Chyba nie odkryje Ameryki gdy napiszę, że ryby nie mają nóg. Owszem, wiele z nich chciałoby mieć odnóża – zwłaszcza te przybrzeżne – ale jednak nic z tego. Tak więc bycie rybą ma wiele minusów: nie dość, że nie macie głosu (np. na walnych zebraniach spółdzielni mieszkaniowych), to jeszcze ten chroniczny brak odnóży… Ryby mają wprawdzie pęcherz pławny, łuski, skrzela – a nawet ogon (choć inny niż małpy) – niemniej to nie to samo co para porządnych nóg. Zapraszam Was dziś do oceanarium w Monako, w którym zgromadzono wiele takich pływających, niezwykłych i beznogich stworzeń!

Muzeum Oceanarium w Monako

Muzeum Oceanograficzne w Monako jest dość nietypowym miejscem. Wynika to z faktu, że zostało otwarte ponad sto lat temu – jego budowę rozpoczęto w 1889 roku na polecenie Księcia Monako Alberta I, a zakończono 21 lat później, w 1910 roku. Z tego powodu znajduje się ono nie w ultranowoczesnym obiekcie, lecz w niepozornym (jak na dzisiejsze standardy) gmachu, którego bryła przypomina bardziej XIX-wieczne neobarokowe muzea, niż inne tego typu placówki rozsiane dziś po całym świecie. Przeznaczenie muzeum doskonale podkreśla jego lokalizacja: budynek znajduje się na stromym klifie pionowo opadającym 85 metrów w dół, wprost do Morza Śródziemnego.

Na parterze oraz piętrach muzeum znajdują się sale wystawiennicze poświęcone historii badań morskich i pierwszych wypraw oceanograficznych, a także pracom samego Księcia Alberta I, który był zasłużonym badaczem mórz i oceanów. Warto dodać, że dyrektorem Muzeum przez 31 lat był sam Jacques Cousteau – słynny francuski filmowiec, eksplorator głębin i autor książek poświęconych podwodnym światom.

Muzeum Oceanarium w Monako

Dzisiejsze oceanarium składa się z 90 zbiorników ekspozycyjnych, w których zgromadzono oszałamiającą kolekcję ponad sześciu tysięcy ryb i innych morskich stworzeń. Ta żywa wystawa niczym podwodny ogród zoologiczny prowadzi zwiedzających poprzez kolejne światy i biomy zamieszkałe przez egzotyczne ryby, rozgwiazdy, koniki morskie, żółwie, meduzy, kraby, płaszczki, rekiny, jeżowce itd. Największe objętościowo akwarium – stanowiące w pewnym sensie rdzeń wszystkich ekspozycji – poświęcono rafie koralowej. To w tym miejscu można stanąć oko w oko z rekinami; muszę jednak przyznać, że jest ich tu stosunkowo niewiele, a samo akwarium ze względu na ograniczenia przestrzenne nie jest specjalnie widowiskowe. Nie ma tutaj choćby tak popularnych w dzisiejszych czasach podwodnych szklanych tuneli, które pozwalają spacerować zwiedzającym bezpośrednio po dnie rafy.

Największe wrażenie zrobiło na mniej pionowe, okrągłe akwarium, w którym żyją setki meduz wielkości dłoni dorosłego mężczyzny. Wygenerowany w zbiorniku sztuczny prąd wodny powoduje, że mieniące się światłem meduzy wykonują nieustanny taniec, a ich ruch przypomina istny wodny balet. Żałuję, że do wnętrza muzeum nie zabrałem ze sobą kamery, by nagrać to niezwykłe zjawisko. W tym miejscu można stać z otwartą buzią zapominając o całym bożym świecie…

Muzeum Oceanarium w Monako

Oceanarium jest bardzo obleganym obiektem, to chyba najbardziej znana atrakcja turystyczna Monako ustępującą pod względem liczby turystów chyba jedynie rozgrywanemu raz do roku Grand Prix Monako Formuły 1. Niestety bilety są stosunkowo drogie: dorośli za wstęp zapłacą 19 euro, a wstęp dla dzieci w wieku 4-17 lat to wydatek 12 euro – tak więc jak łatwo policzyć 4-osobowa rodzina zapłaci za wejście 62 euro (około 265 złotych). Niemniej pod każdym względem warto.

