci biur podróży wracają do Polski z przekonaniem, że Egipt to straszne miejsce. Szczególnie w pamięć zapadł mi pewien artykuł sprzed roku, w którym rodzina opowiadała o wielkim dyskomforcie wynikającym z tego, że ciągle ktoś ich nagabywał: sprzedawcy pamiątek, kierowcy, przechodnie. Przeszkadzało im nawet to, jak na nich patrzono: że wzrok i mina kupca im dokuczały. Po przeczytaniu tego artykułu utwierdziłem się w przekonaniu, że niektóre osoby nie powinny jeździć na wczasy za granicę; powinny spędzać urlopy nad Bałtykiem – tam, gdzie są kręcone lody na ulicy, sklepiki z chińszczyzną, a na obiad – ryba z frytkami.

Nie oznacza to, że Egipt jest krajem łatwym. Jest krajem trudnym. Sam miałem kryzysy wynikające ze zmęczenia „materii”. Uśmiechanie się i odmawianie sto razy dziennie może zmęczyć każdego. Ale trzeba to brać na klatę, bo tutaj tak po prostu jest. Lokalna kultura handlowa pozwala np. na niedotrzymywanie zawartych ustaleń: kiedy korzystasz z taksówki i ustalasz z góry cenę, to na końcu kursu kierowca i tak próbuje naciągnąć Cię na więcej. Kiedy wbrew waszej woli zatrzymuje się on po drodze w sklepie z papirusem prowadzonym przez swojego wujka – to też jest część tutejszej kultury; kultury życia z turystów. Takie zachowania są normalne – „kto turystę ma, temu turysta da” – i trzeba się do nich przyzwyczaić. W Egipcie trzeba być bardzo asertywnym na każdym kroku.

Ruch turystyczny i jego skanalizowanie

Cechą bardzo charakterystyczną dla Egiptu (choć popularną w wielu krajach świata żyjących z turystyki) jest skanalizowanie ruchu turystycznego na wybrane, popularne obiekty. Są to np. piramidy, rzeka Nil, starożytne miasta lub obiekty archeologiczne. To zjawisko nie jest niczym niezwykłym, jednak w przypadku tego kraju jest ono bardzo silne. Każdego dnia dziesiątki tysięcy turystów wiezione są setkami klimatyzowanych autokarów znad brzegów Morza Czerwonego w głąb lądu: do piramid, do Abu Simbel, do Teb czy na Półwysep Synaj. Ten kanał transportowy na setki kilometrów długości – ale zaledwie kilkaset metrów szerokości. Dopiero u celu rozszerza się on na kilometr, czasem dwa.

Turyści i mniej ambitni podróżnicy nie oddalają się od wyznaczonych ścieżek; często nawet gdyby chcieli, to nie mają tego jak zrobić. W efekcie nie widzimy prawdziwego Egiptu lecz tylko wąski, wręcz mikroskopijny, jego ułamek: główne drogi w Kairze pełne restauracji żyjących z turystów, place przeznaczone dla turystów, targowiska z pamiątkami oraz zabytki odrestaurowane – jakżeby inaczej – dla turystów. Dla przytłaczającej większości zagranicznych gości zwiedzanie Egiptu to niemal magiczne teleportowanie się z jednego obowiązkowego miejsca do drugiego; z pominięciem wszystkiego co pomiędzy nimi.

Prawdziwy Egipt zobaczyć można dopiero wtedy, kiedy się z tych turystycznych „kanałów” wyrwiemy. Czym dalej, tym będzie normalniej. Jeżeli byliście w Egipcie to pewnie doskonale kojarzycie uczucie otaczającej Was dziwnej sztuczności, prawda? To jest właśnie efekt obsługi ruchu turystycznego. Uwierzcie mi: Egipcjanie nie jedzą na obiad frytek z burgerem, a na kolację nie wcinają kolorowej galaretki. Nie chodzą z papirusem pod pachą, nie lepią z gliny malutkich mumii i sfinksów, oraz nie sprzedają całymi dniami kamiennych piramidek. To, co widzicie, nie jest prawdziwe – to zachowania sztuczne, robione tylko pod turystów. Turyści myślą, że tak wygląda Egipt – a Egipt daje im to, czego chcą.

Jeżeli chcecie zobaczyć prawdziwy Egipt, to musicie oddalić się od miejsc pełnych turystów. A wtedy zrobi się jakby… spokojniej i normalniej.

Ile kosztuje podróż do Egiptu?

