Harmonogram mojego pierwszego wyjazdu do Kazachstanu obejmował zwiedzenie kilku unesków. Na liście były petroglify w Tanbałach, Mauzoleum w Turkiestanie oraz kilka biosfer. Ale osady o nazwie Aktobe (nie mylić z miastem o tej samej nazwie leżącym w zachodnim Kazachstanie) na niej nie było. Okazało się, że jest to jeden z ukrytych obiektów, znajdujących się na zawierającej aż 33 pozycje liście przypisanej do innego kraju. Tym wpisem UNESCO był Jedwabny Szlak – Sieć Tras Korytarza Chang’an-Tianshan.
Ów wpis jest tzw. wpisem wielokrotnym, czyli zawierającym więcej niż jeden obiekt – podobnie jak wpis pt. Kopalnie Soli w Polsce zawierający trzy obiekty: Wieliczkę, Bochnię oraz Zamek Żupny w Wieliczce. W przypadku Jedwabnego Szlaku pod jednym wpisem znalazły się aż 33 obiekty – z czego 22 w Chinach, trzy w Kirgistanie i osiem w Kazachstanie. Uprzedzając fakty: mam po co wrócić do Kazachstanu!
Podjęliśmy rzuconą nam przez los rękawicę i bezzwłocznie zjechaliśmy z autostrady. W teorii było blisko – 15 kilometrów – powinniśmy więc dojechać w kilka minut. Jak to jednak często bywa droga wkrótce się skończyła, i większość trasy pokonaliśmy jadąc na przełaj. Zajęło nam to godzinę, ale najważniejsze, że dojechaliśmy w jednym kawałku – co ze względu na podmokły teren wcale nie było takie oczywiste. Tutaj mała podpowiedź dla pragnących podążyć kiedyś naszym śladem: z autostrady A-2 jest też inny zjazd, i wtedy macie do przejechania tylko 4 kilometry…
Ruiny Aktobe leżą w rozwidleniu dwóch niewielkich rzek: Aksu i Chu. Jeżeli poświęcicie chwilę na dokładniejsze obejrzenie zdjęć dołączonych do tego artykułu to przekonacie się, że nazwanie tych strumieni rzekami jest nieco na wyrost. Ciągną się one gęstymi serpentynami przez kilkadziesiąt kilometrów, meandrując w rekordowy wręcz sposób i nawadniając okoliczną równinę tak skutecznie, że w wielu miejscach nawet dziś zamienia się ona w nieprzejezdne bagno.
Pomimo iż udało nam się nie utonąć w podstępnych i zdradzieckich rozlewiskach, to nasza wizyta i tak zaczęła się nieco pechowo. Okazało się, że na teren wykopalisk (w Aktobe cały czas trwają badania archeologiczne) wjechaliśmy przez teren prywatny, na którym zauważył nas jeden z pracowników mieszkający w przyczepie opatrzonej wiele mówiącym napisem KazArcheology. Nasze wtargnięcie wywołało niezamierzone skutki: z przyczepy wyłonił się postawny mężczyzna, który mocno zdenerwowany poszczuł nas stadem psów. Całe szczęście okazało się, że owe stado składało się z młodych szczeniaczków, które bardziej chciały się z nami bawić niż atakować; ostatecznie ich wątpliwości rozwiał Paweł częstując je wyciągniętą z kieszeni starą kanapką. W ten sposób zepsuliśmy Panu z Archeo całkiem dobre stado psów.
Przedostawszy się przez zardzewiałą furtkę na teren wykopalisk rozejrzeliśmy się wokół z ciekawością. Przed nami wyrosła niewielka i dość zgrabnie zrekonstruowana wioska, złożona z niskich budynków przypominających na pierwszy rzut oka meksykańskie Pueblo. Aktobe wzniesiono w VI wieku n.e. i przetrwało ono aż do XIII wieku. Wszelkie budowle wznoszono z materiałów, które dostępne były pod ręką: czyli z suszonej na słońcu mułowej cegły.
Takie cegły od tysiącleci stosowano we wszystkich regionach świata, w których drewno bądź kamień były niedostępne lub zbyt drogie. Do ich wykonania potrzebna jest tylko woda i błoto: z dna rzek, strumieni lub jezior czerpie się muł, formuje się go w prostopadłościenne bryły, dla lepszego utwardzenia miesza z trawą lub trzciną – i wystawia na słońce w celu wyschnięcia. Uzyskane cegły są nietrwałe i niezgrabne, ale za to tanie, dostępne w dużych ilościach oraz niezwykle proste do wykonania. Nic więc dziwnego, że już w starożytności – choćby w Mezopotamii – wznoszono z nich pałace, fortece, mury, a nawet całe miasta.
