Blue Eye (czyli niebieskie oczko – bo tak nazywa się źródło rzeki Bistrie) znajduje się na południu kraju, zaledwie 15 kilometrów od granicy z Grecją; natomiast podróż ze stolicy Albanii – Tirany – to aż 160 kilometrów. Ta odległość jest jeszcze większa po jej urealnieniu, czyli kiedy zamiast linii prostej wytyczymy szlak samochodem: wtedy by dotrzeć nad Blue Eye z Tirany musimy przebyć aż 270 kilometrów. Jak na warunki albańskie jest to dużo i oznacza potrzebę spędzenia w aucie bitych czterech godzin. Dobrą wiadomość mam natomiast dla osób, które „wczasują” w Sarandzie – jednym z najbardziej znanych i popularnych nadmorskich kurortów tego kraju: od Blue Eye dzielą Was zaledwie 22 kilometry.
Rozsławione przez foldery biur podróży Blue Eye to nic innego jak wywierzysko, czyli podziemne źródło wody o intensywnym wypływie. O podobnym miejscu położonym w Bośni i Hercegowinie przeczytać możecie także w innym wpisie na moim blogu:
Wyprawa 043: Bośnia i Hercegowina cz.7 – Blagaj, Derwisze i podziemne źródło rzeki Buny
Źródło Blue Eye jest głębokim na kilkadziesiąt metrów lejem krasowym powstałym poprzez zapadnięcie się stropu jaskini (lub systemu jaskiń) wydrążonej przez wodę z podziemnej rzeki. Chwilowy wypływ wody osiąga tutaj nawet 18 tysięcy litrów na sekundę, czyli aż 18 metrów sześciennych. Wystarcza to na zasilenie całej rzeki, choć zdarzają się gorące i suche lata – jak w 2004 roku – kiedy źródło na krótki czas potrafi niemal całkowicie wyschnąć.
Głębokość źródła ocenia się na 50 metrów. Jest to jednak tylko wartość orientacyjna, gdyż jak do tej pory nie udało się spenetrować tego miejsca aż do samego dna. Ze względu na silny prąd nurkom wykonującym pomiary nie udało się zejść niżej – co jest zresztą ekstremalnie niebezpieczne ze względu na bardzo silny i zmienny nurt wstępujący. Istnieje niepotwierdzona teoria, że system zalanych wodą podziemi ciągnie się aż do położonego już na terenie Grecji jeziora Ioáninai. Niektóre źródła podają także, że woda wypływa w tym miejscu na powierzchnię z taką siłą, że rzucony w centrum źródła kamień nie spada na dno tylko unosi się w wodzie. Niestety nie sprawdziliśmy tego podczas naszej podróży, gdyż… nie przyszedł nam do głowy taki test!
Jedna z legend mówi o tym, że dawno temu (chciałbym kiedyś trafić na legendę, która miała miejsce całkiem niedawno…) okolicę nawiedzał zły smok. Porywał młode dziewczyny i zanieczyszczał wodę – jak to smok. W końcu okoliczni wieśniacy utłukli smoka, a spod jego truchła – z miejsca jego oczu – wytrysnęło źródło. Jak widać polowania na smoki były popularne na całym świecie, nie tylko pod Krakowem; dlatego po wielu latach ludowych eksterminacji nie ma sensu dziwić się, że obecnie o żywego smoka bardzo trudno. Tego albańskiego przynajmniej nie otruto nieekologiczną siarką.
Nad samym miejscem w którym woda wydostaje się z podziemi zamontowano stabilny mostek, więc można bezpiecznie zaglądać w kolorową czeluść. Wrażenie jest… miłe: rzeczywiście nie widać dna – choć wzrok sięga tu bardzo głęboko. Prawdziwe piękno to miejsce ukazuje jednak dopiero oglądane z góry; wtedy cały strumień wręcz mieni się niesamowitą głębią kolorów. Polecam nasz krótki film nakręcony z lekkim przymrużeniem oka.
Do Blue Eye należy dojechać samochodem – półtora kilometra przed celem znajduje się płatny parking (ale można także zaparkować za darmo na poboczu). Dalej już trzeba iść pieszo – teren podobno jest prywatny, choć trudno mi to zweryfikować; od nas dwaj mili panowie z jakąś plakietką na piersiach pobrali równowartość dwóch złotych opłaty. Do samego źródła prowadzi nowoczesna turystyczna betonowa droga – z ławeczkami, kostką brukową, latarniami. Wygląda to kiepsko, wolałbym iść naturalną górską ścieżką. Najwidoczniej wykorzystano jakąś dotację, gdyż poziom wykonania jest zaskakująco „unijny” jak na Albanię. Na miejscu znajdują się dwie restauracje – w których można coś zjeść i wypić jeżeli tylko są akurat otwarte, natomiast sama woda w rzece jest zimna i bardzo rwąca; niezbyt sprzyja to kąpieli.
Jeżeli macie podwodnego lub powietrznego drona, to polecam podróż do tego miejsca. Jeżeli do patrzenia służą Wam wyłącznie własne oczy, to 70 procent najpiękniejszych widoków niestety Was ominie. Samo patrzenie w dół (w miejsce z którego wypływa woda) dość szybko się nudzi – a woda niczym więcej nie zaskakuje; jak to woda płynie sobie gdzieś tam w dal, w sobie tylko znanym celu. Okolica jest ładna, z wyłączeniem wspomnianej nowoczesnej spacerowej drogi – to prawdziwa betonoza. Nie będę się jej czepiał, ale może zniszczy ją jakaś powódź. Kto wie…
Woda jak to woda. Zwykle płynie w dół – a tu niespodzianka: tutejsza płynie w górę. I tyle.
Jeżeli zainteresował Was temat podziemnych rzek, to zapraszam także do podobnego materiału: Wyprawa 049: Czechy cz.2 – Przepaść Macochy i Jaskinie Punkvy