Samolot – 1557 pln / osobę

Przelot z Polski do Egiptu to temat dość rozległy ze względu na mnogość możliwych połączeń lotniczych. Dla wielu osób najwygodniejszym rozwiązaniem jest skorzystanie z usług narodowego przewoźnika – PLL LOT; lot z Warszawy do Kairu trwa 4 godziny. Bezpośrednie połączenie pomaga uniknąć wielu perturbacji. Niestety ceny takich połączeń nie są atrakcyjne – bilety oscylują w okolicy dwóch tysięcy złotych za osobę; choć oczywiście można polować na okazje.

Alternatywą są trasy przesiadkowe, ale to alternatywa dość teoretyczna: korzyści cenowe są wątpliwe i niewielkie, a przelot bardziej skomplikowany. Z większości europejskich miast trudno dolecieć do Egiptu w rozsądnej cenie – lotnisko w Kairze ma wysokie koszty obsługi. Jeżeli szukacie taniego rozwiązania to można celować w loty np. z Aten… ale do Aten też trzeba się jakoś dostać. Czasem rozwiązaniem mogą być czartery do egipskich kurortów organizowane przez biura podróży – i kontynuowanie wyjazdu dalej już na własną rękę. 

My kupiliśmy bilety w PLL LOT korzystając z promocji, podczas tzw. „Szalonej Środy”. Mimo to cenę uważam wciąż za wysoką, aczkolwiek biorąc pod uwagę wygodny bezpośredni wygodny lot i brak lepszych ofert – za akceptowalną.

Start w maratonie – 485 pln / osobę

Ten wydatek większości z Was nie będzie dotyczył; chyba że też jesteście biegaczami. Cena za start w maratonie w Luksorze jest zupełnie nieuzasadniona: maraton jest bardzo przeciętny ale koszt udziału w nim jest 3-krotnie wyższy niż w maratonach rozgrywanych np. w Polsce; w rzeczywistości jest to impreza poniżej przeciętnej.

W tym przypadku płacimy jednak za egzotykę, a nie za jakość. Organizatorzy w Luksorze ustalili cenę startu w myśl zasady „zagraniczni uczestnicy są bogaci, więc mogą zapłacić dużo”. I tyle. Surrealistycznym pomysłem są także propozycje organizatorów maratonu korzystania z preferowanych przez nich noclegów oraz transportu z hotelu na linię startu. Otóż za dwa noclegi (przed maratonem i po maratonie) organizatorzy chcą od uczestników po 270 euro / osobę – i nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie fakt, że manipulują biegaczami twierdząc, że bez ich pośrednictwa zapłacimy na miejscu jeszcze więcej. Tymczasem na własną rękę wynajęliśmy noclegi za równowartość 120 złotych od osoby (za 2 doby) – a taksówka na start kosztowała nas 10 euro. Prawie dziesięć razy taniej.

Nocny pociąg z Kairu do Asuanu – 80 euro / osobę

Z Kairu do Asuanu jechaliśmy „ekskluzywnym” nocnym pociągiem – przeznaczonym dla zagranicznych turystów składem Watania Sleeping Trains. O ile w przypadku maratonu cena za start była wzięta z sufitu, to cena przejazdu pociągiem jest już na pograniczu oszustwa. Reklamowany w samych superlatywach pociąg – co uzasadnić ma cenę biletów – okazał się dziurawym, śmierdzącym, zgniłym składem złożonym ze starych wagonów pasażerskich, których lata świetności minęły trzydzieści lat temu. Panujący w wagonach brud rzeczywiście jest swego rodzaju przygodą – ale tą najniższych lotów. Watania Sleeping Trains to – pomimo mojej ogromnej wyrozumiałości – po prostu ordynarny proceder wyłudzania pieniędzy.

Żeby nie tracić czasu na uzasadnianie odsyłam Was do filmu z pociągu – TUTAJ

Rejs statkiem po Nilu – 235 dolarów / osobę

Nasz rejs po Nilu trwał trzy dni, i mogę podsumować ten etap podróży krótko: w końcu dostaliśmy to, za co zapłaciliśmy. Cena obejmowała wygodną, nowoczesną – i absolutnie czystą – 2-osobową kajutę z pełnym wyżywieniem, programem artystycznym i wycieczkami na ląd. Na statek wsiedliśmy w poniedziałek o godzinie 13:00, a wysiedliśmy w czwartek kilkaset kilometrów dalej. W cenie rejsu były nie tylko noclegi i posiłki (zbyt duże!) – ale także wycieczki do kilku świątyń (w tym do odległej o 300 kilometrów świątyni w Abu Simbel)

Cenę rejsu negocjowaliśmy na miejscu; była znacząco niższa niż podczas oferowanych rezerwacji internetowych. Ponownie żeby nie zabierać czasu zapraszam Was do odrębnego artykułu – TUTAJ

Hotele – 394 pln / osobę

Noclegi to tradycyjnie „temat rzeka”. Tak jak na całym świecie, tak i w Egipcie każdy znajdzie coś na swoją kieszeń. Zaznaczę, że noclegi w tym kraju zasadniczo są bardzo tanie, ale liczyć się trzeba z niespodziankami i ich niską jakością. Rezerwując je samemu trzeba więc uzbroić się w ponadprzeciętną cierpliwość oraz dystans do otaczającego nas świata.