Niestety cegła mułowa ma jedną ogromną wadę: niską odporność na warunki atmosferyczne. W efekcie wznoszone budowle wymagają ciągłej konserwacji, która zajmuje bardzo dużo czasu. Każda pora deszczowa powoduje ubytki w murach, a budynki w ciągu kilkudziesięciu lat potrafią zamienić się pod wpływem opadów i wilgoci w zgliszcza przypominające kopiec termitów.
Miejsce do którego dotarliśmy okazało się jedną z niegdysiejszych cytadel miasta, oraz starannie zrekonstruowanym przez archeologów fragmentem części tkanki miejskiej zwanym szachristan. Prace naukowe zapoczątkowano tu w 1980 roku w ramach projektów poszukiwania i inwentaryzacji śladów legendarnego Wielkiego Jedwabnego Szlaku prowadzącego z Chin do Europy.
Musicie przyznać, że na zdjęciach bohater mojej dzisiejszej opowieści wygląda dość skromnie; i przyznam się, że sam także uległem tej ułudzie – dałem się nabrać. Chodząc po zawalonych fragmentach murów i domów myślałem, że jest to jedno z setek zagubionych przez ludzką pamięć niewielkich miasteczek położonych wzdłuż Jedwabnego Szlaku. Ruiny zajmowały obszar zaledwie około 200 x 200 metrów. Dopiero po powrocie do Polski zrozumiałem swój ogromny błąd!
Okazuje się, że zdjęcia które widzicie przedstawiają ruiny… jednego z największych i najważniejszych miast handlowych na mitycznym Jedwabnym Szlaku. Szacuje się, że w czasach największego rozkwitu mieszkało tu… 675 tysięcy mieszkańców. Ta liczba wydaje się przesadzona, ale nawet podzielona na dwa i tak robi ogromne wrażenie. Jak to możliwe, że te niskie i wykonane z wyschniętego błota budowle – położone pośrodku równiny otoczonej dwoma wątłymi strumieniami – były kiedyś tak ogromnym miastem? Przecież jak okiem sięgnąć poza porośniętymi trawą niskimi wzgórkami na tej równinie właściwie nic więcej nie ma…
Błąd! To właśnie te niepozorne wzgórza są kluczem do rozwiązania zagadki! Dopiero oglądając równinę z góry – z samolotu, z drona, z kosmosu – widać, że to nie są żadne wzniesienia stworzone przez naturę, lecz porośnięte stepową roślinnością pozostałości po dziesiątkach tysięcy domów, ulic, murów obronnych i pałaców. Okazuje się, że cała ta równina (o powierzchni 70 kilometrów kwadratowych) kilkaset lat temu była tętniącym życiem olbrzymim miastem!
Owo miasto było stolicą Kaganatu Tureckiego – królestwa Karluków, Karachitanów i Kitanów – trzech tureckojęzycznych ludów, które przez kilka stuleci panowały nad tym regionem i wzbogacały się dzięki pośrednictwu w handlu pomiędzy Chinami a Persją. Aktobe znane było wówczas jako Balasagun i rzeczywiście liczyło ponad pół miliona mieszkańców. Dla porównania Londyn w tamtym czasie miał 20 tysięcy mieszkańców, a Paryż 100 tysięcy – aż pięć razy mniej!
Ten potężny ośrodek miejski otoczony był dwoma murami obwodowymi. Pierwszy z nich miał 25 kilometrów długości (!), drugi 17 kilometrów; całość otaczała dodatkowo fosa o długości… 52 kilometrów. W 5-6 metrowej wysokości wałach znajdowały się liczne wieże i bramy; dodatkowe specjalne wieże obserwacyjne ustawiono także setki metrów przed murami. Wewnątrz miasta znajdowały się potężne cytadele, świątynie, pałace, warsztaty rzemieślnicze, rezydencje oraz dzielnice robotników zwane rabadu. Wewnątrz murów znajdowały się także pola uprawne, dzięki czemu miasto mogło funkcjonować nawet wtedy, gdy było oblegane. Nikt nie wznosi takich umocnień przez przypadek: wskazuje to więc pośrednio na agresywnych sąsiadów.
Do miasta prowadziły cztery główne bramy oraz podziemne kanały – wodociągi – doprowadzające wodę z pobliskich rzek. Rzeki te – strumienie o których już wspomniałem – tworząc meandry i rozlewiska stanowiły przy okazji dodatkowe zabezpieczenie przed najazdami. W centrum miasta znajdowały się fontanny, łaźnie oraz miejsca przeznaczone pod obozowiska karawan zwane karawanserajami. I to właśnie najprawdopodobniej one były źródłem bogactwa miasta oraz całego Kaganatu.
