Jako miejsce fotograficznej wycieczki wybrałem dość rzadki biom – stosunkowo gęsto porośnięty podmokły polder położony w pobliżu niewielkiego jeziora. Lokalizacja była bardzo ciemna, chłodna i wilgotna; zwłaszcza ten ostatni czynnik powodował jej specyficzną tajemniczość.
Gęstwina na co dzień jest ostoją dzikiej zwierzyny, o czym świadczą liczne tropy i ścieżki pozostawione przez stada saren i kilka mieszkających tutaj dzików. Kilkanaście lat temu rosnący w tym miejscu pierwotny bukowy (?) las został wycięty, a po wysokich drzewach zostały zanurzone w mokradle kikuty pni. To one właśnie stały się niespodziewanymi bohaterami mojej małej wyprawy.
Wysokie na niecały metr pnie – jest ich łącznie grubo ponad sto sztuk – porosły w międzyczasie gęsto mchami i stały się ostoją różnego rodzaju grzybów oraz ślimaków. Latem zapewne jest tu także dużo owadów i pająków, ale w środku zimy poukrywały się one wewnątrz pni. Tak wycięty las z daleka nie zapowiadał szczególnie intensywnych doznań fotograficznych, ale z bliska okazał się istnym rajem!
W gęstwinie dominują rośliny uwielbiające wysoką wilgotność i chłód; dlatego też najciekawsze rzeczy działy się po północnej stronie pniaków. Ich szczyty zaś porastały imponujące grzybnie, niestety w wielu przypadkach wyjedzone i mocno zniszczone przez sarny. Największym „łupem” mojego spaceru została przepiękna, kilkudziesięcio-centymetrowej wielkości kolonia Płomiennicy Zimowej – podobno jadalnego grzyba, który uwielbia takie właśnie warunki: zimno, wilgoć i dużo cienia. Grzyb rósł sobie ukryty pod zwalonym pniem na samym skraju mokradła.
Żeby zrobić ciekawe zdjęcia trzeba uważnie patrzeć pod nogi i nie bać się czołgania do miejsc, do których docierają wyłącznie zwierzęta. Pomaga powolna wędrówka na czworaka połączona z wsadzaniem głowy w różne dziuple, dziury i inne leśne czeluście. Wskazana jest także spostrzegawczość oraz ubranie, którego nie będzie nam szkoda pobrudzić. Całe szczęście grzyby są o wiele łatwiejszym obiektem fotografowania niż np. ptaki – nie uciekają, nie ruszają się i nie przeskakują z gałęzi na gałąź. No i można do nich bezpiecznie podejść na kilka centymetrów – zupełnie inaczej niż do np. dzików – więc nie będzie Wam potrzebny ekstremalnie drogi sprzęt!
Polecam.