Pierwsze trzy noce spędziliśmy w Kairze. Zależało nam na idealnym widoku na znajdujące się na płaskowyżu piramidy – pewne rzeczy warte są każdych pieniędzy. Dla naszej szóstki zarezerwowaliśmy apartament mający 160 metrów powierzchni – wielki salon, trzy sypialnie oraz dwie łazienki. Widok na odległe o kilometr piramidy Cheopsa i Chefrena powalał. Cena za trzy doby: 1322 złote ze śniadaniami. Dzieląc to na sześć osób wyszło po 220 złotych od osoby, czyli 73 złote za dobę. Nieźle. Oczywiście nie obeszło się bez stresu: gospodarze za wszelką cenę starali się przekonać nas, że zamówiliśmy coś innego i próbowali upchnąć nas w trzech pokojach 2-osobowych bez okien. Awantura o północy w końcu poskutkowała: nasz apartament jednak się odnalazł.

Czwartą noc spędziliśmy w pociągu, a noclegi nr 5, 6 i 7 miały miejsce na statku; nie wygenerowały więc dodatkowych kosztów. Dwie kolejne noce spędziliśmy w Luksorze, na zachodnim brzegu – w dzielnicy West Bank. Prywatny pensjonat zlokalizowany był kilka kilometrów od Doliny Królów, niedaleko startu do maratonu. Tym razem otrzymaliśmy 140 metrowy apartament; może nieco skromniejszy niż ten z Kairu, ale za to z fantastycznymi właścicielami. Za dwa noclegi zapłaciliśmy równowartość 475 złotych – przy czym ponieważ tym razem koszt dzieliliśmy na cztery osoby, to wyszło po 59 złotych za dobę od osoby.

W cenie były także śniadania, a dodatkowo dokupiliśmy obiady po 10 dolarów / sztukę – właściciele robili je z produktów wprost z własnego ogródka. Z tym noclegiem wiąże się jeszcze ciekawa historia, którą opiszę w dalszej części artykułu.

Ostatni nocleg mieliśmy w Kairze, w drodze powrotnej: kosztował 220 złotych i znajdował się w okolicach lotniska z którego na drugi dzień rano odlatywaliśmy. Nocleg był u prywatnego właściciela mieszkania – na prawdziwej egipskiej „dzielnicy”.

Łącznie noclegi kosztowały nas po 394 złote od osoby, do czego doliczyć należałoby jeszcze noclegi w pociągu i na statku, ale trudno w tym przypadku wycenić ich odrębny koszt.

Samolot powrotny z Luksoru do Kairu – 315 pln / osobę

Zwykły wewnętrzny lot realizowany przez linie Egyptair. Samolot miał skrzydła, silnik, siedzenia – dawano też wodę do picia. Nie za bardzo jest o czym pisać – samolot latał. I tyle.

Ubezpieczenie – 93 pln / osobę

Jako tradycjonalista ubezpieczenie kupiłem u swojego agenta, u wiodącego krajowego ubezpieczyciela. Ubezpieczenie na kwotę 450 tysięcy złotych (w tym wszystkie opcje związane z transportem powrotnym po wypadkach, śmierci itd.) kosztowało jak widać niewiele. Wyjeżdżając poza UE zawsze warto o tym pamiętać.

Lokalny transport – 600 pln / 6 osób

Ponieważ nasz wyjazd nie był organizowany przez biuro podróży, a nie wynajęliśmy także samochodu, transport musieliśmy organizować na miejscu. Dzięki wielu odbytym już podróżom do krajów afrykańskich mieliśmy sporo doświadczenie w załatwianiu „takich spraw”.

Jak ogarnąć lokalny transport? Zasada jest prosta: każdy chce zarobić na turystach. Dlatego też trzeba się nieustannie targować – każdą składaną Wam ofertę od razu dzielimy przez trzy, a czasem i przez dziesięć. Działa to mniej więcej tak: Egipcjanin wie, że my wiemy, że on chce od nas o wiele za dużo. Wie także, że będziemy chcieli zbić cenę o połowę – i że wtedy będziemy zadowoleni „że nie daliśmy się oskubać”. Dlatego też swoją cenę (która i tak jest wyśrubowana) mnoży przez dwa (albo i więcej). Choć usługa warta jest np. 10 dolarów, to on proponuje nam nie 20 dolarów ale… 60. Większość turystów będzie szczęśliwa gdy zbije tę cenę do 25-30 dolarów. I tak oto dajemy się skubać, bo rzeczywista realna cena to 5 dolarów.

