Ikoniczną budowlę wzniesiono na polecenie króla bawarskiego Ludwika II Wittelsbacha – a miało to miejsce nie w mrokach średniowiecza (ani tym bardziej nie w epoce barokowego przepychu), lecz stosunkowo niedawno, w latach 1869-1886. Tym, którzy są na bakier z historią podpowiem: zamek ukończono w 1886 roku – w tym samym, w którym niemiecki inżynier Carl Benz opatentował automobil.
Najprościej będzie powiedzieć wprost: Ludwik II od maleńkości uwielbiał zamki. Jak przystało na przyszłego króla sam urodził się w pałacu, dzieciństwo spędzał na zamkach, a odpoczywał wyłącznie w willach, które pod względem przepychu nie schodziły nigdy poniżej poziomu dzisiejszych 6-gwiazdkowych rezydencji.
Zainteresowania młodego króla nie kończyły się zresztą na architekturze – wykwintną sztukę miał wdrukowaną w swą błękitną duszę. Przyjaźnił się przykładowo z Richardem Wagnerem, i to dzięki jego finansowemu wsparciu ten ostatni stworzył słynny utwór „Pierścień Nibelunga”. Osadzona w kanwach eposu rycerskiego historia tak zafascynowała Ludwika II, że ten całkowicie zakochał się w utworze – do tego stopnia, że wielokrotnie kazał sobie go wystawiać nawet przy pustej widowni; wyłącznie dla siebie. Cóż, królowi wszystko wolno.
Ludwik II był człowiekiem raczej szalonym niż bohaterskim, który wraz z wiekiem (i wraz z kolejnymi niepowodzeniami na arenie międzynarodowej) coraz bardziej odrywał się od rzeczywistości – wolał żyć wewnątrz własnego, wymyślonego świata. Poszukując ucieczki od niepokornej mu rzeczywistości zaczął budować wspaniałe zamki, które miały stać się jego prywatną enklawą – miejscem nieskażonym monotonią królewskiej codzienności. Może i ktoś się obrazi za to co napiszę, ale Ludwik II zachowywał się jak żyjący sto pięćdziesiąt lat po nim Michael Jackson – ten także budował wokół siebie własny świat przeznaczony wyłącznie dla zaproszonych gości. Zresztą zamiłowanie do życia w sztucznym świecie nie było jedynym, co łączyło te obie postacie… Ale to już praca domowa dla zaciekawionych…
Budowa Zamku Neuschwanstein rozpoczęła się w 1869 roku. Wytyczne króla były proste i jasne: ma być pięknie, bogato i sielankowo. O tym, co siedziało już wtedy w głowie Ludwika II doskonale świadczy fakt, że pierwsze szkice i zarys zamku tworzył nie architekt lecz… królewski malarz. To on utrwalał na płótnie bajkowe pomysły króla, które zresztą wielokrotnie były modyfikowane – nawet już w trakcie budowy.
Ludwik II niczym dziecko mające nieograniczony budżet na zakup zabawek wielokrotnie ingerował w projekt, w dowolnym momencie przerywając wznoszenie zamku i nakazując architektom uzupełniać plany o nowe pomieszczenia, ozdobne wieże i skomplikowane konstrukcje. W ten sposób na przykład „skromny” początkowo gabinet władcy rozrósł się do wielkiej sali tronowej, a na całym zamku – ze względu na WAŻNIEJSZE POTRZEBY królewskiego rezydenta – nie przewidziano żadnych pokojów gościnnych. Zamek był budowany wyłącznie dla Króla i Jego służby.
Ciągłe zmiany skutkowały oczywiście opóźnieniami w harmonogramie prac. Pierwotny termin zakończenia budowy – rok 1872 – stał się szybko zupełnie nierealny; główna część zamku została ukończona dopiero czternaście lat później, w 1886 roku. W tym czasie psychika Ludwika II staczała się w dół po równi pochyłej – król zastąpił swoje obowiązki wobec poddanych uzależnieniem od wznoszenia kolejnych rujnujących budżet zamków. Jego biografowie podnoszą dziś nawet kwestię tego, że uległ on specyficznemu obłędowi, w który uciekł na skutek stresu związanego z pełnionymi obowiązkami.
Ostatecznie skończyło się tak, jak wielokrotnie wcześniej i później w historii świata: króla jako osobę nadwrażliwą i niedostosowaną do schematu uznano za niepoczytalnego i nie mogącego sprawować dalej urzędu. Przewieziony do Zamku Berg – i tam praktycznie odizolowany od świata i swoich pałaców – w czerwcu 1886 roku popełnił samobójstwo. Jego zwłoki znaleziona nad brzegiem jeziora – wraz z ciałem osobistego lekarza – co stało się początkiem spekulacji na temat przedawkowania podawanych mu medykamentów. To kolejne podobieństwo zbliżające Ludwika II do historii współczesnego nam króla muzyki pop…
Zanim jednak Ludwik II został ubezwłasnowolniony zdążył ukończyć zamek swoich marzeń. Zamieszkał w nim w 1884 roku, choć wokół wciąż trwały prace wykończeniowe. Wśród strzelistych wież Neuschwanstein – w swojej wymarzonej bajce – popadający w coraz większe długi i tracący popularność król spędził zaledwie 172 dni.