Dziś po wspaniałym mieście nie pozostały nawet legendy. Chodziliśmy po wzgórzach, wjeżdżaliśmy samochodem na ich wierzchołki, wrzucaliśmy kamienie do strumieni sprawdzając ich głębokość – szukaliśmy drogi wyjazdu z tego dziwnego, trawiastego labiryntu. Jesienią 2021 roku nawet do głowy nam nie przyszło, że stąpamy po ruinach domów, że wspinamy się na budzące kiedyś podziw mury. Nasze auto omijało slalomem co wyższe pagórki, które w rzeczywistości były zawalonymi basztami – dziś porośniętymi trawą. Obecnie nawet potężne Cytadele nie są już niczym innym, jak tylko stertami wyschniętego błota. Aż trudno uwierzyć w to, że cała ta równina była kiedyś hucznym, gwarnym, nigdy nie zasypiającym miastem.
Na przełomie XII i XIII wieku Aktobe podzieliło los setek innych miast centralnej Azji, które uległy mongolskiej nawale. O jego nagłym zniszczeniu świadczą dowody archeologiczne: odnajdywane ślady pożogi w dolnych częściach zawalonych cytadel, zakopane i stopione skarby złożone z tysięcy monet, oraz nagłe ucięcie stratygrafii archeologicznej – historii kolejnych nachodzących na siebie historycznych warstw niczym słoje w drzewach. Gdy mongolska jazda przetoczyła się przez miasto, pomknęła dalej – a na równinie zostały tylko zgliszcza i wiatr. Wiosenne deszcze potrzebowały niewiele czasu, by rozmyć resztki wzniesionych z cegły mułowej murów, wież, bram, domów. W błyskawicznym tempie świat zapomniał o kolejnej cywilizacji, która padła łupem barbarzyńców.
Warto wiedzieć, że Aktobe nie było jakimś tajemniczym czy ukrytym miastem. We wczesnym średniowieczu dotarło tu chrześcijaństwo, które egzystowało ramię w ramię z islamem i z innymi religiami. Świadczą o tym odnajdywane charakterystyczne szczątki sakralne przypisywane poszczególnym religiom. Było to miasto wieloetniczne i kosmopolityczne – pełne filozofów, poetów – ale nade wszystko kupców. W głębi ruin odkopano skarby złożone z monet pochodzących z niemal całego znanego świata; także wyjątkowe jadeitowe ozdoby – tak bardzo pożądane na terenach odległego Cesarstwa Chin.
Pomimo swojego bogactwa mieszkańcy Aktobe zniknęli z kart historii w zaledwie kilka chwil. Nie zachowały się żadne źródła pisane, które przekazałyby historię oblężenia i upadku miasta. Czy były to epickie zmagania? A może poddano mury w obliczu pewnej klęski? Czy mieszkańcy wybrali kapitulację i niewolę, czy może pożogę i rzeź? Nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: miasto Aktobe istniało przez siedem stuleci, a potem znikło z powierzchni ziemi. Pozostała równina pełna zielonych niskich kopców oraz dwa strumienie meandrujące wzdłuż niegdysiejszej potężnej fosy. Charakterystyczne ślady miasta wciąż można za to podziwiać… z kosmosu.
Więcej możecie przeczytać TUTAJ
Lokalizację możecie zobaczyć na mapach – TUTAJ
Szlak Korytarza Chang’an-Tianshan to obszar stanowiący 5000-kilometrowy odcinek rozległej sieci Jedwabnego Szlaku, rozciągającej się od Chang’an/Luoyang, centralnej stolicy Chin za czasów dynastii Han i Tang, do regionu Zhetysu w Azji Środkowej. Szlak ten powstał między II wiekiem p.n.e. a I wiekiem n.e. i pozostawał w użyciu do XVI wieku, łącząc wiele cywilizacji i umożliwiając dalekosiężną wymianę handlową, religijną, naukową, technologiczną, kulturową i artystyczną. Sieć szlaków obejmuje trzydzieści trzy elementy, takie jak stolice i kompleksy pałacowe różnych imperiów i królestw chanów, osady handlowe, buddyjskie świątynie jaskiniowe, starożytne szlaki, poczty, przełęcze, wieże strażnicze, fragmenty Wielkiego Muru, fortyfikacje, grobowce i budowle sakralne.