Przykładem takiego postępowania może być propozycja managera naszego hotelu pod piramidami: zaproponował nam cenę za zorganizowanie taksówki pod wejście do kas za… 50 euro. Cena była zupełnie surrealistyczna, więc do piramid poszliśmy pieszo – wejście było zaledwie kilometr dalej.

Jak poruszać się w takich krajach? Moim zdaniem najlepszym patentem jest „łapanie” kierowców bezpośrednio na ulicy. Podchodzimy do kierowcy i pytamy: za ile dowiózłby nas tam i z powrotem? Pokazujemy mapę. Podaną cenę zbijamy o 2/3, a jeśli kierowca nie chce się zgodzić – to się uśmiechamy i idziemy dalej.

Jeżeli się kierowca zdecyduje – a pamiętajmy, że w większości krajów Afryki i Azji każdy chce zarobić – pierwszy kurs robimy testowo. Jeżeli wszystko jest w porządku, i na końcu trasy właściciel samochodu nie próbuje nas za bardzo oskubać (nie obrażamy się za próby naciągnięcia nas – bo to norma) to mówimy, że potrzebujemy kierowcy na cały dzień – i ile by za to chciał. Pamiętajcie tylko, że takich przypadkowych kierowców nie należy obdarzać żadnym zaufaniem: kontrolujemy drogę przejazdów na nawigacji, a przy każdym wysiadaniu – choćby na chwilę – bierzemy plecaki ze sobą (albo ktoś z nas zostaje w aucie z bagażami). Lepiej dmuchać na zimne niż wrócić po sfotografowaniu pięknego krajobrazu do samochodu, który… odjechał z naszymi bagażami.

Już pierwszy kierowca w Kairze został naszym „przyjacielem”, i to od razu na trzy dni. Mieliśmy więc do dyspozycji samochód z kierowcą – w łącznej cenie 360 złotych (już z paliwem). A że auto było duże, to mieściliśmy się w nim całą szóstką. Kierowca jechał tam, gdzie chcieliśmy, zatrzymywał się tam gdzie chcieliśmy, podjeżdżał pod hotel o wskazanej godzinie, a na koniec zawiózł nas na stację kolejową skąd odjechaliśmy do Asuanu. Oczywiście często próbował nas naciągnąć: na kolegę który ma restaurację, na sklep, na premię, na drogie paliwo itd. Wskazana jest duża odporność i silna doza stanowczości.

Z usług przypadkowych kierowców – ale też zwykłych taksówkarzy – korzystaliśmy przez cały pobyt w Egipcie. Zawsze na zasadzie: zbicie początkowej ceny – a jeżeli pierwszy kurs był w porządku – to następowała propozycja całego dnia pracy. Normalną sytuacją jest kiedy kierowca chciał od nas później dużo więcej niż ustalona kwota – i nie ma co się obrażać, taka panuje tutaj tradycja. Łącznie na wszystkie potrzeby komunikacyjne wydaliśmy około 600 złotych, czyli po sto złotych od osoby.

Pamiątki – 300 pln

To i mało, i dużo. Kiedyś z każdej podróży wracałem obładowany różnymi pamiątkowymi głupotami – ale od kilku lat staram się zapanować nad tym zakupowym uzależnieniem. W Egipcie jednak uległem i nakupowałem sporo różnych chińskich głupot: magnesów, piramid, różnych pamiątkowych dziwadeł. Teraz patrzę na moje podróżnicze półki w domu… i nawet nie wiem, gdzie to wszystko poustawiałem. Gdzie moja mumia??? Takie życie!

Wyżywienie – 400 pln

Podczas rejsu Nilem przez trzy dni żywił nas statek. W pozostałych dniach stołowaliśmy hotelowymi śniadaniami, a obiady jedliśmy głównie wprost z egipskiej ulicy – tam, gdzie wszyscy. Nikt z nas się nie zatruł, nikt nie miał żadnych żołądkowych sensacji; ze względu na liczbę odbytych podróży jest szansa, że każdy z nas jest na te złośliwe malutkie robaczki uodporniony. Nie prowadziliśmy specjalnie widowiskowych rajdów kulinarnych po restauracjach – głównie z braku czasu. 