Muzeum czynne jest codziennie w godzinach od 10:00 do 18:00, przy czym ostatnie wejście dopuszczalne jest o godzinie 17:30. Ponieważ zwiedzanie i podziwianie tutejszych „skarbów” wymaga minimum 2-3 godzin skupienia, to uważam, że wejście po godzinie 16:00 nie ma już sensu. Czasem na odpowiedni widok (lub choćby na dostęp w pobliże akwarium) trzeba czekać dłuższą chwilę: ryby nie dość, że nie mają nóg o których pisałem na wstępie artykułu, to na dodatek nie są tresowane i pływają sobie gdzie chcą i jak chcą – chowając się złośliwie w różnych podwodnych zakamarkach. Prawdziwym mistrzem wystawiania na próbę ludzkiej cierpliwości z całą pewnością są przepiękne i groźne mureny; dla ich widoku w pełnej krasie warto jednak poczekać nawet kilkadziesiąt minut.

Dla Rekinów: kliknij w obrazek, aby poznać zasady współpracy ze mną.
Muzeum Oceanarium w Monako

Liczba osób odwiedzających muzeum jest bardzo duża, więc niestety o ile na górnych poziomach wystawienniczych jest zasadniczo pusto, to na niższych kondygnacjach – tam, gdzie umieszczono akwaria – panuje duży tłok. Ten nieco klaustrofobiczny dyskomfort potęgują ciasne przejścia pomiędzy kolejnymi ekspozycjami oraz nieliczne miejsca przeznaczone do siedzenia oblegane szczelnie przez zwiedzających. Miejscami tłum potrafi być tak dokuczliwy, że przy szybach prowadzących do co bardziej egzotycznych stworzeń robią się długie kolejki. Dostanie się do pierwszego rzędu wymaga więc nie tylko cierpliwości, ale także… intensywnej pracy łokciami.

Ciasnota i nadmiar zwiedzających to największy minus całego obiektu. Zdaję sobie sprawę z tego, że właściciele oceanarium mogliby rozwiązać ten problem wprowadzając ograniczenie co do liczby jednocześnie sprzedawanych biletów, jednak wiązałoby się to z pewnością ze skokową zmianą ich ceny. Skutecznym antidotum może być więc jedynie zwiedzanie muzeum poza sezonem, choć dla wielu z nas ze względu na wyjazdy wakacyjne jest to niemożliwe.

Muzeum Oceanarium w Monako

Dużym ułatwieniem jest natomiast obszerny wielopoziomowy parking, który znajduje się w tej samej lokalizacji co muzeum. Jest to także dedykowane miejsce postoju dla wszystkich, którzy samochodem przyjechali zwiedzić Monako – dzięki czemu zostawiając tu auto możecie nie tylko zwiedzić oceanarium, ale także udać się później na spacer po tym mieście-państwie. Za pierwsze dwie godziny postoju zapłacicie 7 euro, za każdą kolejną po około 1 euro.

Czy polecam? Tak, wszystkimi moimi czterema kończynami! Zwłaszcza dla dzieci jest to atrakcja niesamowita, z kategorii niepowtarzalnych wakacyjnych wspomnień. Ale i dla dorosłych widok podwodnych stworzeń, wielu zupełnie nieznanych, to miód na oczy. Sprzed kilku arcyciekawych biomów po prostu nie mogłem się oderwać, i dopiero żona musiała wyrywać mnie z letargu w jaki wpadałem zahipnotyzowany wyglądem zwierząt. I pamiętajcie: nawet te najdziwniejsze i najbrzydsze beznogie stworzenia potrafią być przepiękne!

Uwaga

Odwiedzając mój blog wspierasz istotę białkową. Moje opowieści powstają bez pomocy bzdur generowanych przez AI. Opowiadam wyłącznie o miejscach do których dotarłem samodzielnie – nie są to więc automatyczne, wyimaginowane, generatywne treści o smaku informacyjnej papki zalewające dzisiejsze media. Zastosowanie AI w dziennikarstwie to koniec sensu istnienia tego zawodu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Kliknij znaczniki na poniższej mapie.

Przyroda – więcej losowych materiałów z tej kategorii:

Europa Zachodnia – więcej losowych materiałów z tej kategorii: