To miał być TEORETYCZNIE normalny maraton – taki, jakich przebiegłem już dziesiątki. Splot okoliczności spowodował jednak, że w pewien sposób impreza była niezwykła. Dla mnie na zawsze zostanie w pamięci dlatego, że po raz pierwszy w życiu (i raczej po raz ostatni) stanąłem na podium maratonu w klasyfikacji OPEN. Jak to możliwe? Przeczytajcie !!

Dwa miesiące temu, w marcu 2022 roku, napisał do mnie Piotrek: „Słuchaj, nie masz ochoty pojechać do Tunezji w połowie maja? Jest organizowany duży maraton w Kartaginie – chyba nie masz jeszcze maratonu przebiegniętego w Tunezji…”

Rzeczywiście nie miałem jeszcze „zdobytej” Tunezji. Nastąpiła szybka analiza terminu oraz poszukiwanie połączeń lotniczych. Okazało się, że mogę polecieć z Gdańska, z przesiadką we Frankfurcie, za jedyne 200 euro. Jak na dzisiejsze czasy cena 940 złotych to była w moim przekonaniu bardzo akceptowalna. Jeszcze tego samego dnia zapisaliśmy się na maraton (opłata startowa wynosiła 50 Euro) i stałem się posiadaczem biletu lotniczego…

Pod koniec kwietnia od organizatorów nadeszła niestety zła wiadomość: ze względu na problemy wynikające z pandemii covid-19 maraton został odwołany. Początkowo lekko się załamałem – kupiłem bilety lotnicze bez możliwości ich zwrotu. „Sezon na covid” już się przecież skończył! Skoro do biegu zostało już bardzo mało czasu, to nie podejrzewałem, że organizatorzy mogą odwołać jeszcze maraton. Jak się okazało – było to błędne założenie.

Postanowiliśmy jednak z Piotrkiem do Tunezji pojechać. Może przebiegnę sobie sam maraton podczas podróży po tym kraju? Raczej nie będę planował kolejnego przyjazdu do Tunezji specjalnie na maraton, bo cały ten kraj planowaliśmy zwiedzić już teraz. Napisałem więc do organizatorów maila: „Czy moglibyście dać nam medale – a my sobie pobiegniemy maraton sami?”

Organizatorzy myśleli nad tym, myśleli… aż w końcu po kilku dniach otrzymaliśmy niespodziewaną odpowiedź wysłaną do wszystkich zagranicznych biegaczy: „Nie zwracajcie jeszcze biletów lotniczych. Dajcie nam kilka dni czasu, a my spróbujemy zorganizować kameralną edycję maratonu tylko dla zagranicznych uczestników.”

To była super wiadomość. Czekaliśmy cierpliwie na potwierdzenie. Na dziesięć dni przed wyznaczonym terminem maratonu – na trzy dni przed naszym przyjazdem – otrzymaliśmy niestety złą wiadomość: „Maraton nawet tylko dla zagranicznych biegaczy też nie może się odbyć; nie ma zgody władz na takie rozwiązanie… Zapraszamy wszystkich uczestników na maraton w lutym 2023 roku”

Ponowne załamanie nastroju, ale postanowiłem nie ustępować. Z losem czasem trzeba powalczyć. Ponownie wysłałem maila do organizatorów z prośbą o przekazanie nam medali. „Pobiegniemy sami!”. I gdy wydawało się, że wszystko już stracone – organizatorzy odpisali:

„Przyjedźcie. Zrobimy malutki maraton, tylko dla Was. Jest jeszcze kilku innych gości z zagranicy, którzy też chcą pobiec za wszelką cenę”

No to pojechaliśmy.

Do Tunezji przyjechaliśmy tydzień wcześniej i zwiedziliśmy ten kraj od północy, aż do samego południa. Przygód, które przeżyliśmy, wystarczy na pół książki. Najważniejsze jednak było to, że dzięki tym dniom spędzonym w Tunezji udało nam się przyzwyczaić do panującej tutaj wysokiej temperatury; gdy w końcu wystartowaliśmy w niedzielę 22 maja, termometry wskazywały ponad 30 stopni.

Pomimo zapowiedzi, że uczestników naszego nieco tajnego maratonu będzie około 5-7 osób, na starcie pojawiło się nas tylko trzech. Dwóch biegaczy z Polski i jeden z Holandii. W niczym nie przeszkodziło nam to jednak w rywalizacji: skoro inni zrezygnowali, to ich pech! Spotkaliśmy się z organizatorami maraton o 7 rano w niedzielę, przy rzymskim amfiteatrze w starożytnej Kartaginie. Omówiliśmy szybko ogólnie trasę (składała się z czterech pętli plus dobiegu do mety) i wyruszyliśmy w radosnym nastroju na spotkanie przeznaczenia…

Było gorąco! Cały czas biegliśmy poboczem drogi. Miejscami tworzyły się na niej słynne plamy gorąca, gdzie temperatura bijąca od asfaltowej powierzchni aż zatykała oddech. Do tego nie było ani kawałka płaskiej powierzchni: cały czas było albo z górki, albo pod górkę. Przez pierwsze okrążenie organizatorzy jechali przed nami samochodem pokazując drogę; później stali już tylko na dwóch rondach i pilnowali, by nic nas nie przejechało. Gdy chcieliśmy się napić, można było liczyć na wodę podawaną z ich auta – oraz na banany i rodzynki. Awaryjnie chodziliśmy także kupić coś do picia w okolicznym sklepiku.

Od samego startu miałem wielką radość, gdyż wiedziałem, że ze względu na ograniczoną liczbę rywali czeka mnie na mecie miejsce na podium 🙂 Wystarczyło dobiec. I udało się: Tunezja padła moim łupem w czasie 04:57:48. Zwycięska dwójka rywali miała czas 4 godziny i 32 minuty. Mogli zapewne szybciej – bo obaj biegają maratony po trzy godziny z minutami – ale w tych warunkach trudno było im zmobilizować się do większego wysiłku.

Tak czy inaczej – moja radość była wielka. Polubiłem bycie na pudle! Mój przyjaciel skomentował uzyskany przeze mnie wynik takimi słowami: „Znam wielu zawodników z elity, którzy nigdy nie byli na pudle na maratonie”.

I niech tak zostanie.

Więcej artykułów z kategorii Maratony Świata?