Alkohol – 150 pln

Jeżeli przebywacie w Egipcie w turystycznych kurortach – z zakupem alkoholu nie będziecie mieli większego problemu. Trudniej jest w miastach: przykładowo w liczącym 200 tysięcy mieszkańców Asuanie jest tylko jeden sklep z alkoholem – dostępnym niemal wyłącznie dla zagranicznych gości po okazaniu paszportu (lokalni mieszkańcy mogą kupić w nim tylko lekkie, lokalne trunki). Pewnego wieczoru w Luksorze młody chłopak spytał nas, czy mamy ochotę na piwo: ponieważ wróciliśmy właśnie z maratonu to uznaliśmy, że warto uczcić nasz wysiłek. Chłopak wziął od nas po 2 dolary za piwo i pojechał gdzieś motorem; wrócił po ponad godzinie. Okazało się, że najbliższy sklep z alkoholem był po drugiej stronie Nilu, 35 kilometrów dalej.

Na procentowy asortyment wydaliśmy po około 100-150 złotych od osoby – w zależności od indywidualnych potrzeb.

Bilety wstępu do zabytków – 800 pln

Ceny biletów są bardzo zróżnicowane. Do mniej uczęszczanych zabytków można wejść nawet za 4-10 złotych, jednak najczęściej bilety wstępu kosztują pomiędzy 150 a 300 funtów egipskich (20-40 złotych). To niewiele, ale… kiedy wejdziecie każdego dnia do kilku zabytków, wtedy sumaryczne koszty robią się już duże.

Najdroższy był wstęp do piramid w Gizie (zwłaszcza bilet z opcją wejścia do podziemi piramid) – około 150 złotych. Ale już wejście do piramid w Sakkarze kosztowało zaledwie 30 złotych. Rekord ceny pobił grobowiec Faraona Setiego I w Dolinie Królów – około 180 złotych; warto było jednak wydać na to wejście każde pieniądze!

Kupując bilety wstępu należy za każdym razem czytać tablice informacyjne umieszczone obok kas: rozpisane są na nich wszystkie opcje biletowe. I tak np. za wejście na sam ogrodzony teren zabytku płaci się niewiele (tzw. outside), ale za wejście do wnętrz należy kupić drugi bilet. Czasem takich opcji wyboru jest całkiem sporo: przykładem może być wspomniana Dolina Królów – w podstawowym bilecie za kilkadziesiąt złotych możecie wejść do trzech wybranych przez Was grobowców (z łącznie dostępnych kilkunastu). Przed każdym grobowcem siedzi na stołeczku jakiś mężczyzna i w Waszym bilecie robi dziurki – jeżeli będą już trzy, to nigdzie więcej nie wejdziecie. Czy takie rozwiązanie Wam wystarczy? Zależy to od tego, jak bardzo pasjonuje Was starożytny Egipt.

Przy okazji ostrzeżenie: nigdy nie kupujcie żadnych biletów od przygodnych dobrych wujków i „samo-znajdujących” się pomocników. Sprzedadzą Wam bezwartościowe papierki. Każdy zabytek ma normalną kasę i po pierwszych zakupach biletów będziecie już sami wiedzieli co i jak. Pamiętajcie: nie ma czegoś takiego, że ktoś wam coś kupi i w ten sposób wam pomoże w kłopocie. Zwykle ten ktoś najpierw stworzy problem, który chwilę później rozwiąże. Normalnie stańcie w kolejce i kupcie bilet płacąc kartą. I tyle.

Musicie także wiedzieć o tym, że wycieczki fakultatywne organizowane przez biura czy przewodników (chyba, że macie to w umowie) nie pokrywają cen biletów wejściowych. Wszędzie za bilety wstępu płacicie sami; jeżeli kupujecie jakąś wycieczkę to zwykle obejmuje ona wszystko: transport, przewodnika, obiad – poza samymi biletami wstępu. To normalne, i trzeba to zaakceptować.

Każdy z nas wydał na bilety różną kwotę – zależnie od własnych potrzeb. Jako fanatyk starożytności kupowałem wszystkie możliwe bilety. Dlatego też cena jaką zapłaciłem nie jest niska.

Lot balonem nad Luksorem – 330 pln

Uważam, że balonem leci się dwa razy: po raz pierwszy, i po raz ostatni. Baloniarstwo turystyczne jest fantastyczną atrakcją dla tych, którzy nigdy tego jeszcze nie próbowali. Dla tych, którzy już kiedyś lecieli, jest to najczęściej nudna… Oczywiście to tylko mój pogląd, i możecie uważać inaczej. Loty balonem to droga atrakcja zaliczana do grona ekskluzywnych. Na przykład 45-minutowe loty balonem w tureckiej w Kapadocji kosztują po 500-800 złotych od osoby. Pomimo moich przekonań w Egipcie zdecydowaliśmy się na taki lot prowadzony nad Luksorem i Doliną Królów.