Koszty wzniesienia Zamku Neuschwanstein dwukrotnie przekroczyły zakładany budżet. Ponieważ budowa była finansowana bezpośrednio przez króla, to jego osobisty skarbiec – a pamiętajmy, że nie była to jedyna wznoszona przez niego rezydencja – szybko zaczął świecić pustkami. Z tego też powodu, przedkładając swoje fantazje i marzenia ponad dobro własnego kraju, Ludwik II zdecydował się przyjąć pieniądze od Otto Bismarcka – 6 milionów marek w złocie – w zamian za poparcie jego idei zjednoczenia Niemiec. W efekcie Bawaria straciła niezależność i została przyłączona do odradzającego się Cesarstwa Niemiec. Ostatecznie Ludwik II został więc nie tylko zdominowanym przez obłęd bankrutem, ale także przekazał w cudze ręce koronę swojego kraju.
Zamek Neuschwanstein leży w Bawarii, niedaleko miasta Fussen, zaledwie dwa kilometry w linii prostej od granicy z Austrią. Obecnie znajduje się w rękach państwowych, zarządza nim kraj związkowy Niemiec – Wolne Państwo Bawaria. Zamek jest dziś jedną z największych atrakcji turystycznych Niemiec – rocznie odwiedza go ponad milion turystów, a w szczycie sezonu nawet po 10 tysięcy osób… dziennie. Łatwo więc się domyślicie, że jego zwiedzanie do czysta turystyczna hekatomba…
Aby dostać się do zamku najlepiej zaparkować samochód w leżącej u stóp wzgórza wiosce Hohenschwangau – choć ze względu na panujący tam tłok znalezienie wolnego miejsca nie będzie ani łatwe, ani tanie. Nie warto jednak zostawiać samochodu na poboczu drogi (ani w innych nieprzeznaczonym do tego miejscach), gdyż wyjdzie jeszcze drożej. Na sam zamek można dojść pieszo lub pojechać konną bryczką; zdecydowanie polecam to pierwsze rozwiązanie – półtorakilometrowy spacer zajmie wam nie więcej niż pół godziny.
Bilety wstępu nie należą do najtańszych: dorośli za wstęp zapłacą 15 euro – i jest to cena wyłącznie za wejście na Zamek Neuschwanstein, bez pozostałych okolicznych atrakcji. Można także kupić bilet „pakietowy”, który upoważnia dodatkowo do wstępu na pobliski Zamek Hohenschwangau oraz do znajdującego się obok niego Muzeum Króla Bawarii: taki bilet kosztuje 41 euro (bilety kupowane osobno to wydatek 50 euro). Jak widać szału nie ma, choć z drugiej strony – po co właściciele mieliby sprzedawać bilety tanio, skoro drogie też „schodzą”?
Ze spacerem na Zamek Neuschwanstein wiąże się także spora ciekawostka: budowla znajduje się na szczycie wzgórza, więc idzie się dość odczuwalnie pod górę. Dlatego też wiele osób wybiera alternatywną formę transportu, którą stanowią konne bryczki – bardzo podobne do funkcjonujących w Zakopanem na trasie do Morskiego Oka.
Co na to obrońcy praw zwierząt? Dokładniejsze przyjrzenie się powozom pokazuje, że to jednak coś zupełnie innego: otóż tutejsze bryczki wyposażono w napęd hybrydowy – w silnik napędzający tylną oś pojazdu dzięki energii gromadzonej w akumulatorach. Taki pojazd ładuje się podczas zjazdu w dół – w drodze powrotnej z zamku – a podczas drogi pod górkę silnik włącza się, i wspiera wysiłek zaprzęgniętych koni. Zobaczcie jak to wygląda na poniższych zdjęciach:
Dla osób szukających idealnej fotograficznej ekspozycji – oraz dla tych, którzy nie chcą kupować drogiego biletu – mam niewielką podpowiedź: cały zamek można swobodnie (i za darmo!) obejść dookoła wyznaczonymi ścieżkami. Jedna z nich wiedzie na południe, na Marienbrücke – most wiszący nad strumieniem Pollat – z którego roztacza się piękny widok wprost na zamek.
Miejsce jest idealne do fotografowania. Przechodząc przez most można wejść także na szczyty okolicznych gór, z których roztacza się jeszcze lepszy widok. Niestety podczas naszej wizyty most był zamknięty ze względu na remont. Alternatywnie można pójść szlakiem także od drugiej strony, ale oznacza to 7-8 kilometrową wędrówkę po górach; niewątpliwie jednak warto.
Ze względu na swoją historię – tak przecież różną od „tradycyjnych” zamków – bawarskie władze starają się, by Zamek Neuschwanstein został wpisany na Listę Dziedzictwa UNESCO. Obiekt znajduje się na tzw. liście oczekujących od 2015 roku. Czy stanie się wkrótce kolejną atrakcją UNESCO? Trudno powiedzieć: wszak to tylko bajkowy pomysł nieco szalonego króla.