Ceny są różne; zależą głównie od tego jak bardzo możecie dać się naciągnąć. Jeżeli zapłacicie 150 dolarów, to zapłacicie 150 dolarów. Chyba, że zgodzicie się na lot dopiero przy cenie 120$. Jeżeli będziecie się dobrze targować, kupicie i za sto. Właściciel naszego hotelu zapewniał nas, że u niego jest najtaniej: po 110$. Wymyśliliśmy więc, że taksówkarz który nas przywiózł proponował 75$… Hotelarz najpierw zdębiał, a potem zaproponował 80 dolarów od osoby. Da się? Da.

Co powinniście wiedzieć o takim locie? Balony są okrągłe, i unoszą się w powietrzu. Pod nimi znajduje się wielki kosz, do którego pakowani są niczym kurczaki turyści: po 12-16 osób jednocześnie. Balon leci sobie w górę, kręci się to tu – to tam, a potem powoli opada i ląduje: czasem na drodze, a czasem w krzakach. I tyle baloniarskiej filozofii. Różnica w cenie jaką zapłacicie nie niesie ze sobą znaczących różnic: w koszu podpiętym do balonu wszyscy są sobie równi. Chociaż w Kapadocji po wylądowaniu dostaliśmy wino musujące i dyplom!

Wbrew pozorom nie warto kupować balonu na wschód słońca. Balon lata wtedy w półciemnościach czekając na wschód i niewiele z niego widać. Hasło „wschód słońca” powoduje jednak, że ludzie gotowi są zapłacić więcej. Dlatego też taki lot kosztuje odpowiednio drożej: np. 150 dolarów. Gdy słońce wzejdzie to wtedy balon szybko ląduje, żeby obsługa zdążyła zapakować kolejną porcję turystów. Druga partia podniebnych podróżników płaci już mniej, bo lot odbywa się bez wschodu słońca. Wtedy jednak jest już dzień i przynajmniej wszystko widać, a i sam lot trwa dłużej – bo trzeciej partii turystów już nie ma i pilotowi tak się nie śpieszy!

Nasz balon latał przez 70 minut zamiast 45. Zniosło nas gdzieś daleko, i było mega śmiesznie: nie było gdzie wylądować. Tę atrakcję polecam, i jednocześnie nie polecam.

Wiza – 25 euro

Byłbym zapomniał: podróżnych lądujących w Kairze (a nie w kurortach) obowiązuje wiza.

Podsumowanie wydatków

Łącznie na 11 dniową wyprawę po Egipcie wydałem 6400 złotych.

Tak, to dużo. Na tę cenę duży wpływ miała wybrana przez nas forma zwiedzania kraju – na własną rękę. Korzystając z Biur Podróży macie szansę spędzić dwa tygodnie w Egipcie za połowę tej ceny. Jak to możliwe? Z kilku przyczyn. Po pierwsze: spędzić dwa tygodnie w Egipcie, a podróżować przez dwa tygodnie po Egipcie – to dwie różne sprawy. Chociaż spotkaliśmy podczas rejsu turystów z Polski, którzy stwierdzili, że za 3000 złotych kupili wczasy w Hurghadzie razem z 3-dniowym rejsem po Nilu. Sprawdziłem – i rzeczywiście jest to możliwe.

Po drugie: cena nieco spadnie jeżeli nie biegniecie maratonu i zrezygnujecie z tego nieszczęsnego nocnego przejazdu przereklamowanym pociągiem Watania Sleeping Trains. Od razu w kieszeni zostaje prawie tysiąc złotych. Kiedy dodamy do kosztów wydatki na bilety wstępu do zabytków – okaże się, że różnica pomiędzy podróżą na własną rękę a zorganizowanym wyjazdem jest już niewielka. Ubezpieczenie także musicie sami dokupić, bo nie zrobi tego za Was biuro.

Z dużą niechęcią, ale jednak po raz pierwszy w historii moich podróży muszę przyznać, że wakacje w Egipcie organizowane przez Biura Podróży są tańsze niż samodzielnie zorganizowany wyjazd. Czy podobałoby mi się podczas takiego „gotowca”? Wątpię, podróże z biurami są poza moją strefą komfortu. Ale każdy z nas jest inny, i każdy może decydować sam. Więc dla Was ta opcja może być atrakcyjna.

Ocena wyjazdu

Jak zawsze skorzystam z mojego autorskiego „systemu” oceny podróży. Nie jest on oczywiście idealny, i wielu osobom wyniki mogą się nie spodobać. Szczegółowe informacje na temat zasad „punktowania” znajdziecie na blogu – TUTAJ

Egzotyka – 5/5

Nie mam żadnych wątpliwości, że Egipt zasługuje pod tym względem na najwyższą ocenę. Wpływa na to magia starożytności, zabytki oraz legendarne pustynie wraz z płynąca przez ten kraj najdłuższą rzeką naszej planety. Tę egzotykę poznaje się najlepiej wtedy, kiedy wyjdziecie poza wspomniane kanały turystyczne. Spędzając wczasy w ogromnych kurortach większość tej egzotyki zostanie przed Wami ukryta; zastąpi ją sztuczność, tandeta i chińskie imitacje. W większości turystycznych kombinatów nie otrzymacie prawdziwego kraju do zwiedzenia, tylko swoje wyobrażenie na jego temat – to taki turystyczny aqua-park. Ale to dyskusja na osobny artykuł.

Za egzotykę – tę prawdziwą – Egipt otrzymuje u mnie najwyższą notę.

Bezpieczeństwo – 3/5

O bezpieczeństwie w Egipcie pisałem już wcześniej. Uważam, że jest to bezpieczny kraj – aczkolwiek trzeba brać poprawkę na to, że jesteście w kręgu cywilizacji muzułmańskiej, i to tej raczej biednej. Dyskomfort różnych sytuacji wynikać może często z różnicy w interpretacji zachowań – a nie z rzeczywistego zagrożenia. Jeżeli kierowca taksówki zmieni trasę, to nie dlatego że chce Was porwać – ale pewnie dlatego, że liczy na prowizję ze sklepu, do którego za wszelką cenę chce was zawieźć.

Musicie zrozumieć pewną zasadę: jeżeli powiecie komuś, że szukacie dobrego miejsca na obiad, to nie powie wam on w którym kierunku macie iść – tylko zaprowadzi Was do swojego kuzyna prowadzącego restaurację na drugim końcu miasta. I choć kuzyn będzie kiepskim kucharzem, to obaj będą zaklinać rzeczywistość twierdząc, że jest doskonałym – że jego rybka nie ma sobie równych w całej Afryce. I policzą Was razy 10, bo to była WYJĄTKOWA RYBA specjal prise only for You.

Przyroda – 4/5

Pustynia i płynący przez jej piaski Nil to miejsce absolutnie wyjątkowe. Niestety jak zobaczycie na filmach – w dużej części to także miejsce naznaczone piętnem przemysłu. Śmieci są wszędzie, a wysypiska stanowią zwykły element krajobrazu  – nawet przy najbardziej znanych zabytkach. Złomowisko samochodów 700 metrów od Piramidy Cheopsa jest tego encyklopedycznym przykładem – choć nie zobaczycie tego ani w folderach, ani na zdjęciach influencerów.

Za te śmieci obniżam ocenę o jeden punkt.

Łatwość wyprawy – 3/5

Trudności samodzielnego wyjazdu do Egiptu polega na tym, że musicie być do takiej podróży przygotowani mentalnie. Oczywiście jeżeli jedziecie z biurem podróży, to poziom trudności równy jest zero: zbieracie się jak przedszkolaki każdego ranka w kółeczku, a opiekun grupy powie co dziś robimy; i zaprowadzi Was wszędzie za rękę. Opowie też co widzicie: te trójkąty to piramidy, a to zielone z zębami – to krokodyl. I super.

Trudności, które musicie pokonać podczas podróży na własną rękę to głównie użeranie się na każdym kroku: z każdym i wszędzie. Taksówkarz będzie chciał jechać gdzieś indziej (bo kierowca wie lepiej gdzie chcecie jechać), w hotelu pokoje będą brudne, a w łazience nie będzie ręczników – i nie doprosicie się o nie przez tydzień. Albo Waszych pokojów w ogóle w hotelu nie będzie. Ekskluzywny pociąg okaże się zatęchłym wilgocią wrakiem, a statek lepiącą się łajbą.

I tak to właśnie w Egipcie jest: i albo się z tym pogodzicie, albo zepsujecie sobie wakacje. Natomiast od strony technicznej jest to zwykły kraj: jest Internet, hotele, samochody – a ludzie Wam pomogą, choć będą za to chcieli niestworzone rzeczy. Jednak jeżeli im odmówicie, to nic złego się nie stanie. Nie będą chcieli Was porwać i sprzedać w charakterze niewolników do kopalni węgla. Owszem – wykorzystać was będzie chciała zarówno 10-letnia dziewczynka sprzedająca kawę, jak i uliczny handlarz ziemniaków. I jest to opowieść z pierwszej ręki: dziewczynka potroiła nam rachunek, a za gorące bataty zapłaciliśmy stawkę razy pięć. W pierwszym przypadku pomogła awantura przeprowadzona z jej ojcem, a w drugim nic nie pomogło – kartoflany kucharz uznał, że skoro ugryźliśmy ziemniaka, to musimy za niego zapłacić tyle, ile sobie wymyślił (ostatecznie daliśmy mu połowę, i poszliśmy w siną dal niezrażeni jego udawanym oburzeniem)

Ekonomia wyprawy – 5/5

Jak to możliwe, że wystawiam tak pozytywną ocenę mimo tego, że podróż po Egipcie kosztowała mnie stosunkowo drogo? Wpływ na moje koszty miały atrakcje, z których nie musiałem korzystać – była to tylko moja decyzja. Maraton, pociąg, balon – to są elementy, z których spokojnie możecie zrezygnować. Większość z Was nie potrzebuje także wchodzić do wszystkich możliwych zabytków.

Egipt jest fascynująco tanim krajem, w którym jeżeli się ogarniecie, to za sto złotych będziecie mieli taksówkę na cały dzień. Możecie też przyjechać tu za 2000-2500 złotych wraz z biurem podróży. Możecie oczywiście zjeść obiad za 10-20 dolarów, ale możecie też najeść się za dolara. Pyszne falafele kupowaliśmy na ulicy za odpowiednik 1.7 złotego, a trzema porcjami można najeść się na pół dnia. Oczywiście zawsze musicie kontrolować ile płacicie za takie potrawy – inaczej zapłacicie za nie po 10 dolarów.

Podsumowanie

Zamiast tradycyjnego podsumowanie pewna historia: rezerwując hotel w Luksorze (ten za 475 złotych) jeszcze w Polsce zapomniałem, że już za niego zapłaciłem on-line. Kiedy się wprowadziliśmy, zapłaciliśmy więc jeszcze raz gotówką pracownikowi. Dopiero po powrocie z wyjazdu przypomniało mi się, że przecież już wszystko było  zapłacone! Co robić?

Można było machnąć ręką: w podziale na kilka osób nie była to jakaś znacząca strata. Hotel nie był markową sieciówką, lecz pensjonatem prowadzonym przez prywatnego właściciela. Internetowa firma na literę B za pośrednictwem której dokonywałem rezerwacji –  tradycyjnie umyła ręce; „to nie nasz problem”. Niby opłata była dokonana za ich pośrednictwem,  i zarządzali całą rezerwacją – ale B miał to jak zwykle gdzieś.

Napisałem więc maila do właściciela naszego hotelu z pytaniem czy możemy coś z tym zrobić. Opisałem jak  to przez omyłkę zapłaciliśmy gotówką jego bratu, który pokazywał nam pokoje. I wyobraźcie sobie, że w ciągu 24 godzin miałem odpowiedź z przeprosinami: że brat nie wiedział, że przepraszają za nieporozumienie. Na drugi dzień cała kwota była zwrócona na moje konto. Jeżeli ktoś w mojej obecności będzie twierdził, że Egipcjanie oszukują na każdym kroku, to przytoczę mu tę właśnie historię. Nie musieli nic: nigdy więcej tam przecież nie pojedziemy, nie znamy się, jesteśmy z innego kontynentu – a dla nich były to spore pieniądze. A jednak zrobili nam zwrot, bo tak należało postąpić.

Jeżeli czujecie się źle w Egipcie – a macie do tego prawo – to najgorsze co możecie zrobić, to… obrazić się na Egipt. Jeżeli ktoś nie lubi gór; boi się ich, ma lęk przestrzeni lub męczy go ciągła wspinaczka – to nie jeździ w góry na wakacje. Jeżeli nie lubicie Egiptu, tego czym jest i jaki jest – to nie spędzajcie tam wakacji na siłę. Nie róbcie sobie krzywdy.

Na koniec pozostało mi jeszcze odpowiedzieć na tytułowe pytanie: czy taniej jest w Egipcie, czy nad Bałtykiem? Niestety nie wiem. Ostatni raz byłem na naszych zimnych plażach osiem lat temu. Tłum przechodniów zadeptywał mnie na każdym kroku, za noclegi płaciłem po 400-500 złotych za dobę, a z każdej strony od rana do wieczora otaczała mnie muzyczna umpa-umpa.

Nie jeżdżę nad Bałtyk, bo nie chcę robić sobie krzywdy.

Więcej materiałów z wyprawy do Egiptu?

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Więcej materiałów z kategorii Koszty Podróżowania?